Podczas rozmowy telefonicznej w środę wieczorem, prezydenci Turcji i USA, Recep Tayyip Erdogan i Donald Trump, mówili o kryzysie w Syrii - poinformowało źródło zbliżone do administracji Erdogana.

Według tego źródła obaj prezydenci przeprowadzili "wymianę poglądów na temat najnowszych wydarzeń w Syrii".

Do rozmowy doszło po tym, jak Donald Trump ostrzegł w środę przed militarną reakcją Zachodu na rzekomy atak chemiczny w Syrii, co doprowadziło do eskalacji napięcia między Waszyngtonem a Moskwą.

Ze swej strony Turcja zaapelowała do USA i Rosji o powściągliwość. Szef tureckiego rządu Binali Yildirim porównał w środę groźby i wymiany słów między Rosją a Stanami Zjednoczonymi, dotyczycące ewentualnego ataku na Syrię, do "bijatyki" i zaapelował o jej zakończenie.

"Jeden mówi: Ja mam lepsze pociski, a drugi na to: Nie, to ja mam lepsze pociski. Dalej, wyślijcie je!" (...) To bijatyka, walczą jak zbiry" - ubolewał premier Turcji, kluczowego gracza konfliktu syryjskiego, wygłaszając przemówienie w Stambule.

"A kto płaci cenę? (...) Cywile" - dodał szef tureckiego rządu.

Prezydent Donald Trump napisał w środę na Twitterze, że Rosja powinna się przygotować na wystrzelenie przez USA pocisków w kierunku Syrii w odpowiedzi na domniemany sobotni atak chemiczny w Dumie. Wcześniej Moskwa ostrzegła przed wszelkimi działaniami, które mogłyby "zdestabilizować i tak trudną sytuację w regionie".

"Rosja zapewnia, że zestrzeli dowolny i każdy pocisk wystrzelony w kierunku Syrii. Przygotuj się Rosjo, bo one nadejdą, (będą) ładne, nowe i "chytre"! Nie powinnaś być partnerką Zwierzęcia Zabijającego Gazem, które zabija swoich ludzi i znajduje w tym przyjemność!" - brzmi wpis amerykańskiego prezydenta.

Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa napisała na Facebooku, że "inteligentne pociski powinny lecieć w kierunku terrorystów, a nie prawowitego rządu, który od lat walczy z międzynarodowym terroryzmem na swym terytorium". Według Zacharowej amerykański atak rakietowy w Syrii mógłby być próbą zniszczenia dowodów na atak chemiczny w Dumie.

"W tych dniach powinność stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ jest jeszcze większa" - oznajmił Yildirim. "A co oni robią? Grożą sobie tweetami" - dodał.

"Teraz nie jest czas na rywalizację, lecz na opatrywanie ran w regionie. (...) Teraz jest czas na odłożenie na bok tej bijatyki, by dowiedzieć się, kto jest silniejszy" - podkreślił.

Jak pisze agencja AFP, w tym sporze Turcja znalazła się pomiędzy swym amerykańskim sojusznikiem, z którym w ciągu dwóch lat jej relacje znacznie się ochłodziły, a swym rosyjskim partnerem, z którym mimo wieloletniej rywalizacji ostatnio stosunki są coraz cieplejsze.

Turcja wspiera syryjską opozycję, która od 2011 roku próbuje obalić reżim Asada. Jednak od ponad roku Ankara wydaje się coraz bardziej zaniepokojona działalnością kurdyjskich bojówek na północy Syrii i ściśle współpracuje z Rosją i Iranem, sprzymierzonymi z syryjskim rządem.