Woda rozpędzona do prędkości kilku tysięcy metrów na sekundę staje się jak beton i niszczy wszystko na swojej drodze. Tę właściwość wykorzystują saperzy do rozbrajania ładunków wybuchowych. We wtorek na poligonie koło Nowego Dworu Mazowieckiego pokazali, jak to działa.

Tego dnia na skraju Puszczy Kampinoskiej, w ośrodku szkolenia 2 Mazowieckiego Pułku Saperów w Kazuniu Nowym szkolili się wspólnie żołnierze, policjanci, pogranicznicy i strażacy. Wymieniali doświadczenia, jak działać po wykryciu improwizowanego urządzenia wybuchowego w pojeździe.

Scenariusz ćwiczenia zakładał, że potencjalne zagrożenie stanowi porzucony samochód. Kilkunastu żołnierzy i funkcjonariuszy musiało przeprowadzić rozpoznanie, zlikwidować zagrożenie, a następnie rozpocząć powybuchowe śledztwo.

Do rozpoznania wykorzystano saperskiego psa. "Nasze psy są szkolone na wszelkie mieszaniny materiałów wybuchowych dostępnych w Polsce i świetnie sobie z tym radzą. Do tego świetnie wyczuwają też amunicję i broń" - powiedział dziennikarzom dowódca sekcji przewodników psów w 2 mpsap st. sierż. Arkadiusz Mendel. Jak dodał, do szkolenia psów - również z pozytywnym skutkiem - wprowadzono wszelkie mieszaniny materiałów wybuchowych domowej produkcji, jakie zidentyfikowano podczas misji zagranicznych.

"W Afganistanie często się zdarzało, że materiały niebezpieczne były zakopywane w ziemi w plastikowych pojemnikach, gdzie wykrywacz metalu był bezużyteczny. Psi nos okazywał się bezcenny" - podkreślił sierżant.

Dla psa, takiego jak dwuletni owczarek belgijskiego Kobalt, którego przewodnikiem jest Mendel, wyszukiwanie materiałów wybuchowych to element zabawy. Zwierzę, gdy wyczuje zapach znany ze szkolenia, siada. Po tym przewodnik poznaje obecność materiału wybuchowego.

We wtorek na poligonie żołnierze mogli też skorzystać z niewielkiego wielowirnikowca należącego do pograniczników. Dron z zamontowaną kamerą pozwolił wykryć wewnątrz auta podejrzane kable, które mogły być elementem mechanizmu sterowania bombą. Dla wojskowych saperów była to możliwość, z której na co dzień nie mogą skorzystać. Mają oni bowiem na swoim wyposażeniu roboty, które poruszają się po lądzie, ale nie takie, które latają.

Likwidację zagrożenia przeprowadzono w trzech krokach. Najpierw do podejrzanego samochodu podjechał robot i przy pomocy umieszczonej na tyczce spłonki rozbił szybę. Następnie, aby zniszczyć mechanizm sterowania bombą, ten sam robot zdetonował wewnątrz auta wybuchowy ładunek wodny. Była to niewielka butelka wody, wewnątrz której umieszczono kilka gramów ładunku wybuchowego. Efekt: wygięty i częściowo rozpruty dach, przednia szyba odrzucona na kilka metrów od samochodu i wybite pozostałe szyby.

Jak wyjaśniał dziennikarzom dowódca batalionu wsparcia inżynieryjnego z jednostki w Kazuniu ppłk Mariusz Ochalski, woda rozpędzona do prędkości kilku tysięcy metrów na sekundę jest twarda jak beton. Osiągnięcie takiego efektu bez zastosowania płynu wymagałoby znacznie większej ilości materiałów wybuchowych i stanowiłoby większe zagrożenie dla otoczenia. Tymczasem przy użyciu wody istnieje tylko znikome prawdopodobieństwo wybuchu bomby, którą saperzy chcą zneutralizować.

Właśnie dlatego wybuchowy ładunek wodny został użyty podczas wtorkowego szkolenia także do zniszczenia bomby - według scenariusza - umieszczonej w bagażniku samochodu. Tym razem ładunek użyty przez saperów był wielkości niedużej walizki, w której umieszczono plastyczny ładunek wybuchowy tak, by energię eksplozji skupić ku górze. Tym razem wybuch spowodował, że klapa bagażnika pofrunęła na kilkanaście metrów w górę, a gdy już kurz opadł, ciężko było zidentyfikować pozostałe inne elementy tej części samochodu.

"Dla nas najbezpieczniejszą metodą likwidacji takiego zagrożenia nie jest działanie takie jak często w amerykańskich filmach, czyli przecięcie kabelka itd. Trzeba być dosyć wyspecjalizowanym technikiem, żeby znać konstrukcję konkretnego środka, który był zastosowany. My jako wojskowi używamy trochę bardziej twardych technik jak rozerwanie komponentów ładunku, np. od źródła zasilania lub od ładunku inicjującego, który powoduje detonację całości" - powiedział ppłk Ocholski.

Dowódca batalionu podkreślił, że przećwiczone we wtorek techniki działania saperów są jednymi z bardzo wielu możliwych. Zaznaczył też, że szkolenie było możliwością wymiany doświadczeń z innymi służbami, np. od pograniczników wojskowi mogą uzyskać informacje o nietypowych materiałach wybuchowych.

"Wojsko zajmuje się przede wszystkim likwidacją środków, które są pochodzenia wojskowego, natomiast przy budowie różnego rodzaju improwizowanych urządzeń wybuchowych często stosuje materiały wytworzone sposobami domowymi, często przy użyciu niestandardowych komponentów. Funkcjonariusze Straży Granicznej w ramach swojego szkolenia zdobywają dosyć szeroka wiedzę w tym zakresie" - powiedział Ocholski.

Natomiast przy współpracy z policją wojskowi doskonalili techniki zbierania śladów z miejsca wybuchu. W Afganistanie - mówił Ocholski - dzięki takiemu dochodzeniu udało się rozbić siatkę talibów. Wojskowi zidentyfikowali bowiem powtarzające się ślady tłoczenia na plastikowych obudowach stosowanych w bombach. Wskazywały one, że do ich wytworzenia stosowano jedną maszynę. To pozwoliło namierzyć niewielką fabrykę elementów plastikowych, a następnie dojść do talibów.

Rafał Lesiecki (PAP)