Za prawem i powinnością Polski do ubiegania się o reparacje od Niemiec przemawiają oczywiste zasady słuszności - powiedział PAP Arkadiusz Mularczyk (PiS). Jako nieuzasadnione ocenił stanowisko Niemieckiego Związku Wypędzonych, iż żadne roszczenia Polsce nie przysługują.

Niemiecki Związek Wypędzonych (BdV) oświadczył w sobotę, że polskie roszczenia reparacyjne wobec Niemiec za II wojnę światową pozbawione są prawnej i moralnej legitymacji. Przewodniczący BdV i deputowany do Bundestagu z ramienia bawarskiej CSU Bernd Fabritius stwierdził ponadto, że wprowadzone do dyskusji przez rząd PiS żądania są "celową prowokacją w gorącej fazie kampanii wyborczej w Niemczech".

Fabritius zaznaczył też, że wspólna historia Polski i Niemiec obejmuje nie tylko "rozpoczętą przez Niemcy drugą wojnę światową i Holokaust, wskutek których ucierpiała także Polska", ale również m.in. powojenną "krzywdę ucieczki i wypędzenia Niemców" oraz "wiążące międzynarodowo-prawne umowy od końca wojny, aż do traktatu o dobrych stosunkach, niemiecko-polskiego traktatu granicznego i wstąpienia Polski do UE".

Pytany o stanowisko przedstawione przez BdV Mularczyk zauważył, że "Polska jest krajem, który poniósł największe straty w stosunku do całkowitej liczby ludności i majątku narodowego ze wszystkich krajów europejskich podczas II wojny światowej". Jednocześnie - jak wskazał w rozmowie z PAP - jest też jedynym z krajów, które brały udział w II wojnie, a który nie otrzymał za poniesione szkody "żadnego odszkodowania od Niemiec".

"Odszkodowania wojenne wypłacono praktycznie wszystkim krajom, które brały udział w II wojnie światowej, wypłacano je w latach 50., 60., nawet w latach 90. te odszkodowania wypłacano Stanom Zjednoczonym" - podkreślił poseł PiS.

Zdaniem posła PiS sytuacja ta "pokazuje, że Niemcy wykorzystały fakt, iż przez wiele lat Polska - bez swojej woli i winy - znajdowała się w obozie państw komunistycznych, które nie miały relacji dyplomatycznych z Niemcami Zachodnimi".

Jak zaznaczył, "podwójne standardy" stosowane w tej sprawie przez Niemcy dotyczyły nie tylko polskiego państwa, ale również obywateli. Według polityka, w orzecznictwie niemieckich sądów przyjęto zasadę, iż "nie stosuje się prawa do odszkodowaniach wobec obywateli państw, które nie mają relacji międzynarodowych z Niemcami". W innych z kolei przypadkach - dodał - sądy uznawały, że roszczenia Polaków się przedawniły.

W efekcie - mówił Mularczyk - wielu spośród milionów Polaków, którzy doznali uszczerbku na zdrowiu i życiu poprzez pracę przymusową czy eksperymenty medyczne przegrało sprawy w sądach i nie uzyskało żadnych odszkodowań ze strony Niemiec. Jak podkreślił, jeśli podsumować odszkodowania, które Niemcy wypłaciły po wojnie obywatelom państw Europy Zachodniej i Afryki, Polska jest "krajem, który dostał mniej niż 1 proc. ogółu odszkodowań".

"Przez lata w Niemczech szermowano frazesami o polsko-niemieckim pojednaniu, a z drugiej strony w sposób zupełnie bezwzględny, twardy, bezduszny unikano płacenia jakichkolwiek odszkodowań za II wojnę światową" - zaznaczył polityk.

Poseł odniósł się również do uwagi Fabritiusa na temat niemieckich wypędzeń, podkreślając, że zarówno decyzje o zmianach granic, jak i o wysiedleniu Niemców były podjętymi po wojnie decyzjami wielkich mocarstw, nie zaś Polski. "To trzeba podkreślić i przypomnieć panu Fabritiusowi, który nie do końca chyba zna historię albo też stosuje ją bardzo wybiórczo" - powiedział.

Mularczyk zwrócił również uwagę, że na mocy decyzji podjętych w powojennych traktatach Polska oprócz uzyskania Ziem Zachodnich utraciła ponad 170 tys. kilometrów kwadratowych terytorium na wschodzie.

"Niemcy straciły ziemie na wschodzie, ale Polska straciła swoich ziem na wschodzie znacznie więcej" - podkreślił polityk.

Zastrzegł zarazem, że "kwestie terytorialne są zupełnie czymś innym aniżeli kwestie reparacji wojennych". "Jeśli Niemcy przez lata płaciły odszkodowania wojenne wszystkim krajom europejskim, a także niektórym afrykańskim, a tylko Polska ich nie otrzymywała, to my do tej sprawy nie możemy podchodzić tylko i wyłącznie w sposób formalistyczny, prawny, pomimo że od zakończenia wojny upłynęło już ponad 70 lat, ale musimy do tego podchodzić w sposób merytoryczny" - przekonywał Mularczyk.

"Oczywiste zasady słuszności przemawiają za tym, że Polska ma prawo i powinna się domagać reparacji od Niemiec, a stanowisko Związku Wypędzonych jest całkowicie nieuzasadnione" - dodał.

Rzecznik rządu Niemiec Steffen Seibert powiedział w piątek, że Polska nie zgłosiła dotąd oficjalnie żadnych roszczeń reparacyjnych. Potwierdził jednocześnie stanowisko władz w Berlinie, że kwestia roszczeń jest zarówno prawnie, jak i politycznie ostatecznie uregulowana.

W przyjętej w 1953 roku uchwale Rada Ministrów PRL uznała, że Niemcy wypełniły zobowiązania w tej sprawie wobec Polski i podjęła decyzję o zrzeczeniu się spłaty odszkodowań na rzecz kraju. We wrześniu 2004 r. rząd Marka Belki przyjął uchwałę w tej sprawie.

Sprawa reparacji ponownie pojawiła się w dyskusji publicznej za sprawą prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który na lipcowej konwencji Zjednoczonej Prawicy wyraził opinię, że Polska nigdy nie otrzymała odszkodowania za gigantyczne szkody wojenne, których "tak naprawdę nie odrobiliśmy do dziś".

W sierpniu tego roku Arkadiusz Mularczyk zwrócił się do Biura Analiz Sejmowych z pytaniem, czy Polska może ponownie starać się o odszkodowania. BAS przygotowanie opinii w tej sprawie zlecił ekspertom zewnętrznym.

Analizy w sprawie możliwości wystąpienia o reparacje od Niemiec prowadził również MSZ. W poniedziałek szef resortu Witold Waszczykowski mówił, że decyzja w sprawie ewentualnego wystąpienia do Niemiec o rekompensatę to kwestia tygodni lub miesięcy. Według niego, wynika to m.in. z potrzeby przeprowadzenia dokładnych badań dotyczących rozmiaru polskich strat - ekonomicznych i ludzkich.