Angela Merkel jest wściekła na szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude'a Junckera - podał w piątek "der Spiegel". Kanclerz Niemiec obarcza Junckera odpowiedzialnością za przeciek do prasy z rozmowy o Brexicie z brytyjską premier Theresą May.

Powodem irytacji szefowej niemieckiego rządu są szczegóły "przebiegającej w konfrontacyjnym tonie" kolacji z udziałem Junckera i May, które wyciekły do dziennika "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" (FAS).

"W urzędzie kanclerskich uważa się, że to Juncker lub szef jego gabinetu Martin Selmayr poinformowali gazetę o przebiegu rozmowy" - pisze "Der Spiegel". Takie "podgrzewanie atmosfery" nie służy sprawie - powiedziało redakcji źródło w urzędzie kanclerskim.

"FAS" napisał w niedzielę, że spotkanie Junckera z premier Wielkiej Brytanii było dla niego wstrząsem i spowodowało, że bardzo sceptycznie ocenia on szanse na kompromis w negocjacjach na temat Brexitu.

Z relacji opublikowanej przez "FAS" wynika, że Londyn bagatelizuje kwestie związane z prawami obywateli krajów UE mieszkających w Wielkiej Brytanii. Zdaniem May powinni oni być traktowani jak obywatele krajów trzecich. "Dla Junckera problem jest bardziej skomplikowany, gdyż korzystają oni teraz z wielu przywilejów, które powinny zostać zachowane" - pisał "FAS".

Z rozmowy wynikało ponadto, że Londyn zamierza blokować rozmowy o aktualizacji wieloletnich ram finansowych Unii.

Najpoważniejszym punktem spornym jest kolejność podejmowanych działań. Zdaniem UE najpierw powinny zostać uzgodnione "zasady rozwodu", a dopiero później kwestie przyszłej współpracy. May chce natomiast rozpocząć natychmiast rozmowy o umowie o wolnym handlu, a o kosztach rozwodu porozmawiać na końcu procesu negocjacji.

Juncker zwrócił uwagę, że Wielka Brytania będzie dla UE państwem trzecim, pozbawionym nawet wspólnej unii celnej, znajdzie się więc w sytuacji gorszej niż Turcja. "Brexit nie będzie sukcesem" - ostrzegł szef KE.

Zdaniem "FAS" Juncker powrócił z Londynu "mocno zatroskany", a jego otoczenie szacuje prawdopodobieństwo fiaska negocjacji na "więcej niż 50 procent".

Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)