Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow wyraził w piątek nadzieję, że władze Ukrainy "prędzej czy później" zaakceptują wyniki przeprowadzonego w marcu 2014 roku referendum na Krymie dotyczącego przynależności półwyspu do Federacji Rosyjskiej.

"Mamy nadzieję, że Kijów prędzej czy później uszanuje wyrażenie woli kilku milionów mieszkańców Krymu i przyjmie jego wyniki" - oświadczył rzecznik prezydenta Władimira Putina.

Pieskow wyraził przekonanie, że decyzję o referendum podjęły przed trzema laty legalne organy na Krymie. Oświadczył również, że wydarzenia, jakie w 2014 roku rozgrywały się w Kijowie, "doprowadziły do pojawienia się poważnych zagrożeń dla milionów mieszkańców Krymu".

Przedstawiciel Kremla zapewnił, że Rosja nie ma żadnych scenariuszy dotyczących integrowania z Rosją tzw. "republik ludowych" powołanych na wschodzie Ukrainy przez prorosyjskich separatystów. Zauważył przy tym, że toczą się obecnie "różne dyskusje" na temat losu tych terytoriów i zarzucił władzom Ukrainy, że "świadomie odrzucają ten wielki region".

"Znane są nastroje, jakie przedstawiciele Donbasu niejednokrotnie wyrażali, jednak nie ma żadnych pisanych scenariuszy na ten temat" - zapewnił Pieskow, dodając, że Kreml nie uważa za możliwe "ewentualnych rozważań na ten temat". Rosja - według Pieskowa - "była i jest zainteresowana tym, by u jej granic istniała jednolita, przewidywalna i kwitnąca Ukraina".

Wcześniej, w lutym, rzecznik Putina określił kwestię ewentualnego uznania przez Rosję struktur powołanych przez separatystów jako "niewłaściwą". Również w lutym Rosja uznała paszporty, jakie separatyści wydają mieszkańcom separatystycznych obwodów donieckiego i ługańskiego. Prezydencki dekret dotyczący tej decyzji głosi, iż uznanie dokumentów jest tymczasowe, a jego powodem są względy humanitarne.

MSZ w Moskwie opublikowało w piątek wystąpienie przedstawiciela Rosji w OBWE Aleksandra Łukaszewicza, który oświadczył, że Rosja może zmienić decyzję o uznaniu "donbaskich" paszportów, jeśli Ukraina spełni warunki zapisane w porozumieniach mińskich. Łukaszewicz wymienił jako takie warunki m.in. przeprowadzenie na Ukrainie reformy konstytucji zatwierdzającej szczególny status Donbasu i uznanie przez władze w Kijowie wyborów lokalnych.

Pod koniec lutego 2014 roku uzbrojeni ludzie w mundurach bez znaków rozpoznawczych zajęli w Symferopolu budynki parlamentu i rządu należącej do Ukrainy Autonomicznej Republiki Krymu. Następnie parlament odwołał dotychczasowe władze i zapowiedział referendum, początkowo ws. rozszerzenia autonomii, potem - w sprawie wejścia półwyspu w skład Federacji Rosyjskiej. W referendum 16 marca za takim rozwiązaniem opowiedziało się według oficjalnych wyników 96,77 proc. głosujących. Dzień po referendum parlament w Symferopolu przyjął uchwałę o niepodległości Krymu i zwrócił się do władz w Moskwie o przyjęcie półwyspu w skład FR. Kreml spełnił tę prośbę 18 marca.

Aneksję Krymu Rosja przedstawia jako akt sprawiedliwości historycznej, a samo referendum uważa za legalne. Zachód i Ukraina uznają plebiscyt, przeprowadzony pospiesznie i w obecności grup zbrojnych, za niezgodny z prawem międzynarodowym. Moskwa długo zaprzeczała, że jej żołnierze uczestniczyli w inkorporacji półwyspu. Jednak w 2015 roku w filmie dokumentalnym "Krym. Droga do ojczyzny" Putin przyznał, że nakazał podjęcie przygotowań do przyłączenia Krymu kilka godzin po odsunięciu w Kijowie od władzy prezydenta Wiktora Janukowycza, a więc jeszcze przed referendum.