Co najmniej sześć osób zginęło w środę w wyniku pożaru wieżowca mieszkalnego Grenfell Tower w zachodnim Londynie - poinformowała londyńska policja. Zastrzegła przy tym, że liczba ofiar prawdopodobnie wzrośnie.

W oświadczeniu przesłanym PAP komisarz Stuart Cundy z policji metropolitalnej potwierdził, że w wyniku tragedii śmierć poniosło sześć osób, ale jednocześnie zaznaczył, że "ta liczba prawdopodobnie wzrośnie".

Londyńskie pogotowie ratunkowe poinformowało, że 64 osoby zostały przewiezione do sześciu szpitali na terenie Londynu. Wśród nich 20 osób znajduje się w stanie krytycznym. Jak dodano, 10 kolejnych osób przyjechało do szpitali na własną rękę. Tym samym w szpitalach opatrywanych jest 74 rannych.

Według burmistrza miasta Sadiqa Khana wiele osób jest zaginionych.

Ogień, który pojawił się tuż przed godz. 1 czasu lokalnego (godz. 2 czasu polskiego), w ciągu kilkunastu minut objął 24 piętra wieżowca. Strażacy przybyli na miejsce w ciągu zaledwie kilku minut, ale do godz. 11 rano czasu lokalnego (godz. 12 czasu polskiego) wciąż nie udało im się dogasić ognia na wyższych piętrach.

Szefowa straży pożarnej Dany Cotton powiedziała, że "w ciągu 29 lat swojej pracy w straży pożarnej nie widziała niczego o takiej skali", określając zdarzenie mianem "bezprecedensowego".

Do walki z pożarem w pobliżu stacji metra Latimer Road skierowano ponad 250 strażaków. W operacji ratowniczej uczestniczy też ponad 100 osób, w tym ratownicy medyczni, lekarze specjaliści, lekarze z pogotowia lotniczego i dyspozytorzy w centrum zarządzania kryzysowego, a także 100 policjantów.

Cotton dodała, że strażacy "uratowali dużą liczbę ludzi" z wnętrza budynku i że dotarli do 20. piętra wieżowca.

W rozmowie z telewizją Sky News burmistrz Londynu Sadiq Khan powiedział, że wiele osób uznano za zaginione. Ratusz "dysponuje pewnymi liczbami, ale musimy być ostrożni z ich podawaniem" - dodał.

"Możemy polegać na prostej matematyce: było tam 120 mieszkań, z czego część z nich miała po cztery sypialnie. Niektórym osobom udało się opuścić mieszkania, inni zostali uratowani przez strażaków, ale jest pewna liczba zaginionych. Część z nich być może znalazła schronienie u sąsiadów lub mieszkających niedaleko przyjaciół; lokalne władze także zapewniły miejsce, gdzie mogą się zgłosić" - tłumaczył.

Straż pożarna poinformowała, że wieżowiec został sprawdzony przez inżynierów i nie grozi zawaleniem.

Służby będą próbowały ustalić, co spowodowało pożar. Cotton odmówiła spekulacji na temat sugerowanych zaniedbań ze strony odpowiedzialnych za budynek władz dzielnicy Kensington i Chelsea. Zapewniła, że "bezpieczeństwo Grenfell Tower będzie przedmiotem śledztwa".

Jeden z szefów londyńskiego pogotowia ratunkowego Paul Woodrow zaapelował do mieszkańców Londynu, aby dzwonili pod numery ratunkowe tylko w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, pozwalając służbom skupić się na akcji w Grenfell Tower.

Wewnątrz wybudowanego w 1974 roku budynku znajdowało się ok. 120 mieszkań, które w większości były lokalami komunalnymi zarządzanymi przez władze dzielnicy i prywatnego operatora KCTMO.

W latach 2015-2016 budynek przeszedł gruntowny remont, w trakcie którego m.in. wymieniono okna i wzmocniono elewację. Grupa mieszkańców prowadząca bloga Grenfell Action Group opublikowała jednak artykuł, w którym oceniła, że "jedynie incydent, który będzie skutkował utratą życia mieszkańców pozwoli na przeprowadzenie zewnętrznej analizy, mającej rzucić światło na działania, charakteryzujące zgubne zarządzanie tej niefunkcjonującej organizacji".

Jednocześnie oskarżyli operatora budynku KCTMO o stworzenie "niebezpiecznych warunków do życia" i naruszenie przepisów dotyczących bezpieczeństwa. Ostrzegali, że błędne zarządzanie nieruchomością grozi w przyszłości "ogromną katastrofą".

W środę rano mieszkańcy napisali na stronie, że "przewidywali, iż ta katastrofa jest nie do uniknięcia", a "ich ostrzeżenia zostały zignorowane".

Przewodniczący rady dzielnicy Nick Paget-Brown ocenił w rozmowie z telewizją Sky News, że pożar jest "absolutnie druzgocący" i zapewnił, że podejmowane są działania mające na celu weprzeć mieszkańców dotkniętych zdarzeniem. Jak dodał, w budynku mieszkało "kilkaset osób".