Michael Flynn, były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta USA przyznał się w piątek do składania fałszywych zeznań, co było warunkiem jego umowy ze specjalnym prokuratorem Robertem Muellerem prowadzącym śledztwo ws. ingerencji Rosji w wybory w USA.

Flynn, po przyznaniu się do złożenia w styczniu, wkrótce po inauguracji prezydenta fałszywych zeznań agentom FBI, opuścił sąd federalny w Waszyngtonie, ignorując pytania agresywnie wykrzykiwane przez tłum reporterów.

Były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego w oświadczeniu wydanym po przyznaniu się do winy poinformował, że "zgodził się na pełną współpracę" z Muellerem.

Flynn skłamał podczas przesłuchania przez FBI na temat swych kontaktów z ówczesnym ambasadorem Rosji w Waszyngtonie Siergiejem Kislakiem.

Dzięki obietnicy "pełnej współpracy” ze specjalnym prokuratorem Flynn otrzyma złagodzoną karę bądź jej uniknie. Składanie fałszywych zeznań jest w prawie federalnym poważnym wykroczeniem, za które grozi kara do pięciu lat więzienia.

Zdaniem ekspertów prawnych zgoda byłego doradcy prezydenta Donalda Trumpa na współpracę z zespołem dochodzeniowym Muellera jest zapowiedzią dalszego śledztwa i poważnych problemów dla bezpośredniego otoczenia prezydenta w Białym Domu.

Do tej pory dochodzenie specjalnego prokuratora zaowocowało postawieniem zarzutów czterem osobom związanym ze sztabem wyborczym Trumpa, w tym pierwszemu szefowi tego sztabu, nowojorskiemu miliarderowi Paulowi Manafortowi i jego zastępcy.

Dwie inne osoby mniej formalnie związane z kampanią wyborczą Trumpa przyznały się do winy i otrzymały złagodzone kary pod warunkiem współpracy ze specjalnym prokuratorem. Tymczasem Michael Flynn jest pierwszym członkiem gabinetu prezydenta Trumpa, najbliższym doradcą w sprawach bezpieczeństwa, który przyznał się do zarzutów przedstawionych przez Muellera.

Mueller, były dyrektor FBI, został powołany na stanowisko specjalnego prokuratora w maju w celu - jak podał resort sprawiedliwości w oficjalnym komunikacie - "nadzorowania dochodzenia FBI dotyczącego działań rządu rosyjskiego (zmierzających do) wywarcia wpływu na wybory prezydenckie roku 2016 i spraw z tym związanych".

Prokurator specjalny przejął także od FBI śledztwo w sprawie podejrzeń, że Trump dopuścił się obstrukcji prawa, miał bowiem domagać się w lutym od ówczesnego dyrektora FBI Jamesa Comeya, aby "dał sobie spokój" z badaniem kontaktów Flynna z ambasadorem Rosji. Prezydent niespodziewanie zwolnił Comeya 9 maja.

Flynn rozmawiał z Kislakiem m.in. 22 i 29 grudnia ubiegłego roku. W rozmowie z 22 grudnia Flynn "na życzenie wysokiej rangi przedstawicieli zespołu ds. przejęcia władzy przez prezydenta elekta Donalda Trumpa" nalegał, aby Rosja zablokowała bądź opóźniła głosowanie nad rezolucją Rady Bezpieczeństwa ONZ potępiającą Izrael za budowę nowych osiedli na terenach arabskich.

Kolejna rozmowa Flynna z Kislakiem miała miejsce 29 grudnia - tego samego dnia, kiedy ówczesny prezydent Barack Obama w reakcji na cyberataki Rosji i na agresywne poczynania Kremla w rejonie Donbasu na Ukrainie wprowadził dodatkowe sankcje wobec Moskwy.

Podczas tej drugiej rozmowy Flynn, wtedy doradca zespołu przejmującego władzę, apelował do ówczesnego ambasadora, aby nie przejmował się nowymi sankcjami, i sugerował, aby Kreml wstrzymał się z podjęciem kroków będących odpowiedzią na te restrykcje.

Tymczasem Flynn podczas przesłuchania przez agentów FBI już po objęciu stanowiska doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego utrzymywał, że jego rozmowy z ambasadorem Kislakiem miały "kurtuazyjny charakter".

Michael Flynn, emerytowany generał piechoty morskiej, na życzenie Trumpa złożył dymisję w lutym; według wersji oficjalnej decyzja ta zapadła, gdy okazało się, że zataił przed wiceprezydentem Mike'iem Pence'em szczegóły swoich rozmów z ambasadorem Kislakiem.

Była p.o. prokuratora generalnego USA Sally Yates powiedziała w maju w wywiadzie dla CNN, że już 26 i 27 stycznia ostrzegła Biały Dom, że pozostawienie Flynna na stanowisku doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju, ponieważ może on być szantażowany przez Rosję.

"Flynn kłamał o swoich kontaktach z ambasadorem Rosji w Waszyngtonie Siergiejem Kislakiem i Rosjanie wiedzieli, że Flynn kłamie" - powiedziała Yates w wywiadzie dla CNN.

Jej ostrzeżenia zostały jednak zignorowane przez otoczenie Trumpa. Flynn złożył dymisję ponad dwa tygodnie po zabiegach Yates, by zwrócić uwagę radcy prawnego Białego Domu na niebezpieczeństwo związane z ewentualnym szantażem.

Powodem jego dymisji nie były jednak interwencje Yates, lecz ujawnienie przez "Washington Post" kolejnych rewelacji na temat kontaktów Flynna z rosyjskim ambasadorem.

Funkcję doradcy prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego Flynn sprawował zaledwie 24 dni.

Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski (PAP)