Po ubiegłorocznym skandalu spowodowanym inwigilacją dziennikarzy we wschodniej prowincji Quebec, w Kanadzie weszło w życie prawo o ochronie źródeł dziennikarskiej informacji.

Nowe prawo obowiązuje od czwartku, a na jego podstawie dziennikarz może odmówić ujawnienia informacji lub dokumentów zebranych w trakcie pracy, które umożliwiłyby identyfikację źródeł informacji. Wyjątkami są przypadki, gdy udostępnienie tych dokumentów jest w interesie publicznym. Ale to na policję nałożono obowiązek dowiedzenia przed sądem, że posiadana przez dziennikarza informacja nie może być pozyskana przez policję w inny sposób.

Sąd będzie musiał każdorazowo rozważyć, czy wymuszenie na dziennikarzu ujawnienia posiadanych dokumentów czy informacji jest ważniejsze niż ochrona tajemnicy dziennikarskiej i wolności prasy czy wpływ zniesienia ochrony na źródło informacji i dziennikarza. Dziennikarz będzie mógł się odwołać od takiej decyzji.

W ustawie o ochronie źródeł informacji dziennikarskiej określono, że chroni się tych, którzy "w zaufaniu przekazują informację dziennikarzowi po zobowiązaniu się przez niego, że nie będzie ujawniał tożsamości źródła, którego anonimowość jest istotna dla relacji między dziennikarzem a tym źródłem".

Początkiem prac nad zmianami w kanadyjskim kodeksie karnym i prawie o dowodach procesowych był skandal, który jesienią 2016 roku wybuchł w Quebecu. Okazało się, że policja tej prowincji (fr. Surete du Quebec - SQ) inwigilowała przez lata dziennikarzy mediów prywatnych i publicznych. SQ potwierdziła początkowo, że zbierała dane o połączeniach telefonicznych sześciorga dziennikarzy, w ramach prowadzonego dochodzenia w sprawie przecieków do prasy. W kwietniu br. szef SQ Martin Prud'homme poinformował, że inwigilowano w sumie siedmioro dziennikarzy.

Policja sprawdzała połączenia telefoniczne trojga dziennikarzy mediów publicznych (Radio-Canada), dwóch dziennikarzy dziennika "La Presse", jednego dziennikarza "Journal de Montreal" i jednego dziennikarza "Journal de Quebec". W niektórych przypadkach zbieranie danych trwało nawet pięć lat.

Policyjne tropienie dziennikarzy i źródeł informacji było związane z dochodzeniem, podczas którego policja sprawdzała wpływy organizacji przestępczych w branży budowlanej w Quebecu. W 2013 roku w mediach zaczęły ukazywać się artykuły m.in. o związkach szefa największej quebeckiej centrali związkowej FTQ Michela Arsenault z osobami, których nazwiska pojawiały się w tym policyjnym dochodzeniu.

Arsenault nie miał postawionych żadnych zarzutów, ale wiedział, że jego telefon jest na podsłuchu. Gdy w mediach zaczęły się ukazywać informacje na jego temat, napisał do ówczesnego ministra bezpieczeństwa publicznego Stephane'a Bergerona, zwracając się o dochodzenie w sprawie dostępu dziennikarzy do treści rozmów telefonicznych.

Bergeron zapewniał natomiast, że nigdy nie zwracał się do SQ o inwigilację dziennikarzy, natomiast szef policji poinformował go o rozpoczęciu dochodzenia w sprawie przecieków.

Szef SQ zarządził zniszczenie wykazów rozmów i zwrócił się do quebeckiego ministerstwa bezpieczeństwa publicznego o przeprowadzenie niezależnego dochodzenia. Zarządził też analizę dokumentów za minione 20 lat, by upewnić się, że inne przypadki tego typu nie miały miejsca.

Sprawa inwigilacji siedmiorga dziennikarzy nie była jedyną aferą, która przyczyniła się do zmiany prawa. W czasie, gdy ją ujawniono, dziennik "La Presse" poinformował, że policja miasta Montreal, próbując zidentyfikować rozmówców dziennikarza tej gazety, uzyskała dostęp do wykazu jego rozmów telefonicznych. Gromadzono dane o numerach telefonów i o miejscach, gdzie się znajdował. Dziennik uzyskał sądowy nakaz w sprawie zamknięcia dostępu do wszelkich danych o rozmowach telefonicznych, które policja mogła uzyskać oraz zniszczenie wszystkich danych, do których dostęp nie może zostać zablokowany.

Angielskojęzyczny portal publicznych telewizji i radia, CBC.ca, w obszernej analizie wskazywał wówczas, że naruszenia wolności prasy nasiliły się po przeprowadzeniu przez poprzedni konserwatywny rząd ustawy C-51, mającej na celu walkę z terroryzmem. Ustawa ta ułatwiła m.in. rozmaitym służbom wymianę informacji, ale spotkała się z dużym sprzeciwem urzędów chroniących dane osobowe czy organizacji ekologicznych. Rządzący obecnie liberałowie zobowiązali się do zmiany tego prawa tak, by chroniło prywatność Kanadyjczyków i w czerwcu w parlamencie odbyło się pierwsze czytanie nowelizacji.