Pogrążony w kryzysie gospodarczym i chaosie politycznym kraj zmierza w kierunku otwartej konfrontacji. Całkowicie pogrążyć go mogą sankcje, które zachwieją eksportem ropy.
Prezydent Nicolas Maduro przestał już dbać o jakiekolwiek pozory demokracji. Po zbojkotowanych przez opozycję, kontrowersyjnych niedzielnych wyborach do zgromadzenia konstytucyjnego oświadczył, że dały one mandat do radykalnej zmiany systemu politycznego. A ci, którzy się temu sprzeciwiają, staną przed specjalną komisją. Opozycja nie zamierza jednak bezczynnie patrzeć, jak kraj zmienia się w dyktaturę.
– Oni mnie nie zastraszą. Groźby i sankcje ze strony imperium (Stanów Zjednoczonych – red.) mnie nie wystraszą ani na moment. Nie będę słuchał rozkazów imperium ani teraz, ani kiedykolwiek. Panie Trump, niech pan da jeszcze więcej tych sankcji – mówił w poniedziałek wieczorem Maduro, odnosząc się do tego, że administracja Donalda Trumpa po niedzielnych wyborach zamroziła aktywa wenezuelskiego prezydenta w USA i zakazała amerykańskim firmom i obywatelom robić z nim jakiekolwiek interesy. Maduro dołączył do „ekskluzywnego” grona, w którym do tej pory byli tylko przywódca Korei Północnej Kim Dzong Un, prezydent Syrii Baszar al-Asad i prezydent Zimbabwe Robert Mugabe.
Nie wiadomo wprawdzie, czy Maduro ma jakiekolwiek aktywa w USA, ale Waszyngton ma w zanadrzu znacznie poważniejszy środek nacisku – może nałożyć sankcje gospodarcze na cały kraj, a tym samym pozbawić Wenezuelę jednego z głównych rynków zbytu ropy naftowej, a ta odpowiada za 95 proc. eksportu tego kraju. Przebieg wyborów potępiły także Unia Europejska i sporo państw Ameryki Łacińskiej, z Argentyną, Brazylią, Meksykiem i Kolumbią na czele. Poparcie dla wenezuelskiego prezydenta wyraziły tylko Rosja, Kuba, Boliwia i Nikaragua.
Maduro zdecydował o rozpisaniu wyborów do zgromadzenia konstytucyjnego na początku maja, w czasie gdy w całym kraju trwały antyrządowe demonstracje (choć według części prawników nie ma takich kompetencji bez wcześniejszego przeprowadzenia referendum). Jak wyjaśniał, nowa konstytucja pomoże w przywróceniu pokoju i w pojednaniu narodowym. Ten rzekomy gest dobrej woli w rzeczywistości miał zneutralizować protesty, a przy okazji wzmocnić jego władzę. W czasie pisania ustawy zasadniczej zgromadzenie konstytucyjne przejmuje obowiązki parlamentu, w którym opozycja ma większość (inna sprawa, że już wcześniej Sąd Najwyższy mocno ograniczył jego kompetencje) i przesunięty jest kalendarz wyborczy. To oznacza, że przełożone byłyby tegoroczne wybory lokalne i najprawdopodobniej także prezydenckie, zaplanowane na grudzień przyszłego roku.
Dzięki temu manewrowi Maduro odsuwa na nieokreślony czas moment konfrontacji z wyborcami, która – gdyby wybory odbyły się w sposób demokratyczny – zapewne zakończyłaby się porażką. Na dodatek zostawia sobie możliwość przedłużania rządów, bo po wejściu w życie nowej konstytucji kadencje zapewne byłyby liczone od nowa.
Zgodnie z przewidywaniami opozycja postanowiła wybory do zgromadzenia konstytucyjnego zbojkotować i zamiast tego urządziła własne referendum konstytucyjne, w którym dwa tygodnie wcześniej przeciw pomysłowi pisania nowej konstytucji opowiedziało się ponad 7 mln osób. W wyborach tymczasem wzięło udział nieco ponad 8 mln (41,5 proc. uprawnionych), choć zdaniem zarówno opozycji, jak i niezależnych obserwatorów ta liczba została nawet czterokrotnie zawyżona, np. wskutek tego, że możliwe było kilkukrotne głosowanie.
W dniu wyborów w Wenezueli zabitych zostało 10 osób, przez co liczba zabitych w politycznych protestach od początku kwietnia wzrosła do 120. Wszelkie nieprawidłowości nie zmieniają jednak faktu, że Maduro traktuje głosowanie jako mandat do przeprowadzania dowolnych zmian w kraju. Przedsmak tego, co może teraz czekać opozycję, nastąpił w nocy z poniedziałku na wtorek, gdy służby bezpieczeństwa ponownie aresztowały przebywających w areszcie domowym dwóch jej przywódców Leopoldo Lópeza i Antonio Ledezmę.
Ale opozycja zamierza dalej prowadzić protesty przeciw rządom Madury, a czynnikiem, który jej sprzyja, jest katastrofalna sytuacja gospodarcza kraju. O skali prawdziwego poparcia dla opozycji świadczy frekwencja w plebiscycie i wyborach, ale nawet spora część dawnych zwolenników zmarłego w 2013 r. prezydenta Hugo Chaveza przyznaje, że Maduro nie ma ani krztyny jego charyzmy i kompletnie nie radzi sobie z zarządzaniem gospodarką.
Wenezuela ma największe na świecie rezerwy ropy naftowej, lecz lata wydawania pieniędzy na nadmiernie rozbudowaną pomoc socjalną bez próby zdywersyfikowania gospodarki spowodowały, że gdy przed trzema laty cena surowca spadła, kraj wpadł w potężny kryzys i brakuje w nim najbardziej podstawowych produktów. Przed bankructwem uratowały Wenezuelę pożyczki z Chin i Rosji, ale one tylko odsuwają w czasie prawdziwe zderzenie z rzeczywistością. A to ekipę Madury prędzej czy później czeka.
By uniknąć bankructwa, Caracas pożyczało pieniądze w Pekinie.