Od ponad miesiąca, codziennie o siódmej wieczór, grupa Greków i Turków cypryjskich zbiera się w strefie buforowej Nikozji, domagając się natychmiastowego zjednoczenia wyspy, która od ponad 40 lat jest podzielona na dwie nieprzyjazne sobie części.

Na wiecach grupy, która działa pod hasłem "Natychmiast Zjednoczcie Cypr" jest kolorowo i wesoło. Nad głowami protestujących powiewają flagi z dwujęzycznym napisem "Pokój" ("Baris" po turecku i "Eirini" po grecku) i transparenty żądające od cypryjskich polityków, prezydenta Republiki Cypru Nikosa Anastasiadesa oraz przywódcy Tureckiej Republiki Cypru Północnego Mustafy Akinciego, aby przestali być "ciamajdami" i "wreszcie zrobili to, co do nich należy". W tym tygodniu demonstracje są szczególnie na czasie. Od środy w szwajcarskiej miejscowości Crans-Montana, pod egidą ONZ, trwają zaawansowane negocjacje na temat zjednoczenia wyspy.

"To kluczowy moment w historii problemu cypryjskiego. Nasi przywódcy mają prawdziwą szansę na to, aby wreszcie raz na zawsze z nim skończyć. Pytanie, czy wystarczy im determinacji i odwagi. Dlatego tu jesteśmy. Aby przypomnieć im, że w tym wszystkim nie chodzi o nich, ale o nas, o naszą przyszłość, o przyszłość naszych dzieci" – mówi PAP jeden z uczestników protestów, cypryjski Grek Andreas Lordos.

Demonstracje popiera wielu cypryjskich intelektualistów i artystów, dlatego prawie codziennie na niewielkim placyku, gdzie odbywa się protest, organizowane są wieczory poezji, przedstawienia teatralne, koncerty, tańce oraz wystawy fotograficzne. Liczba uczestników na ogół nie przekracza setki. Są jednak dni, kiedy protestujących jest o wiele więcej. W środę, kiedy rozpoczęły się rozmowy zjednoczeniowe w Szwajcarii, do grupy protestujących dołączyły związki zawodowe z obu stron wyspy. I plac, i prowadzące do niego ulice wypełnił prawie tysięczny tłum.

Wiele osób miało łzy w oczach, kiedy na zakończenie wieczoru zgromadzeni na placu ludzie odśpiewali po grecku i turecku piosenkę turecko-cypryjskiej poetki Nese Yasin ze słowami: "Moja ojczyzna została podzielona na dwie części/który kawałek mam pokochać".

Lordos, z zawodu architekt, wraz z turecką dziennikarką z Cypru Esrą Aygin i kilkoma wspólnymi przyjaciółmi jako pierwsi w odpowiedzi na brak postępu w trwających od ponad dwóch lat negocjacjach użyli Facebooka, aby zaprosić ludzi do wspólnych protestów. Uważa on, że powstały w ich wyniku ruch jest dowodem na to, że podział Cypru nie jest dziełem jego mieszkańców. Za istniejącą sytuację wini polityków, którzy od pół wieku nie zrobili nic, aby ją zmienić.

Lordos ostro krytykuje obie strony za brak wypracowania realistycznej wizji wspólnej przyszłości obu cypryjskich społeczności. Podaje przykłady: "Nacjonalizm jest w dalszym ciągu propagowany na wszelkich szczeblach edukacji, w kościołach i meczetach, wojsku i mediach publicznych; podręczniki po obu stronach zawierają ideologicznie-przekolorowane wersje historii naszej wyspy zamiast prawdy; naczelni dowódcy obu armii są obywatelami innych państw (Grecji i Turcji - PAP); na budynkach rządowych mamy po dwie flagi (Republiki Cypryjskiej i Grecji albo Tureckiej Republiki Północnego Cypru i Turcji - PAP); po obu stronach nie ma poparcia dla biznesmenów, którzy chcieliby ze sobą współpracować. Brak też programów integracyjnych w wyniku których nasza młodzież mogłaby bliżej siebie poznać i brak wspólnych zawodów sportowych".

"Jak można mówić o budowaniu pokoju bez budowania zaufania? Bez zaufania nie ma przecież fundamentów do budowania wspólnej przyszłości" - dodaje.

Wielu z uczestników wieczornych demonstracji zgadza się z tą analizą i wierzy, że większość Turków i Greków cypryjskich chciałoby, aby na wyspie zapanował pokój. Wspólnie opracowali list do przywódców zatytułowany "Nie zdradźcie woli milczącej większości", który 10 delegatów ruchu (po pięciu z każdej społeczności) zawiozło do Crans-Montany. Ich podróż została w całości ufundowana przez znanego brytyjskiego biznesmena i twórcę linii lotniczych EasyJet Steliosa Hadji-Ioannou, z pochodzenia Greka cypryjskiego, który także popiera zjednoczenie wyspy.

Deklaracja, przetłumaczona na trzy języki, grecki, turecki i angielski, została odczytana w środę przed budynkiem, w którym prowadzone są rozmowy. Nawołuje Anastasiadesa i Akinciego, aby w trakcie negocjacji znaleźli kompromis, który będzie odpowiadał obu społecznościom. Przedstawiciele ruchu mają teraz za zadanie kontynuowanie protestu w Szwajcarii, do momentu zakończenia rozmów, które według źródeł w ONZ mogą trwać nawet do 7 lipca. Demonstracje będą kontynuowane również w Nikozji.

"Uczestniczenie w tych protestach jest dla mnie bardzo ważne" – mówi PAP 52-letnia dziennikarka z tureckiej części Cypru Ulviye Akin Uysal. "Uważam, że klikanie lajków w mediach społecznościowych nie wystarcza. Musimy być na ulicy i głośno żądać zjednoczenia Cypru. Jeśli w Crans-Montanie nic się nie zdarzy powinniśmy nadal protestować. Nasz głos musi być wysłuchany".

To samo mówi PAP Xanthi Kollitsis, 39-letnia nauczycielka angielskiego, która mieszka w greckiej części Nikozji. "Uczestniczę w tych demonstracjach ponieważ wierzę, że aby coś osiągnąć nie wystarczy tylko tego chcieć. Jeśli w coś wierzymy, czegoś chcemy, musimy coś z tym zrobić. Spotykając się w strefie buforowej każdego wieczora udowadniamy, że naprawdę chcemy żyć razem. Ten protest jest bez precedensu. Dał mi nową nadzieję, że zjednoczenie Cypru jest możliwe bo tu na niewielkim skrawku ziemi niczyjej, codziennie przez jedną godzinę czuję, że tak już się stało".

W rozmowach w Crans-Montanie, oprócz Anastasiadesa i Akinciego, biorą także udział przedstawiciele UE oraz rządów Ankary, Aten i Londynu. Koncentrują się oni głównie na kwestii bezpieczeństwa obu społeczności zamieszkujących wyspę oraz systemie gwarancyjnym, według którego Turcja, Grecja i Wielka Brytania mają prawo do zbrojnej interwencji na Cyprze w przypadku zagrożenia jego niepodległości, integralności terytorialnej, bezpieczeństwa czy konstytucji. Strona grecka żąda zlikwidowania tego systemu, turecka chce, aby został utrzymany.

Podział Cypru, niewielkiej wyspy położonej we wschodniej części Morza Śródziemnego, 40 kilometrów na południe od Turcji, na zamieszkaną przez Greków cypryjskich Republikę Cypru i nieuznawaną przez społeczność międzynarodową zamieszkaną przez Turków cypryjskich Turecką Republikę Północnego Cypru nastąpił w 1974 roku w wyniku interwencji armii tureckiej w odpowiedzi na zamach stanu przeprowadzony przez greckich nacjonalistów z Cypru.

Od lat na wyspie prowadzone są negocjacje na temat ponownego zjednoczenia. Do tej pory bez rezultatu.

Z Nikozji Agnieszka Rakoczy (PAP)