Jeśli prezydent chce zorganizować głosowanie nad kształtem konstytucji i kandydatami do samorządów tego samego dnia, musi zadbać, by były to niezależne od siebie inicjatywy. A to podważa sens tej propozycji.
Pomysł rozważany w Kancelarii Prezydenta wynika z założenia, że wybory samorządowe i referendum przyciągną większą liczbę obywateli i zagwarantują wysoką frekwencję. Każdy najpierw oddałby głos na swojego kandydata w lokalnych wyborach, a przy okazji odpowiedziałby na pytania dotyczące przyszłości ustawy zasadniczej.
Nie bez znaczenia są koszty. Wybory samorządowe i tak trzeba przeprowadzić, więc dlaczego nie połączyć tego z referendum? Zwłaszcza mając w pamięci plebiscyt zorganizowany w 2015 r. z inicjatywy prezydenta Bronisława Komorowskiego (dotyczący m.in. jednomandatowych okręgów wyborczych). Kosztował prawie 72 mln zł, a frekwencja wyniosła zaledwie 7,8 proc. i była najniższa ze wszystkich ogólnokrajowych głosowań przeprowadzonych w Europie po 1945 r.
Ale zapędy prezydenckiego pałacu już teraz studzi Państwowa Komisja Wyborcza (PKW). Jej przedstawiciele mówią jasno: przepisy ustawy z 14 marca 2003 r. o referendum ogólnokrajowym – odmiennie niż w przypadku wyborów do parlamentu, wyborów prezydenckich czy wyborów do europarlamentu – nie przewidują możliwości przeprowadzenia plebiscytu łącznie z wyborami samorządowymi. – Oznacza to w szczególności, że głosowanie w referendum nie mogłoby odbywać się w tych samych lokalach wyborczych co głosowanie w wyborach samorządowych, głosowanie przeprowadzałyby inne komisje, a dla potrzeb referendum należałoby sporządzić odrębne spisy osób uprawnionych do udziału w głosowaniu – wyjaśnia Beata Tokaj, sekretarz PKW.
To oznacza nie tylko spore komplikacje przy organizacji jednoczesnych wyborów i referendum, ale też rodzi pytania o dodatkowe koszty z tym związane. Bo może się okazać, że zamiast taniej, będzie drożej.
Opozycja nie zostawia suchej nitki na pomyśle Pałacu. – To dowód, że Kancelaria Prezydenta nie ma pojęcia, o czym mówi. Nawet jeśli prezydent przeforsuje to rozwiązanie, nie daje to gwarancji wysokiej frekwencji – ocenia Jan Grabiec, poseł PO.
Kancelaria Prezydenta nie odniosła się wczoraj do stanowiska PKW. Niechętni do rozmowy na ten temat są także przedstawiciele PiS. – Trochę wychodzimy przed szereg. Nie wiemy na razie, jak to będzie wyglądać, jakie pytania zostaną zadane – ucina Robert Mamątow, senator partii rządzącej.
W tym kontekście warto przypomnieć referendum zorganizowane przez władze Krakowa w 2014 r. Chodziło m.in. o organizację igrzysk olimpijskich w tym mieście czy pomysł budowy metra. Plebiscyt odbył się w tym samym dniu co wybory do Parlamentu Europejskiego. Wcześniej takie rozwiązanie odradzała PKW, twierdząc m.in., że zwiększy to koszty i zdezorientuje wyborców. Miasto jednak zdecydowało się na przyjęty wcześniej wariant (głosowano w tych samych budynkach, ale w odrębnych pomieszczeniach przed odrębnymi komisjami), a na pytania odpowiedziało prawie 36 proc. mieszkańców (referendum było ważne). Różnica jest taka, że to była inicjatywa stricte lokalna, a prezydent Duda myśli o rozciągnięciu tego rozwiązania na cały kraj i to przy okazji najbardziej skomplikowanych organizacyjnie wyborów – samorządowych.
Proponowane rozwiązanie nie daje gwarancji wysokiej frekwencji