Zakończyła się akcja ratunkowa po zawaleniu domu w Mirsku w woj. dolnośląskim. Dziesięć osób zostało rannych, w tym dwie ciężko. Przyczyną katastrofy był wybuch butli gazowej; kamienica musi być wyburzona – poinformował wojewoda dolnośląski Paweł Hreniak.

Komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Lwówku Śląskim mł. bryg. Mariusz Mróz powiedział, że po godz. 18 zakończono poszukiwawczą akcję ratunkową, ale trwają jeszcze prace zabezpieczające ściany sąsiadujących kamienic.

- Wstępna ocena stanu tych sąsiednich kamienic nie pozwala ze względów bezpieczeństwa na nocleg w nich. Zapadła decyzja, że szesnastu mieszkańców tych dwóch domów musi spędzić kilka dni w innych lokalach - powiedział strażak.

Dwie osoby ranne są w cięższym stanie, osiem doznało lżejszych urazów, m.in. obrażeń głowy i kończyn. Wszyscy przebywają w szpitalach, ale ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Wśród lżej rannych jest pięcioro dzieci.

Kierujący na miejscu sztabem kryzysowym wojewoda dolnośląski Paweł Hreniak poinformował, że od jutra będą dla poszkodowanych wypłacane zasiłki specjalne w kwocie 6 tys. zł dla jednej rodziny.

Dodał, że trzypiętrowa kamienica, w której zawaliły się dwie kondygnacje i frontowa ściana, zostanie wyburzona, ale będzie odbudowana. Lokatorom zostaną zapewnione lokale zastępcze.

Przyczyną katastrofy był wybuch butli gazowej na pierwszej kondygnacji. Informację o katastrofie straż otrzymała o godz. 12.44. Jako pierwsi pomocy poszkodowanym udzielili sąsiedzi i przypadkowi przechodnie.

Sekretarz gminy Mirsk Jan Zaliwski powiedział, że był na miejscu w kilka minut od zdarzenia, bo kamienica znajduje się w pobliżu urzędu. - Ludzie zareagowali natychmiast, wyciągali i wyprowadzali rannych. Pomagali jak mogli, przynosili najpotrzebniejsze rzeczy - powiedział urzędnik. Dodał, ze samorząd zapewni lokale zastępcze oraz miejsca na pierwsze noclegi m.in. w schronisku młodzieżowym.

W pierwszej godzinie akcji ratunkowej trwało poszukiwanie trojga mieszkańców, których uznano za zaginionych. Zachodziło prawdopodobieństwo, że mogą znajdować się pod gruzami. Jednak potem okazało się, że ta rodzina wyjechała za granicę.

Po zakończonej akcji ratowniczej na miejscu rozpoczął czynności prokurator, który wszczął śledztwo w sprawie spowodowania katastrofy budowlanej. W akcji ratunkowej uczestniczyło 25 zastępów strażaków i kilkudziesięciu policjantów. Wieczorem do Mirska przyjechał komendant główny PSP gen. brygadier Leszek Suski.

Jak informowała rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska, o sytuacji w związku z zawaleniem domu w Mirsku na bieżąco informowany jest premier Mateusz Morawiecki.