Wielu cywilów zginęło w nalotach przeprowadzanych w 2017 roku w Syrii przez Rosję i koalicję dowodzoną przez USA, a syryjskie siły rządowe stały za atakami chemicznymi w kontrolowanej przez rebeliantów Wschodniej Gucie - wynika z wtorkowego raportu ONZ.

W najnowszym raporcie oenzetowskiej komisji śledczej ds. zbrodni wojennych w Syrii czytamy też, że bojownicy Państwa Islamskiego (IS) i innych organizacji dokonywali zbrodni wojennych, m.in. atakując cywilów i wykorzystując ich jako ludzkie tarcze. Raport jest wynikiem prac komisji od 8 lipca 2017 roku do 15 stycznia 2018 roku. W tym czasie "ofiary syryjskiego konfliktu ogromnie cierpiały", eskalacja przemocy osiągnęła nowy poziom, a syryjskie "siły rządowe nadal używały broni chemicznej wobec uzbrojonych bojowników we Wschodniej Gucie" - podkreślają śledczy.

Według ich raportu "z wszystkich dostępnych informacji" wynika, że 13 listopada 2017 roku rosyjski samolot zaatakował targ, pobliskie domy i komisariat policji w Atareb na zachód od Aleppo, w strefie bezpieczeństwa utworzonej przez Rosję, Iran i Turcję. Zginęły co najmniej 84 osoby. Zdaniem śledczych samolot wystartował z rosyjskiej bazy sił powietrznych Hmejmim w Syrii.

Ten atak "mógł być zbrodnią wojenną" - napisali członkowie utworzonej ponad sześć lat temu komisji, po raz pierwszy wyraźnie wskazując, że Moskwa mogła być winna zbrodni wojennych w Syrii.

Trzyosobowa komisja, której pracami kieruje Paulo Pinheiro, skrytykowała też działania międzynarodowej koalicji antydżihadystycznej dowodzonej przez USA. Według raportu w trzech nalotach koalicji na szkołę w pobliżu Ar-Rakki w marcu 2017 roku zginęło 150 mieszkańców. To prawie pięć razy więcej niż wcześniej podawał Pentagon, który twierdził, że śmierć poniosły dziesiątki bojowników, a nie cywile.

Oenzetowscy śledczy nie znaleźli dowodów, że w chwili ataku na miejscu byli bojownicy IS. Według komisji dowodzona przez USA koalicja złamała międzynarodowe prawo, gdyż nie spełniła swego obowiązku polegającego na ochronie cywilów.

Raport powstał na podstawie 500 rozmów z ofiarami i świadkami ataków, które obecnie przebywają za granicą lub w Syrii. Wywiady przeprowadzano za pośrednictwem mediów społecznościowych. Rząd prezydenta Baszara el-Asada nie wpuścił śledczych do kraju.

Według śledczych siły Asada wykorzystały też broń chemiczną przeciwko rebeliantom we Wschodniej Gucie, gdzie trzykrotnie w lipcu 2017 roku podczas ataków stosowano chlor. Do ataku chemicznego doszło też w listopadzie ub.r. w mieście Harasta na zachodzie Wschodniej Guty.

Śledczy przypomnieli, że "zwyczajowe międzynarodowe prawo humanitarne zabrania używania broni chemicznej, niezależnie od obecności ważnego celu wojskowego".

Syryjski rząd zaprzecza, jakoby dokonywał ataków chemicznych, i utrzymuje, że zniszczył zapasy zakazanych gazów trujących.

W oenzetowskim raporcie odnotowano też, że wysiłki, by postawić przedstawicieli rządu w Damaszku przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym (MTK), wyhamowały z powodu braku zgody Moskwy. Dlatego śledczy z zadowoleniem przyjęli pozywanie winnych w krajowych sądach. Podkreślili, że ofiarom potrzebna jest pomoc, by mogły one dochodzić sprawiedliwości, a ukaranie winnych powinno być "głównym elementem" jakiegokolwiek wynegocjowanego porozumienia dotyczącego zakończenia wojny.

"Nie może być żadnych ułaskawień ani amnestii dla tych, którzy są odpowiedzialni za (...) brutalne łamanie praw człowieka i (...) zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciwko ludzkości lub ludobójstwo" - czytamy.

W wyniku wojny domowej w Syrii, która wybuchła w 2011 roku i przerodziła się w konflikt z udziałem wielu regionalnych i światowych potęg, zginęły setki tysięcy ludzi, a co najmniej 11 mln musiało opuścić swoje domy.

W 2014 roku do wojny przyłączyły się Stany Zjednoczone, które stanęły na czele międzynarodowej koalicji atakującej bojowników IS zarówno w Syrii, jak i w Iraku. Większość z nich została wyeliminowana w ub.r. Rosja włączyła się do wojny w 2015 roku, zapewniając wsparcie lotnicze i lądowe swym sojusznikom z syryjskim rządzie.(PAP)