Kierownictwo socjalistów, drugiej największej frakcji w PE, domaga się rezygnacji z funkcji szefa eurogrupy Jeroena Dijsselbloema w związku z jego uwagami odebranymi jako obraźliwe. Holender, początkowo wstrzemięźliwy, przeprosił i oznajmił, że nie zrezygnuje.

Burzę wywołało jedno zdanie z wywiadu Dijsselbloema opublikowanego w poniedziałek przez "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Szef eurogrupy, czyli grona ministrów finansów państw strefy euro, mówił, że w sytuacji kryzysu, jaki dotknął euro, tylko kraje północne wchodzące w skład strefy euro były zdolne do okazania solidarności.

"Jako socjaldemokrata uważam zasadę solidarności za szczególnie ważną. Chodzi o solidarność, która nakłada również pewne obowiązki na tego, kto o nią prosi. Nie mogę przecież wydać wszystkich pieniędzy na kobiety i alkohol, a następnie domagać się wsparcia" - powiedział, czyniąc aluzje do zachowania państw południa Europy.

Sprawa wywołała kontrowersje podczas wtorkowego posiedzenia jednej z komisji w Parlamencie Europejskim, ale Dijsselbloem - mimo ostrej krytyki kilku deputowanych - oświadczył, że nie przeprosi za swe słowa.

"Spodziewaliśmy się wyraźnych przeprosin od Djisselbloema po jego zarówno wstydliwym, jak i niemożliwym do niewłaściwego zinterpretowania oświadczeniu" - podkreślił w środę szef frakcji Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów w PE, Włoch Gianni Pittella.

Jak zaznaczył postawa Holendra potwierdza, że nie jest on w stanie być przewodniczącym eurogrupy. "Po dzisiejszym spotkaniu kierownictwa grupy S&D wzywamy Djisselbloema do rezygnacji ze stanowiska. Eurogrupa zasługuje na nowego, postępowego przewodniczącego" - uznał Pittella.

Wcześniej do przeprosin wezwali szefa eurogrupy przedstawiciele rządów w Lizbonie i Madrycie. Uwagi szefa eurogrupy z wywiadu dla niemieckiej gazety, że kraje Europy Południowej wydały pieniądze na "alkohol i kobiety", a potem proszą o pomoc, były jednym z głównych tematów środowych wydań gazet na Półwyspie Iberyjskim.

Szef eurogrupy ugiął się ostatecznie pod presją i wyraził w środę żal za swoje słowa. "Żałuję, jeśli ktokolwiek poczuł się urażony moją uwagą" - oświadczył cytowany przez Reutera Dijsselbloem. Jak podkreślił, jego słowa wynikały z niderlandzkiej, kalwinistycznej kultury, "holenderskiej bezpośredniości". "Rozumiem, że nie zawsze jest to dobrze zrozumiane i doceniane gdzie indziej w Europie" - stwierdził.

Zapowiedział jednocześnie, że nie ma zamiaru ustępować ze stanowiska, które będzie pełnił, nie rezygnując ze swojego bezpośredniego i surowego stylu wypowiedzi.

Dijsselbloem, który przewodzi pracom eurogrupy od roku 2013, był dotychczas bardzo dobrze oceniany przez swoich kolegów, ministrów finansów eurolandu. Jeśli po przeprosinach nie unikną apele o dymisję jego problem może niedługo sam się rozwiązać. Socjalistyczna Partia Pracy, z której polityk się wywodzi przegrała bowiem wybory parlamentarne w Holandii i ma małe szanse wejścia do następnej koalicji, co oznacza, że Dijsselbloem przestanie być ministrem finansów.

Choć jego kadencja jako szefa eurogrupy upływa w styczniu przyszłego roku, to ministrowie finansów mogą po tym jak straci on swoje stanowisko w holenderskim rządzie zastąpić go kimś innym.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)