Nie było znamion czynu zabronionego - tak uzasadniła białostocka prokuratura umorzenie śledztwa w sprawie przekroczenia uprawnień przez wiceprezydenta Białegostoku. Badała, czy mógł on wpływać na zmianę zaleceń konserwatorskich dla jednego z budynków.

Sprawa dotyczy zawiadomienia złożonego - w lipcu 2015 r. - przez kilku miejskich radnych PiS, w którym informowali o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez zastępcę prezydenta Białegostoku Rafała Rudnickiego.

Według nich, miał on wydawać polecenia i wywierać naciski na miejskiego konserwatora zabytków oraz pracownika jego biura, by uzyskać zmianę zaleceń konserwatorskich dla zabytkowej nieruchomości w centrum miasta tak, by były korzystne dla jednego z deweloperów, który chce tam budować bloki.

Śledztwo prowadzone było przez prokuraturę w sprawie przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego w celu osiągnięcia korzyści majątkowych.

Po przesłuchaniach wielu świadków i uzyskaniu kilku opinii biegłych, zostało umorzone. "Wobec braku znamion czynu zabronionego" - poinformował w czwartek PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Białymstoku Łukasz Janyst.

Postanowienie nie jest prawomocne, formalnie zażalenie przysługuje gminie Białystok a nie upłynął jeszcze termin na jego wniesienie.

Jak wynika z uzasadnienia postanowienia o umorzeniu, po przeprowadzeniu postępowania dowodowego prowadzący śledztwo ocenił, iż - wbrew zawiadomieniu - nic nie wskazało na wywieranie nacisków na konserwatora.

Prok. Janyst dodał, że sam konserwator nie potwierdził, "jakoby ktoś, w jakikolwiek sposób bezprawny na niego wpływał". W ocenie prokuratury, w toku postępowania nie wykryto też żadnych nacisków czy gróźb na decyzję konserwatora.

Rzecznik mówił, iż kolejną kwestią były wydane przez konserwatora zalecenia, które zostały zbadane przez biegłych. Opinie w tej sprawie wydał Narodowy Instytut Dziedzictwa oraz biegły rzeczoznawca z listy ministerstwa kultury.

Rzecznik mówił, że opinia Instytutu dotyczyła wartości zabytkowych tego budynku. Mówił, że z tej opinii wynika, iż budynek cech zabytku nie ma. Natomiast z opinii rzeczoznawcy wynika, że wydane zalecenia są zgodne z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego.

Jak powiedział PAP zastępca prezydenta Białegostoku Rafał Rudnicki, cała ta sprawa to "atak polityczny części radnych PiS". "Zamiast pracować na rzecz miasta, knuli politycznie. Taka decyzja oznacza, że prokuratura zachowała się niezależnie i obiektywnie oceniła sprawę" - ocenił Rudnicki.

Informacje o naciskach w sprawie zmiany ustaleń konserwatorskich dotyczących nieruchomości po wydziale fizyki białostockiego uniwersytetu upublicznił pracownik miejskiego biura konserwatora zabytków, który napisał o tym do jednego z radnych. Informacje zostały podane w mediach, także społecznościowych. Wynika z nich, że po wydaniu przez biuro miejskiego konserwatora zabytków negatywnej opinii ws. przebudowy przez dewelopera zabytkowego budynku, miał interweniować zastępca prezydenta, który miał nakazać wprowadzenie zmian korzystnych dla dewelopera.

Pracownik ten został wtedy zwolniony z pracy w biurze, ale zgodnie z wyrokiem sądu - prezydent Białegostoku musiał przywrócić go do pracy. Pracownik przegrał natomiast cywilną sprawę o naruszenie dóbr osobistych, którą wytoczył mu Rudnicki.

Nieruchomość po wydziale fizyki należała do Uniwersytetu w Białymstoku. Wydział przeniósł się do nowego kampusu uczelni, a uniwersytet sprzedaje niepotrzebny już mu majątek. (PAP)