Zofia Romaszewska nie ma racji i nie powinna w ten sposób mówić o nowelizacji ustawy o IPN - ocenił sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Andrzej Dera, komentując w TVN24 krytyczne wobec noweli słowa doradczyni prezydenta.

W programie "Kawa na ławę" w TVN24, Dera przypomniał, że zgodnie z prawem, każdy obywatel może bronić swojego dobrego imienia.

- Pytanie kluczowe, czy my jako naród, możemy się bronić w momencie, kiedy jest szargane dobre imię Polski? Powstała ustawa, wzorowana zresztą na ustawie izraelskiej, że nie wolno tego robić. I nagle powstał ogromy szum - mówił Dera. Dodał, że "prezydent podpisał tę ustawę i skierował ją do Trybunału, właśnie po to, żeby Trybunał mógł wyjaśnić wątpliwości, które zgłaszała strona izraelska".

Dopytywany, czy w takim razie doradczyni prezydenta Zofia Romaszewska, która określiła tę nowelę jako "idiotyczną", nie ma racji, Dera odpowiedział: - Moim zdaniem nie ma racji i nie powinna w ten sposób mówić.

W jego opinii, efektem zamieszania wokół noweli są m.in. jednoznaczne zapewnienia ze strony przedstawicieli Niemiec, że to ten kraj odpowiada za II Wojnę Światową i Holocaust. - I to jest największe osiągnięcie tego, co się stało - podkreślił.

Dera wypowiedział się też o sporze wokół sobotnich słów premiera Mateusza Morawieckiego na konferencji w Monachium. - Istotą odpowiedzi była obrona Polski i polskiego honoru - przekonywał.

Prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację ustawy o IPN 6 lutego. W trybie kontroli następczej skierował nowelizację do Trybunału Konstytucyjnego. Prezydent chce, by Trybunał zbadał, czy wolność słowa nie jest przez przepisy noweli ustawy o IPN w sposób nieuprawniony ograniczona, oraz by TK zbadał kwestię tzw. określoności przepisów prawa.

Zgodnie z nowelizacją ustawy o IPN każdy, kto publicznie i wbrew faktom przypisuje polskiemu narodowi lub państwu polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę Niemiecką lub inne zbrodnie przeciwko ludzkości, pokojowi i zbrodnie wojenne, będzie podlegał karze grzywny lub pozbawienia wolności do lat trzech. Taka sama kara grozi za "rażące pomniejszanie odpowiedzialności rzeczywistych sprawców tych zbrodni".

Nowela ustawy o IPN - która wejdzie w życie 1 marca - wywołała krytykę m.in. ze strony Izraela, USA i Ukrainy. Rozczarowanie decyzją prezydenta Andrzeja Dudy o jej podpisaniu wyraził sekretarz stanu USA Rex Tillerson.

W sobotę, podczas jednego z paneli sobotniej Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, dziennikarz Ronen Bergman, zwracając się do szefa polskiego rządu ws. nowelizacji ustawy o IPN, przedstawił historię swojej urodzonej w Polsce matki, która przeżyła Holokaust, ale wielu członków jej rodziny zginęło, ponieważ zostali zadenuncjowani na Gestapo przez Polaków. Następnie oświadczył: "Gdybym opowiedział jej historię w Polsce, byłbym uznany za przestępcę?. Co wy próbujecie zrobić? Dolewacie oliwy do ognia".

Odpowiadając na pytanie Bergmana, Morawiecki powiedział m.in.: - Jest to niezmiernie ważne, aby zrozumieć, że oczywiście nie będzie to karane, nie będzie to postrzegane, jako działalność przestępcza, jeśli ktoś powie, że byli polscy zbrodniarze. Tak jak byli żydowscy zbrodniarze, tak jak byli rosyjscy zbrodniarze, czy ukraińscy - nie tylko niemieccy.

Premier użył angielskiego słowa "perpetrators", co w Izraelu odebrano jako stwierdzenie, że wśród sprawców Holokaustu byli także Żydzi i co wywołało ostrą reakcję. Premier Izraela Benjamin Netanjahu uznał wypowiedź za "oburzającą", a lider izraelskiej Partii Pracy Awi Gabbaj powiedział, że brzmiała jak negowanie Holokaustu. Przewodniczący Światowego Kongres Żydów Ronald S. Lauder w opublikowanym w nocy z soboty na niedzielę oświadczeniu potępił wypowiedź Morawieckiego, jako "absurdalną i niesumienną".

Rzeczniczka polskiego rządu Joanna Kopcińska w oświadczeniu przekazanym Polskiej Agencji Prasowej napisała, że głos premiera w dyskusji w Monachium w najmniejszym stopniu nie służył negowaniu Holokaustu ani obciążaniu żydowskich ofiar jakąkolwiek odpowiedzialnością za niemieckie ludobójstwo.