Moja sprawa na pewno nie jest rozwojowa. Ona może być rozwojowa z punktu widzenia politycznego. Celem sprawy nie jestem ja, tylko Donald Tusk, ja jestem środkiem do osiągnięcia celu - mówił w piątek Jacek Kapica.

Przed tygodniem Prokuratura Okręgowa w Białymstoku postawiła mu zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych w latach 2008-2015 "w celu osiągnięcia korzyści majątkowej dla innych osób, w łącznej kwocie ponad 21 mld zł". Do przeprowadzenia tych czynności został on wtedy zatrzymany w Warszawie przez CBA i przewieziony do Białegostoku. Jak wynika z komunikatu prokuratury, nie przyznał się i złożył krótkie wyjaśnienia.

"Nikt nigdy nie dostał takiego wyssanego z palca zarzutu na taką sumę (21 mld złotych–PAP)(...) Na każdym robi to wrażenie, zwłaszcza brak podstaw ekonomicznych takiej kwoty (...) Oczywiście, że tak (jestem niewinny-PAP) i zamierzam to udowodnić" przed prokuratorem w tym postępowaniu bądź przed sądem – mówił w TVN24 Jacek Kapica, były wiceminister finansów w rządzie Donalda Tuska.

"Moja sprawa na pewno nie jest rozwojowa. Ona może być rozwojowa z punktu widzenia politycznego. Celem sprawy nie jestem ja, tylko Donald Tusk, ja jestem środkiem do osiągnięcia celu" – podkreślił.

Jak powiedział, "wszystkie czynności (dot. zatrzymania mnie-PAP) miały charakter fasadowy". "Nie zatrzymano mojego prywatnego laptopa, tylko zatrzymano mój telefon i laptop służbowy, moje dzieci mają komputery i nikt tam nie zajrzał, mój syn nawet się nie obudził w tym czasie, bo agent wszedł, zobaczył, że jest dziecko i wyszedł. Nikt nie zajrzał do garderoby i pudełek po butach mojej żony. Co to było za przeszukanie?" – relacjonował były wiceminister finansów.

Biorąc pod uwagę upływ czasu oraz zgromadzony w sprawie, obszerny materiał dowodowy, prokurator ocenił, że nie ma potrzeby wnioskowania o areszt tymczasowy podejrzanego. Zastosował wobec niego m.in. 500 tys. zł poręczenia majątkowego oraz nakaz powstrzymania się od działalności związanej z udzielaniem porad i konsultacji w zakresie urządzania i prowadzenia gier hazardowych oraz zakładów wzajemnych. Zastosował też zabezpieczenie mienia w kwocie 500 tys. zł, poprzez ustanowienie hipotek na dwóch nieruchomościach.

Zarzuty postawione b. wiceministrowi finansów w rządzie PO-PSL związane są z rejestrowaniem automatów do gry o niskich wygranych, tzw. jednorękich bandytów. Według śledczych w rzeczywistości pozwalały one na grę o wysokie stawki, mimo że - zgodnie z prawem - dopuszczalne były jednorazowe wygrane jedynie o wartości kilkudziesięciu złotych.

"Straty z tego tytułu ponosił Skarb Państwa - użytkownicy automatów odprowadzali miesięczny ryczałt w kwotach od 80 do 180 euro, podczas gdy winni byli płacić podatek w wysokości 45 proc. przychodów" - podawała prokuratura w komunikacie po postawieniu zarzutów. Według niej niedopełnienie przez podejrzanego obowiązków skutkowało stratą przez Skarb Państwa ponad 21 mld zł podatków, na rzecz właścicieli automatów do gry, którzy takich podatków nie odprowadzili.

Trwające już w sumie kilka lat postępowanie w sprawie tzw. afery hazardowej początkowo prowadziła Prokuratura Apelacyjna w Białymstoku. Według doniesień medialnych w momencie, kiedy zarzut niedopełnienia obowiązków służbowych miał usłyszeć Jacek K., ten wątek śledztwa został przeniesiony do prokuratury w Poznaniu. Tamtejsi śledczy badali, czy w latach 2006-2009 urzędnicy Ministerstwa Finansów doprowadzili do rejestracji, wbrew obowiązującym wówczas przepisom, tysięcy automatów do gier hazardowych; ostatecznie jednak śledztwo umorzyli. Po analizie zasadności decyzji o umorzeniu tego śledztwa, Prokuratura Krajowa zdecydowała o konieczności wznowienia postępowania.

W zamieszczonym w miniony wtorek w mediach społecznościowych oświadczeniu b. wiceminister napisał, iż nie ma żadnych zastrzeżeń, aby media, opisując sprawę przywoływały jego pełne dane personalne, po postawieniu zarzutów formalnie ograniczone do imienia i pierwszej litery nazwiska. "Z tego bowiem, co dotąd zrobiłem dla Polski, jestem wyłącznie dumny. Jestem Jacek Kapica, nie Jacek K." - napisał.