Brytyjska prokuratura poinformowała w środę, że nie planuje postawienia politykom Partii Konserwatywnej zarzutów dotyczących niewłaściwej sprawozdawczości w sprawie funduszy wydanych przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku.

"Nasi kandydaci nie zrobili nic niewłaściwego" - oceniła premier Theresa May.

Śledztwem objętych było co najmniej kilkunastu posłów Partii Konserwatywnej i ich pełnomocników z okręgów, gdzie odbyły się związane z kampanią wyborczą wydarzenia, które nie zostały właściwe zaksięgowane w ramach finansowych sprawozdań z wydatków wyborczych.

Wśród wątpliwości pojawił się m.in. brak rozliczenia wyjazdów wolontariuszy partyjnymi autokarami do poszczególnych okręgów wyborczych jako kosztów lokalnych kampanii (limit wynosi pomiędzy 11 tys. a 16 tys. funtów na okręg). Koszty te podciągnięto pod znacznie wyższy limit wydatków na kampanię w skali kraju, co potraktowano jako udzielenie niedozwolonej pomocy wybranym kandydatom.

W marcu Komisja Wyborcza (ang. Electoral Commission), niezależne ciało badające m.in. sprawozdania finansowe komitetów wyborczych, ukarała Partię Konserwatywną karą w wysokości 70 tys. funtów za nieprawidłowe rozliczenie ponad 275 tys. funtów wydatków na kampanię, głównie w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybory parlamentarne w maju 2015 roku. Torysi zostali wtedy również skrytykowani za utrudnianie postępowania i brak współpracy z Komisją Wyborczą.

Zlecono wówczas policji zebranie dalszego materiału dowodowego; sprawa następnie trafiła do prokuratury, która miała podjąć decyzję o ewentualnym postawieniu zarzutów kandydatom torysów w wyborach parlamentarnych i ich pełnomocnikom.

W środę prokuratura poinformowała, że choć istnieją dowody na nieprawidłowości w sprawozdaniach z wydatków na kampanię, to jednak są one niewystarczające, aby wykazać, że kandydaci Partii Konserwatywnej lub ich pełnomocnicy działali w złej wierze.

Prokuratura wciąż jeszcze bada akta ostatniej ze spraw dotyczących partyjnych wydatków - w okręgu wyborczym South Thanet, gdzie urzędujący poseł Craig Mackinlay walczył o zachowanie swojego mandatu z ówczesnym liderem eurosceptycznej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) Nigelem Farage'em. Torys zwyciężył z przewagą zaledwie 2,5 tys. głosów pomimo bardzo aktywnej kampanii z udziałem czołowych działaczy Partii Konserwatywnej, w tym obecnego szefa kancelarii premier May, Nicka Timothy'ego.

Decyzja w tej sprawie tego okręgu powinna zostać podjęta w ciągu najbliższych tygodni.

"Zawsze zgłaszaliśmy swoje wydatki zgodnie z prawem. Prokuratura wyraźnie ustaliła, że lokalne wydatki zostały właściwie zaksięgowane, a kandydaci nie zrobili nic niewłaściwego" - skomentowała decyzję prokuratury May, która w środę przebywa z wizytą w Nottingham w ramach kampanii przed przeterminowanymi wyborami parlamentarnymi w czerwcu.

Szefowa rządu podkreśliła, że prokuratura jest "niezależna" i dodała: "Poświęcono czas i pracę policji na badanie tej sprawy; ci, którzy złożyli te skargi (...) będą musieli się zastanowić nad tym, na jakiej zrobili to podstawie".

Jednocześnie przewodniczący Partii Konserwatywnej Patrick McLoughlin podkreślił w swoim oświadczeniu, że "lokalne wydatki (torysów) były właściwie raportowane i deklarowane, a żaden z kandydatów nie zrobił nic niewłaściwego". Jak ocenił, złożone przeciwko Partii Konserwatywnej skargi były "motywowane politycznie i kompletnie bezpodstawne".

McLoughlin ostrzegł przed powtarzaniem "fałszywych i szkodliwych" oskarżeń przeciwko poszczególnym kandydatom w internecie, podkreślając, że ich zamieszczanie w sieci "jest wykroczeniem wyborczym, a także zniesławieniem".

Lider opozycyjnej Partii Pracy Jeremy Corbyn wyraził "zaskoczenie" decyzją sądu i dodał, że regulacje dotyczące finansowania kampanii "muszą być przestrzegane, aby pieniądze nie pozwalały na kupowanie władzy". Partia Pracy i Liberalni Demokraci zostali jednak również ukarani i musieli zapłacić po 20 tys. funtów grzywny za błędne raportowanie wydatków, choć na znacznie mniejszą skalę niż torysi.