"Polacy nie są demokratami. To plemię. Nie ma racjonalności, dyskusji, bo my działamy na emocjach. Nie ma co się odwoływać do logiki, filozofii, jakichś koncepcji, bo to tylko zawracanie głowy. Liczy się pospolite ruszenie. Do którego potrzebny jest dobry wróg."
Magdalena i Maksymilian Rigamonti / Dziennik Gazeta Prawna
Już po balecie?
Dziś jestem trupem, bom przeziębiony, więc bez baletu. Normalnie zaczynam dzień od baletu.

Na pointach?
Pani to chyba nigdy nie uprawiała baletu. Tylko dziewczyny tańczą na pointach. Chłopaki na palcach. Tańczyłem główną rolę w „Jeziorze łabędzim”, rolę księcia notabene. Balet odkryłem 10 lat temu, wcześniej wydawał mi się sztuczny, staroświecki. Pamiętam, jak eksmałżonka zabrała mnie właśnie na „Jezioro łabędzie” i zakochałem się w tym. Lubię klasyczną architekturę, klasyczne wnętrza i klasykę przełożoną na ludzkie ciało – czyli balet. Tę harmonię, siłę. Jak pani zapewne wie, wybudowałem w Londynie polski pałac w stylu stanisławowskim.
Jak Łazienki Królewskie.
Moim zdaniem ładniejszy, bo Polak projektował, a nie innostraniec.
Mówią o panu, że jest pan skromny.
Nie chcę, żeby mnie ktoś posądzał o brak skromności, ale ludzie, którzy mnie odwiedzają, mówią, że mój pałac wygląda lepiej niż Łazienki. On jest wyrazem mojej natury, moich poglądów, bo w sumie jestem arcykonserwatystą, należę do Polski przedwojennej.
Przecież urodził się pan w 1951 r.
I należę do Polski przedwojennej, a w zasadzie to do przedrozbiorowej, bo w tym duchu zostałem wychowany. Polska przedwojenna elita została przeflancowana do powojennego Londynu, mój ojciec na przykład był prawnikiem gen. Andersa. Pamiętam, jak u stóp góry Monte Cassino, podczas 25-lecia bitwy, gen. Anders powiedział mi, że zawsze marzył o synu i ja jestem jak jego syn... Piękne wspomnienie.
Ciekawe, co na to Anna Maria Anders.
Podkochiwałem się w niej. Piękna dusza.
Robi karierę polityczną w Polsce, pan chciał zostać burmistrzem Londynu i się nie udało.
Komu?
Panu.
Pierwsze słyszę. Pani coś wie, czego ja nie wiem. Przecież ja wygrałem, w pełni wygrałem. Dostałem 38 tys. głosów, a jeszcze miesiąc przed wyborami ponad 90 proc. londyńczyk ów nie wiedziało, kim jest Żyliński.
Może głosowała stara Polonia?
Stara Polonia to 1,5 tys. osób, a ja stałem się najbardziej rozpoznawalnym Polakiem na Wyspach.
Daniel Kawczyński z Partii Konserwatywnej jest członkiem brytyjskiego parlamentu i też jest znanym Polakiem.
Chyba tylko podlizuje się Polakom. Nawet nie zna dobrze polskiego. Nie widzę w nim żadnej polskości. Grymas twarzy, kultura, częstotliwość emocji w stu procentach angielskie. To nie jest nasz człowiek! Choć jego partia wspiera Polaków i jest za tym, żeby w Londynie stanął pomnik polskich lotników. Później pani o tym opowiem.
Wybory pan przegrał.
Chciałem nagłośnić sprawę Polską i nagłośniłem, a więc wygrałem. Osiągnąłem cel, który sobie postawiłem. Do tego odkryłem, że polityka to jest absolutnie fascynująca sprawa. Podobnie jak Donald Trump, biznesmen, który chce zmienić losy swojego kraju. On też nie musiał, on chciał się zaangażować.
Czyli do niego się pan odwołuje?
Nie, on się do mnie prędzej odwołuje. On teraz jeszcze nawet nie jest lokatorem Białego Domu, a ja od 10 lat jestem właścicielem Białego Domu, który jest zaliczany do sześciu najważniejszych budynków w Londynie. On, podobnie jak ja, zrozumiał siłę polityki, zrozumiał, że to lepsze od seksu, od biznesu, od wszystkiego. Całe życie byłem biznesmenem. Teraz też nim jestem, ale mam teraz lepszy sposób na dowartościowanie siebie. Polityka w najczystszej formie to jest miłość do ludzi.
Przekażę to polskim politykom.
Niektórym sam o tym mówię. Chcę podnieść Polactwo w Wielkiej Brytanii z kolan i postawić je na nogi.
Polactwo?
Z premedytacją używam tego słowa. Polacy lubią dosadność. Bez mydlenia. Mydlenie zawsze kryje fałsz i myśli o karierze, pieniądzach i stanowisku.
Przecież pan właśnie o tym myśli.
Ktoś, kto jest księciem, nie interesuje się dalszymi zaszczytami. No, co najwyżej, żeby zostać królem.
Albo prezydentem.
To nie jest aż tak prestiżowe stanowisko w porównaniu z dziedzicznym księciem od 800 lat. Mogę pani powiedzieć, że kiedy miałem siedem lat, obiecałem mojej babci, że odbuduję jej polski pałac. Odbudowałem. I jeszcze jej obiecałem, że zostanę prezydentem Polski. No cóż, zdeklasuję się trochę! A ja dotrzymuję słowa.
A wariatem pan nie jest?
Jestem, ale skutecznym. Załatwię sprawy w Anglii, potem zajmę się Polską. Zdradzę pani tajemnicę. Zawsze, kiedy przyjeżdżam do Polski, do Warszawy, to zatrzymuję się w hotelu Victoria i zawsze dają mi prezydencki apartament. Gratis! Od siebie.
Rozumiem, że w 2019 r. kandyduje pan na prezydenta.
Na przestrzeni ostatnich dwóch lat kilku ważnych polskich polityków przyszło do mnie z propozycją, bym kandydował na urząd prezydenta.
Z PiS?
W moim wieku takich szczegółów się nie pamięta. Poza tym przyjmuję propozycję, ale tylko na moich warunkach. I nie będę teraz się wypowiadał na temat polskiej polityki. Polska jest bardzo podzielona, a ja jestem w Londynie, gdzie owszem wojna polsko-polska występuje, ale nie wpływa na moją działalność. Wiem, że ktoś sympatyzuje z PiS, a ktoś z Nowoczesną, ktoś z ONR.
Wielu takich?
Nie wie pani, że Polonia jest zawsze bardziej prawicowa, narodowa, patriotyczna, konserwatywna niż ludzie w kraju.
Dlaczego?
Nie wiem, nie jestem socjologiem. To się tyczy obu Ameryk, Wielkiej Brytanii, Australii i w zasadzie wszystkich krajów. W Ameryce Polacy głosowali na Trumpa. I to, co się wydarzyło w Ameryce, jest dokładnie po mojej myśli. Obudził do życia ludzi, którzy się poddali ćwierć wieku temu.
Nigel, szef Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, który doprowadził do brexitu, takich obudził w Anglii.
Ale sam zgasł. I dzięki niemu ja mogę budować siłę Polaków w Anglii.
Pamięta pan, co Piłsudski powiedział? Naród wspaniały, tylko....
...ludzie k...y. Pamiętam, ale mam olbrzymią przewagę nad liderami i politykami, bo mi to nie przeszkadza, że ludzie mnie nienawidzą czy krytykują. Oni są jak mucha, która brzęczy w drugim pokoju. Hołduję zasadzie gen. Wieniawy-Długoszowskiego, poety, prawej ręki Piłsudskiego: „Dla własnej przyjemności, a durniom na złość”. Nie potrafię inaczej, to jest zaleta tego, że się jest księciem, że się swoje wie i nie zważa na to, co inni mówią. Polacy działają na emocjach, nie ma co się odwoływać do logiki, filozofii, jakichś koncepcji, bo to tylko zawracanie głowy. Liczy się pospolite ruszenie. Do którego potrzebny jest dobry wróg. Mogę śmiało powiedzieć, że Farage mnie wyzwolił, był dla mnie ekwiwalentem szarży kawaleryjskiej.
Farage na uboczu, to jakiego wroga pan sobie teraz znajdzie?
Niech się pani nie martwi. Nigdy mi wrogów nie brakuje. Kiedy wyzwałem Farage'a na pojedynek, stając w obronie Polaków w Wielkiej Brytanii, to chciałem, by Farage został zesłany na banicję, żeby opuścił Londyn. I cel osiągnąłem, bo teraz on jest tak znienawidzony przez londyńczyków, że boi się publicznie pokazać. To, co nawyrabiał, ma skutki. A ja powiedziałem stop dyskryminacji i wtedy mnie olśniło. Zrozumiałem, że jestem nie tylko biznesmenem, zajmującym się nieruchomościami, ale też czuję politykę, potrafię wczuwać się w sytuacje, układy i w ludzi.
Panie Janku, Beata Szydło ostatnio w Londynie nawoływała Polaków, żeby wracali.
I co? Wracają? Nie. Bo kto chce zarabiać 80 proc. mniej? Nikt, więc po co wracać.
Mówił pan, że jest patriotą.
Irlandczycy przestali emigrować, kiedy pojawił się w Irlandii dobrobyt. Jeśli byłby w Polsce dobrobyt, to nie trzeba specjalnie nikogo zapraszać, sami wrócą do ojczyzny, a kolejni z niej nie wyjadą.
Premier zaprasza.
Na pewne słowa nie zwraca się uwagi.
Bo są tak nieistotne?
Nie, bo są tak oczywiste i nic nieznaczące. Zaraz będę przechodził przez te drzwi ruchome i portier powie mi „dzień dobry”, bo to jest jego obowiązek tak mówić. Uśmiechnę się, bo znam go z widzenia od lat, on zna mnie, jest miło. Ale czy to ma jakieś metafizyczne znaczenie? Żadnego.
Nieźle, porównuje pan premier Polski do portiera w hotelu Victoria.
Powiem szczerze, że premier Szydło zrobiła na nas w Anglii bardzo dobre wrażenie. To była najpoważniejsza rozmowa z rządem brytyjskim od czasów II wojny światowej. W pewnym sensie ja się do tego przyczyniłem, bo jeszcze nie było brexitu, nie było Farage’a, gdy mówiłem, że kończy się epoka wielostronnych układów, od teraz liczą się układy dwustronne, czyli narodowe.
I pan wierzy w ten układ Polska – Wielka Brytania?
Polska jest potrzebnym Anglii sojusznikiem. Leżymy z drugiej strony Niemiec, Niemcy rządzą Europą, a od 500 lat brytyjska polityka zagraniczna, z różnym skutkiem, skupia się na tym, by nikt nie miał monopolu władzy w Europie. Mam poczucie, że teraz Anglia wraca do swoich korzeni i Polska jest jej do tego potrzebna. My jesteśmy najlepszym sojusznikiem. I za to Anglicy powinni nas jeszcze bardziej kochać, doceniać. Ale to nie jest nasz największy problem.
A jaki jest?
W Anglii to są problemy Polaków z Anglikami, z brexitem, walka o szacunek do Polaków.
Biją tam nas.
Pojechałem do Harlow i rozmawiałem z bratem Polaka, który został zamordowany przez 15-letniego Anglika. Proszę jednak pamiętać, że to są incydenty, straszne, ale incydenty. Tak naprawdę miłość do Polaków jest stokrotnie większa niż nienawiść.
Zawsze, kiedy coś takiego słyszę, przypomina mi się, co mówił syn gen. Maczka o tym, jak Anglicy po wojnie traktowali Polaków, jak wywieszali w oknach transparenty: Polacy, won do Polski.
Wywieszali. Ale każde zjawisko jest złożone. Nie można porównywać tego, co było 75 lat temu, do tego, co się dzieje teraz. Opowiem coś pani. W czerwcu, dzień po brexitowym referendum, okazało się, że szklane drzwi Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego w Londynie są wymalowane nieprzyzwoitymi napisami, które znaczyły mniej więcej to, żeby Polacy wracali do Polski. Okazało się, że o trzeciej nad ranem napisał to jakiś Anglik. Kiedy sprawa została nagłośniona, to cały hall POSK został zalany kwiatami i listami.
Przeprosiny?
Tak. Oraz wyznania miłości. Mam zdjęcia z tego dnia, listy też mam. Proszę spojrzeć. W każdym liście: We love you.
Dlaczego nas tak kochają?
Bo jesteśmy najlepsi!
Panie Janku...
Innego stanowiska nie akceptuję. Jesteśmy najlepsi, bo jesteśmy Polakami. Mam bardzo infantylne podejście, ale trudno. Jestem jak synek, który uważa, że jego mamusia jest najlepszą mamusią na świecie. Nie dam nic złego powiedzieć na Polskę i Polaków.
Naprawdę na tej emigracji coś się w głowach przestawia.
Walczę o to, żeby Polacy w Wielkiej Brytanii byli jeszcze pewniejsi siebie, nie byli baranami, obudzili się. Zakładam sieć biur Książę Pomoże z bezpłatnymi poradami dla Polaków.
Tak pan sobie buduje elektorat.
Nie, nakłaniam Polaków, żeby szli w politykę. Za dwa lata są wybory samorządowe, wystawimy stu polskich kandydatów na radnych.
Już pan ma chętnych?
Część mam. Jeszcze jest chwila. Sam nie chcę w nich brać udziału, tylko umożliwić innym. Przecież żeby zostać radnym, to w niektórych dzielnicach potrzeba jest do tego tylko tysiąc głosów. Są miejsca, w których jest zatrzęsienie Polaków.
Taki radny zarabia?
Grosze.
To może być problem, bo Polacy wyjechali do Anglii zarabiać.
Ludzie zaczynają rozumieć, że mogą mieć wpływ na politykę, na to, co się dzieje. Chciałbym zbudować polskie mocarstwo w Londynie.
Ci Polacy chcą być mocarstwem?
Nie będę się nawet pytać. Po prostu biorę ich za wszarz. Polacy nie są demokratami. To plemię. Nie ma racjonalności, dyskusji, po prostu trzeba działać, zrobić, pokazać, a ludzie za tym idą. Na przykładzie pani opowiem. W Wielkiej Brytanii działają polskie firmy. Całkiem jest ich sporo. Znam wielu właścicieli. Kiedy robiłem kampanię wyborczą, to zebrałem ponad sto tysięcy funtów. Rozmawiam np. z Andrzejem, który zatrudnia dwustu Polaków. Potem Andrzej mówi swoim pracownikom, że on głosuje na Żylińskiego. A oni, że też, że załatwione.
Straszne. Jak nie zagłosują, to ich wywali.
Nie. Nie rozumie pani. Mówię o plemiennym myśleniu, o tym, co odróżnia Słowian od Niemców i innych dzikusów. W latach 50. mówiło się, że Polska leży nad Tamizą, gen. Anders, byli inni wielcy Polacy. Były polskie szkoły, parafie, sklepy.
Ale gen. Maczek był wtedy barmanem.
To jest inne zagadnienie. Pani jest dowodem na to, że Polacy są skrajnymi pesymistami. Gorsi w tym pesymizmie są tylko Żydzi. Każdy Żyd jest jak Woody Allen, wszystko jest dla niego końcem świata. Wszędzie widzi Ściany Płaczu i Zagładę. Teraz jest milion Polaków na Wyspach, a to jest ekwiwalent 50 dywizji pancernych. I ja chcę stworzyć tam takie dywizje, tyle że pokojowe. Nie zamierzam iść z maczetami na Anglików, choć niektórzy mówią o mnie, że jestem pierwszym polskim dżihadystą. Mnie chodzi o szacunek dla Polaków.
Siłą się nie da.
Ale wdziękiem już tak, a ja jak pani widzi mam dużo wdzięku. Anglicy mnie błagają, żebyśmy wyszli z naszej nory i żebyśmy się włączyli w ich życie, żeby nie było tylko praca – dom, praca – dom. Chodzi o to, żeby Polacy brali udział w życiu społecznym, głosowali, chcieli pokazywać się, organizować paradę takiej rangi jak Parada Pułaskiego w Nowym Jorku. Chciałbym, żeby na Ealingu, dzielnicy Londynu, w której mieszkam, a która jest polską stolicą w Wielkiej Brytanii, na głównym placu stanął pomnik Niedźwiadka Wojtka, który służył w Armii Andersa, a w innym miejscu pięciometrowego Piłsudskiego. Kościół polski natomiast ma dość duży dziedziniec i tam bym wstrzelił piętnastometrową Matkę Boską.
I co, myśli pan, że czterema pomnikami wzbudzi pan szacunek Anglików do Polaków?
To jest tylko jeden aspekt, jeden z elementów, wyraz fizyczny tego, że to miasto jest nasze. Musimy zasygnalizować naszą polskość i pomniki, to jest również sposób. Obecność w mediach to drugi, a mnie brytyjskie media kochają, chcą, żebym mówił o Polakach, o naszym zaangażowaniu w sprawy miasta i kraju, żeby nasze działania były nie do podważenia i żeby ktoś taki jak Farage nigdy więcej nie pojawił się w brytyjskiej polityce. Obiecuję, że będę robił wszystko, by się nie pojawił. Polakom nie mieści się głowach, że duża grupa Anglików błaga nas, żebyśmy się zaczęli angażować w Anglię.
Kiedy jakiś Anglik pana błagał?
Rok temu przyszła do mnie sama wierchuszka partii konserwatywnej. Poprosili, żebym startował w wyborach na burmistrza, a do tego zajął się tematem dużego pomnika poświęconego polskim pilotom walczącym w bitwie o Anglię. Ma stanąć w Hyde Parku. Już nam zaoferowano pół miliona funtów.
Kto?
Strona angielska. Pieniędzy polskich nie przyjmę. Myśmy dali krew. To oni mają nam dziękować... i zapłacić.
I tak im pan to mówi?
Oczywiście. Prosto z mostu. I mam nieoficjalną informację z brytyjskich kół rządowych, że rząd poprze budowę takiego pomnika. Nie owijam w bawełnę i to się oczywiście nie podoba części starej brytyjskiej Polonii. Uważają, że ich ośmieszam, mówiąc, że jesteśmy wdzięczni, że możemy tutaj być, ale wy Anglicy też macie być wdzięczni. Trzeba pamiętać, że ta stara Polonia to raptem półtora tysiąca osób.
Ale liczy się pan z nimi.
Molestują mnie publicznie. Jedna 80-latka powiedziała, że szanowała mojego ojca, szanuje mojego brata psychoterapeutę, a mnie wysyła na leczenie. Trudno. Rozumiem to, stara Polonia to są dzieci wojny i zimnej wojny, więc są wdzięczni, że przeżyli, że uniknęli komunizmu. Ja się w Anglii urodziłem i choć cenię korzenie, tożsamość, to Anglików się nie boję. Nie mogę być na kolanach, nie jestem uchodźcą. Wiem, że wcześniej nikt nie domagał się wdzięczności od Anglików. Ba, ja też kiedyś uważałem, że nie wypada. Urodziłem się w Anglii, jestem księciem, multimilionerem, a miałem kompleksy. Od czasu, kiedy wyzwałem Farage’a na pojedynek, kompleksy minęły. Wyzwoliłem się. Jestem jak ten gej, który całemu światu ogłasza, że jest gejem. Ja ogłaszam, że jestem Polakiem i że Anglicy muszą być Polakom wdzięczni. I muszą ufundować pomnik. Za cztery lata będzie 80. rocznica bitwy o Anglię, wtedy pomnik powinien już stać.
Widziałam projekt. Trochę brzydki.
Mnie się podoba. Choć jestem w tej kwestii elastyczny. Grunt, żeby pomnik był duży, kontrowersyjny.
Złoty?
Oczywiście, że złoty. Złoty to najbardziej kontrowersyjny kolor na planecie. Musi być złoty.
I skrzydła husarskie też muszą być?
Oczywiście.
A co one mają wspólnego z bitwą o Anglię?
Może pani zauważyła, że samoloty też mają skrzydła. Poza tym herb RAF-u to też skrzydła, bardzo podobne do tych husarskich. Wie pani, że kiedyś być polskim pilotem, to jak później w latach 60. bycie Mickiem Jaggerem.
Zrozumiałem siłę polityki. Że to lepsze od seksu, od biznesu, od wszystkiego. Całe życie byłem biznesmenem. Teraz też nim jestem, ale mam lepszy sposób na dowartościowanie siebie. Polityka w najczystszej formie to miłość do ludzi