Mam nadzieję, że projekt ustawy o Sądzie Najwyższym nie wejdzie w życie" - powiedziała w piątek I prezes SN prof. Małgorzata Gersdorf. Zaapelowała do autorów poselskiego projektu o jego zmianę. Podkreśliła, że wszyscy sędziowie SN byli zweryfikowani po 1989 r.

"W 1990 roku powstał jak gdyby nowy Sąd Najwyższy i ci sędziowie byli bardzo szczegółowo oceniani przez KRS właśnie w zakresie postaw, jakie reprezentowali przez 89 rokiem" - zaznaczyła w wywiadzie dla Polsat News. Przypomniała też, że każdy sędzia wstępujący do zawodu musi wypełnić oświadczenie lustracyjne.

"W moim przekonaniu ten projekt ustawy, mam nadzieję, nie wejdzie w życie. Mam apel do posłów którzy podpisali ten projekt, żeby zweryfikowali swoje stanowisko, właśnie szczególnie z uwagi na pozycję, jaką dali w tym projekcie ministrowi sprawiedliwości-prokuratorowi generalnemu" - mówiła Gersdorf w Polsat News odnosząc się do proponowanych w projekcie zapisów, w myśl których m.in. z mocy ustawy wszyscy sędziowie SN zostaliby przeniesieni w stan spoczynku - z wyjątkiem tych, których minister wskazałby jako niezbędnych na etapie organizacji nowego SN.

"To nie jest normalny system, jeżeli prokurator generalny, minister ma w swoim ręku prokuraturę i bardzo duży wpływ na obsadę sądu i w tej chwili Sądu Najwyższego. To jest jedna osoba, która rozstrzyga sprawę jak gdyby, pośrednio, i może ingerować także w proces oskarżania bardzo szeroko" - powiedziała. Dodała, że żaden demokratyczny system nie przewiduje, by "jedna osoba miała w ręku tak silna władzę".

"Dlatego ja bym prosiła tych 50 posłów, którzy sformułowali nową ustawę o Sądzie Najwyższym, żeby zastanowili się, czy tego chcą – żeby jedna osoba w państwie miała tak silną władzę" - dodała. Wyraziła przekonanie, że sprawa nie jest przesądzona. "Jeszcze mamy pana prezydenta" - powiedziała.

Zwróciła uwagę, że eksponowane przez PiS przypadki nieetycznego zachowania sędziów nie dotyczą sędziów SN, a ci sędziowie, którzy dopuszczą się niewłaściwych postępków, są usuwani z zawodu.

Pytana o zarzut braku kontroli społecznej nad wyrokami zauważyła, że "przecież nie mamy do czynienia z państwem populistycznym, gdzie orzekanie ma być poddane sądowi ludowemu, tylko z normalnym państwem prawa, gdzie sędziowie przechodzą naukę i weryfikację umiejętności i postaw". Podkreśliła, że wyroki "absolutnie nie powinny być komentowane przez rządzących i przez ministra sprawiedliwości".

Za chybioną uznała także tezę, że sędziowie to "grupa osób powiązana z tak zwaną postkomuną". "To są argumenty zupełnie śmieszne, historycznie rzecz biorąc, ponieważ większość sędziów sądów powszechnych to są osoby bardzo młode", o których nie da się powiedzieć, że ich nauczyciele rozpoczynali pracę w sądownictwie przed 1989 r. i "wobec tego są w cudzysłowie +skażeni komuną+". Dodała, że także w SN jest wielu młodych sędziów, "ale oczywiście do sądu Najwyższego nie trafia się z ulicy i wprost po aplikacji", dlatego połowa sędziów to osoby, które pracę w wymiarze sprawiedliwości rozpoczynały przed przemianami ustrojowymi.

"Także ja zaczynałam pracę w 1975 roku, a pan prezes Kaczyński jeszcze wcześniej. Jego nauczycielami byli jeszcze wcześniejsi profesorowie, a pisał doktorat także u profesora, który był bardzo mocno usadowiony w reżimie komunistycznym. Ale to nie znaczy, że można mu z tego powodu stawiać zarzut. Każdy odpowiada za siebie" - powiedziała.

W środę wieczorem na stronach Sejmu został opublikowany projekt PiS, który przewiduje m. in. trzy nowe Izby SN, zmiany w trybie powoływania sędziów SN i umożliwienie przeniesienia obecnych sędziów SN w stan spoczynku. Projekt przewiduje, że "z dniem następującym po dniu wejścia w życie niniejszej ustawy sędziowie SN, powołani na podstawie przepisów dotychczasowych, przechodzą w stan spoczynku, z wyjątkiem sędziów wskazanych przez Ministra Sprawiedliwości". W środę Sejm znowelizował ustawy o KRS oraz o sądach powszechnych. W czwartek zajmuje się nimi Senat.(PAP)