Przez lata domyślałem się, że rządzą nami ludzie z ograniczoną wiedzą, teraz wiem, że tak jest na pewno. Ostatnio wróciłem do czytania Orwella, Kafki. Inteligencja sejmowa i ministerialna też powinna do tego wrócić - mówi w wywiadzie dla "DGP" Piotr Liroy Marzec.
Ostatnio mówiłam do pana: panie Liroyu.
To było pięć lat temu.
Panie pośle Liroyu...
No, teraz to grubo.
Jest pan parlamentarzystą, obowiązują konwenanse.
Wie pani, pamiętam, jak pierwszy raz usiadłem w ławie sejmowej, rozejrzałem się i od razu złapałem się za kieszenie.
Bo?
Bo pomyślałem, że większość tam to złodzieje.
Wszyscy?
Nie wszyscy. Dwa typy ludzi tam siedzą. Pierwsi – którzy chcą zrobić karierę, drudzy – którzy chcą walczyć o sprawę. I chyba się pani nie zdziwi, kiedy powiem, że pierwsi przeważają. Wchodzą tu, widzą te marmury, ten basen, saunę i im od...a. Nigdy nie będą chcieli stąd wyjść, zawsze będą stać za swoim prezesem czy przewodniczącym. Dla nich to jak Bizancjum, jak królestwo, spełnienie marzeń. Imponuje im. Ja jestem z trochę innych klimatów, już różne cuda widziałem. A tu są ludzie, którzy przyjechali z małych miejscowości, dla nich fakt, że ktoś do nich mówi per panie pośle, już im dobrze robi. Znam te mechanizmy i nic nie robi na mnie wrażenia. Nie spalam się. Na szczęście nie tylko ja, bo takich walczących w Sejmie jest teraz więcej niż kiedyś. Więcej, bo i ludzie w całej Polsce się angażują, jak widzą, że PiS kłamie, ma ich gdzieś.
Chyba w innych światach żyjemy. Ludzie się cieszą, że PiS im dał 500+, że będzie Mieszkanie+ i inne przywileje.
Żartuje pani. W Kielcach na przykład, które były bardzo propisowskie, zaczyna się klimat zmieniać. Na nasze spotkania przychodzą ludzie z PiS-u, biją prawo, chcą się przyłączyć do działań, widzą, że chcemy im pomagać. W tej chwili tworzymy platformę... Tfu, platforma to brzydkie słowo. Tworzymy portal Transparentna Polska, dzięki któremu będzie można sprawdzać, czy ktoś tylko mówi, że pomaga, czy rzeczywiście pomaga. Myślę, że będzie okazja, żeby zobaczyć, jak ruchy obywatelskie mogą działać ponad polityką.
Mateusz Kijowski z KOD też zamierza pobudzać działania obywatelskie.
Jemu chodzi o to, żeby wychodzić na ulice z transparentami, krzyczeć i przyjmować w swoje szeregi polityków już dawno zdyskredytowanych w różnych rządach. Przez tych polityków KOD stracił wiarygodność. Na jego marszach jest wielu artystów, których znam, cenię, ale ja z nimi nie pójdę, bo tam też są politycy, którzy sprzedali Polskę. Już rządzili i udowodnili, że mają gdzieś obywateli, że liczą się tylko interesy partii i ich prywatne sprawy. Nawet słowem nie powinni się odzywać na temat demokracji, bo zrobili wszystko, żeby rządy ludu zniszczyć. To samo myślę o PiS-ie. Też rządził. W Kielcach, w moim regionie, ludzie widzą, co się dzieje, mają wolną wolę i PiS nie ma dla nich żadnego znaczenia. Niech sobie kupuje ludzi, niech obsadza urzędy swoimi, ale zwykłych ludzi nie złamie. Już teraz bloki w Kielcach są nasze.
Panie pośle, ale w Świętokrzyskiem PiS ma większość.
I co z tego. Ten region to też zagłębie PSL, w którym PSL-owski nepotyzm sięga sprzątaczki w urzędzie.
Tam pan ma rodzinę.
Tak, ale nie są w PSL.
Pracują?
Ale nie w urzędach. Nie są w żaden sposób zależni od jakiejś partii politycznej. Jak już, to mnie wspierają i Kukiz’15. Zaufali takim ludziom jak ja. Kolegom z ruchu powtarzam, że jeśli się nie sfilcujemy, nie spieprzymy sprawy, to będziemy rosnąć w siłę i inne ruchy obywatelskie zaczną się do nas przyłączać. Ludziom ktoś taki jak ja, komu się chce, a przy tym jest posłem, jest potrzebny jako wytrych, który otwiera różne drzwi, który pomaga.
Kumpluje się pan z Pawłem Kukizem?
Nigdy nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi. Ale przed wyborami przez rok rozmawialiśmy bardzo często przez telefon o sytuacji politycznej w kraju i okazało się, że chodzi nam o to samo. Paweł znał moje zdanie, wiedział, że chcę pomóc, szczególnie regionowi, i że konwenansom, poprawności politycznej nie mam zamiaru się poddawać. Jednak Kukiz’15 to nie partia, tylko ruch, Paweł nie jest moim szefem, nie ustalam z nim wszystkich działań, nikt niczego nikomu nie nakazuje. Żona jest czasem załamana, że przychodzę do domu nad ranem z głosowań, potem siedzę nad papierami. Rodzina razem ze mną przeniosła się do Warszawy. Bez nich, bez żony, bez dzieci bym tu nie wytrzymał.
Tu, do Domu Poselskiego?
Nie, byśmy z nimi zwariowali.
Z kim?
Z tymi posłami, którzy tu mieszkają. A oni z nami. Czas dzielę między Warszawę a Kielce.
Jezu, jaki inny teraz ten Liroy.
Czemu inny?
Inny. Spokojny pan jest, wyważony, nawet gesty takie jakieś wyuczone.
Może spuściłem z tonu, jednak walki nie odpuściłem. Rozmawiamy o polityce, może dlatego.
Kiedyś też rozmawialiśmy o polityce, o Palikocie, o tym, że może wejdzie pan do jego partii, chwalił pan jego walkę o legalizację marihuany, a teraz pan mówi, że tę sprawę popsuł właśnie Palikot.
Bo popsuł. Nigdy nie widziałem siebie w jego partii. Z perspektywy czasu widzę, że źle to wszystko zostało zrobione, użyto marihuany jako gadżetu, nie było żadnych konkretów.
Pan wtedy opowiadał o lolkach, jointach, chciał, żeby każdy, kto ma ochotę, mógł palić.
Oczywiście. I nie będę udawał, że jestem kimś innym. Jednak teraz nie o to chodzi, priorytety się zmieniły. Walki nie odpuściłem.
Ale pan przegrywa.
Nie, bo walka o medyczną marihuanę trwa od kilkunastu lat. I teraz jest etap, kiedy ludzie wiedzą coraz więcej na temat marihuany i tego, jak pomaga chorym.
Ale projekt ustawy został zablokowany.
Bo większość polityków myli swój punkt widzenia z faktami. Nie dziwi mnie to, bo marihuanofobia w społeczeństwie jest bardzo duża. Poza tym jak się jest zdrowym, nie potrzebuje się medycznej marihuany do ratowania życia, to przyjmuje się, że nikt jej nie potrzebuje.
Minister zdrowia...
Nie interesuje mnie minister Radziwiłł. Niech się ośmiesza dalej, niech się dyskredytuje. Ludzie pokażą, co o nim sądzą.
Poparcie dla PiS-u rośnie.
Nie wierzę do końca w te wszystkie badania, w te słupki poparcia.
A pan jakie ma poparcie?
Najważniejsze, że w domu mam i poparcie, i wsparcie. Ja tu nie przyszedłem dla budowania elektoratu, tylko dlatego, żeby swoją postawą pokazać, że warto ufać ruchom obywatelskim.
PiS-owcy patrzą na pana z przymrużeniem oka.
Oni mnie nie interesują.
Mają władzę.
Daną na chwilę.
Jeszcze na co najmniej trzy lata.
Co najmniej dziesięć telefonów dziennie odbieramy od wyborców PiS-u. Mówią, że zajmujemy się sprawami, które ich dotyczą.
Na przykład?
Na przykład sprawą czasowego wyrejestrowania samochodu, sytuacją zawodów medycznych i wieloma innymi. Za trzy lata nie będziemy bogatsi, bo przecież nie bierzemy żadnych dotacji, ale wierzę w to, że naszym kapitałem będzie to, co zrobimy, choćby w kwestii medycznej marihuany.
Nic nie zrobicie.
Wielu posłów PiS-u jest za i nie rozumie tej blokady.
Kiedyś pan mówił, że prezesa Kaczyńskiego ma pan za sobą.
Bo tak sądziłem.
Razem zapaliliście?
Iskrę nadziei. Jednak kiedy ostatnio w Sejmie podszedłem do premier Szydło i prezesa Kaczyńskiego i poprosiłem o wstawiennictwo...
U kogo?
No przecież nie u Najwyższego. W Ministerstwie Zdrowia. Usłyszałem, że nic w tej sprawie prezes nie zrobi, że zasięgnął języka i wie, że niewiele osób w Polsce potrzebuje się leczyć marihuaną. A ci, którzy potrzebują, mogą sobie ściągnąć medyczną marihuanę z Zachodu, bo przecież procedury działają. Dodał, że to narkotyk, a on narkotyków nie będzie wspierać. I żadnych upraw też nie. Powiedziałem, że tu nie rozumiem, że przecież PiS mówi, że jest proobywatelski i dba o gospodarkę kraju, a tymczasem medyczną marihuanę można ściągać tylko z Zachodu. Absurd jakiś.
Rozpoznał pana?
Mnie chyba trudno w Sejmie nie rozpoznać.
Jesteście panowie tego samego wzrostu.
Ktoś to zauważył podczas tej rozmowy. Okazuje się jednak, że nic oprócz wzrostu z prezesem Kaczyńskim nas nie łączy. Przypominam, że rozmawiałem z nim wiosną i wtedy byłem pewien, że poprze ustawę. A teraz mówi, że to jednak narkotyk, a on jest narkotykom przeciwny. Morfina też narkotyk, opium też, a jednak w medycynie legalne.
Może jest pan dla niego ujaranym chłystkiem.
Może tak być, ale to nie ma żadnego znaczenia.
Pali pan trawę?
Mam bardzo długie przerwy w paleniu. Ale wyczuwam od razu, jeśli ktoś pali. W Sejmie kilka razy czułem zapach trawy i w Domu Poselskim też. Zresztą, gdyby oni tu tylko palili.
A co jeszcze robią?
Piją, alkohol jest przecież na każdym kroku. Sam nie jestem już regularnym palaczem.
Kiedyś pan był.
I to nie ma żadnego znaczenia, bo dziś możliwa jest w Polsce tylko rozmowa na temat legalności marihuany medycznej. Moje priorytety się zmieniły. Nadrzędnym celem jest walka o chorych. A palaczem byłem. Przez całe lata. I nie stoczyłem się na dno, przeciwnie – zrobiłem jako artysta dużą karierę. I będąc tym narkomanem, tym ujaranym chłystkiem, rozwinąłem kilka spółek, założyłem rodzinę. Jestem prawym człowiekiem, nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek był skazany wyrokiem sądowym, a dorabianie mi ryja przestało mnie bawić w połowie lat 90., kiedy to na siłę chciano zrobić ze mnie złego chłopca. Przecież w 1995 r. od ludzi z TVP usłyszałem, że moja muzyka nie będzie tam pokazywana, bo oni łobuzów nie promują. Zmienili zdanie, jak się sprzedało pół miliona egzemplarzy mojej płyty.
Milion dolarów pan wtedy zarobił.
Teraz zarabiam mniej. Więcej dostawałem za koncert, za godzinę stania na scenie. Dwa tygodnie temu grałem, w styczniu znowu gram, tym razem w Warszawie.
Elektorat przychodzi?
Fani, elektorat, przede wszystkim suweren. Śmieję się, ale ludzie, którzy słuchają mojej muzyki, to często mój elektorat. Zbudowałem sobie wśród nich szacunek i robię wszystko, żeby go nie stracić. Byłbym jednak głupi, gdybym uważał, że pensja poselska to małe pieniądze. Wystarczające. I wydaję je również na akcje w regionie. Zresztą mnie nigdy nie chodziło o pieniądze. Byt swojej rodzinie zawsze zapewnię. Od kiedy pamiętam, mam przed sobą jakąś walkę, jakąś armię, z którą muszę toczyć bój. Czuję, że jestem w formie, jestem przygotowany do wojny, do tego, że mogę załatwić kilka spraw, które pomogą mojej rodzinie, sąsiadom lepiej żyć.
Panie Liroyu, szefowa kancelarii premiera Beata Kempa mówiła mi podobne zdania.
Jeszcze jakichś fasadowych polityków pani zacytuje? Patrzę na politykę od lat, od 2011 r. dość intensywnie się nią zajmuję, wcześniej spotykałem się z politykami, przyjeżdżałem do Warszawy na takie obiady, w których uczestniczyło kilku posłów PO i bardzo ostro rozmawialiśmy. Oni mówili do mnie: jak jesteś taki mądry, to idź do Sejmu i zmieniaj. Odpowiadałem: pójdę i was wy...lę na zbity łeb.
Potem mówił pan to publicznie.
I mogę powtórzyć. Gdybym był Jarosławem Kaczyńskim, tobym się cieszył, że rośnie nowa siła, która chce dbać o kraj. Natomiast po mojej rozmowie z Kaczyńskim mam wątpliwości, czy on się z tego cieszy. Czy jemu sprawy obywatelskie leżą na sercu i siła, której zależy na dobru Polski. Przecież on rozmawiał ze specjalistami, z lekarzami, którzy znają się na medycznej marihuanie, rozmawiał z doktorem Jaroszem, specem w tej dziedzinie, i wie, że medyczna marihuana to nie jest moja fanaberia, tylko lekarstwo. A i tak mówi, że narkotyk. Ręce opadają. Na Boga, Sejm się opiera na ustawach, nie na przekonaniach. Gdyby się opierać na przekonaniach, to nic by nie powstało, bo tu jest cała masa złodziei i różnych przekrętasów. Rozumiem, że mało ludzi w Polsce czyta, ale wierzyłem, że elity, inteligencja czyta chociaż jedną książkę rocznie. Nie spodziewałem się, k...a , że będę zmuszony udzielać porad komuś, kto jest na stanowisku ministra bądź wiceministra zdrowia, będąc pewnym, że mam o niebo większą wiedzę niż on. Przecież ja na co dzień jestem raperem, dopiero od roku posłem. Przez lata domyślałem się, że rządzą nami ludzie z ograniczoną wiedzą, teraz wiem, że tak jest na pewno. Ostatnio wróciłem do czytania Orwella, do Kafki. Inteligencja sejmowa i ministerialna też powinna wrócić.
Pan siebie nie zalicza do inteligencji?
Przecież nie mam matury. Chociaż książki czytam.
Gdyby ktoś z tzw. poważnych polityków PiS-u zajął się medyczną marihuaną, sprawa byłaby już załatwiona.
Ale nie jest i to tylko źle dla PiS-u. Słyszałem, że chłopaki w PiS-ie coś kombinują, żeby to był ich projekt, a nie nasz. Dla mnie nie ma sprawy, jeśli to ma pomóc chorym, jeśli ludzie dostaną leki, to proszę bardzo. Już na samym początku, kiedy tylko powstał projekt ustawy, poszedłem do posła Jakiego i zaproponowałem, że mogę im oddać ten projekt, pod warunkiem że przeprowadzą ustawę. Nie chciał, powiedział, żebyśmy procedowali. Mam czyste intencje, a oni robią politykę. Widzę, jak oni głosują, jak owce. Idą za pasterzem, nikt się nie wychyli. Poza tym to PiS-owscy urzędnicy sterują PiS-skimi posłami. Ogon kręci psem. Ludzi prawych szukać w Sejmie to ciężka robota. Większość z nich myśli przecież o tym, że Sejm będzie dla nich trampoliną do intratnych stanowisk w różnych spółkach. Kończy się na tym, że ludzie piszą do mnie, żebym pomógł im załatwić medyczną marihuanę.
I co, pomaga pan, zna pan dilerów?
Nie, nie pomagam, nie jestem lekarzem, podpowiadam, do jakich instytucji mogą się udać. Czarny rynek oczywiście na pewno też się rozkręca. Tylko że to jest bardziej skomplikowana sprawa, potrzebna jest kontrola lekarska, dawkowanie. Szlag mnie trafia, jak myślę o ministrze Radziwille, który łamie konstytucję, bo najzwyczajniej w świecie nie dba o prawa pacjentów. Wie pani, że chłopak chory na stwardnienie rozsiane siedzi w więzieniu, bo hodował w domu trawę. I nie palił jej rekreacyjnie, tylko próbował sam się leczyć. Dla niego też walczę. Dla wielu ludzi. Jeśli już zdecydowałem się wejść do polityki, to nie po to, żeby się lansować na salonach. Czuję odpowiedzialność przed ludźmi, którym obiecałem walkę, i przed tymi, przepraszam za górnolotność, moimi przodkami, którzy oddali życie za Polskę.
Pięć lat temu mówił pan o tym, że równie dobrze mógłby pan mieszkać na Jamajce.
Bo czuję się obywatelem świata. Ale jestem Polakiem, patriotą, próbuję odbudować drzewo genealogiczne, sprawdzić, co robili. Babcia ma 94 lata, zaczyna cierpieć na demencję, wszystkiego nie pamięta, ale próbuję z niej wydobyć różne rodzinne historie.
Może medyczna marihuana by jej pomogła?
Myślę, że by pomogła, ale moja mama jest przeciwko. Rozmawiamy, przekonuję, tłumaczę. I może któregoś dnia zrozumie. Wie, że to nie o to chodzi, żeby każdy miał dostęp do narkotyków jak do alkoholu. Zresztą pewnie w jej szafeczkach znajdzie się jakaś flaszeczka z naleweczką, legalna, dostępna dla domowników. Nie wyobraża sobie jednak, by babcię leczyć marihuaną. To moja mama i nie będę się wściekał, że tego nie rozumie. Ona ma zakodowaną narkofobię. Ale przynajmniej wie, że marihuany się nie wstrzykuje w żyłę. I mnie wspiera. Zawsze mnie wspierała.
Ale jeśli pan nie może mamy przekonać do medycznej marihuany, to jak pan przekona społeczeństwo, polityków?
[Do rozmowy włącza się Maciej Maciejowski, szef biura posła Liroya: – A moja mama jest już przekonana, jest też przekonaną katoliczką, słucha Radia Maryja.]
To jest wstyd, że ta ustawa została zablokowana. Ludzie się od PiS-u zaczynają odwracać. Nie jestem w PiS-ie, nie będę przecież im doradzał, co mają robić, żeby wracali. Maciej był 10 lat w PiS-ie, teraz jest z nami.
Pan siebie widzi w szeregach PiS-u?
Nie poddam się kieratowi żadnej partii. Kiedy widziałem, że PiS głupotę robi z ustawą o mediach narodowych, to głośno to mówiłem posłowi Czabańskiemu. Wiem od kolegów z PiS-u...
Ma pan tam kolegów?
Mam, ale nie wymienię nazwisk, bo nie chcę, żeby im się stała jakaś krzywda. Dziwię się, że wylądowali w PiS-ie. Wiem od nich, że artystów państwo nie będzie okradać, że wróci 50-procentowy uzysk. Taką ulgę dał artystom Piłsudski i dopiero PO odważyła się ją zabrać. Rozmawiam też z decydentami o tym, żeby można było odpisać część podatku na sztukę. I pomysł się podoba. Powiem coś pani na koniec: kocham sprawy, na których się znam. Oni sobie mogą politykować, ale w moich tematach, to mnie, k..., nigdy nie zagną. Pakują się w dyskusję, a ja widzę, że idą na rzeź.
Płytę pan nagrywa?
W Sejmie? Nie, polityków nie będę nagrywać. Po co ludzie mieliby słuchać ich kłamstw. No, ale z naturą nie wygram. Pamiętam, jak wszedłem do Sejmu, do sali posiedzeń, usiadłem w tej ławie i patrzę, że jest jak na koncercie. Na górze stoi DJ, czyli marszałek, pod nim MC, czyli mównica z mikrofonem, a dalej publika. Wszystko się zgadza. Rapowy band. Już różni posłowie pytają, czy mogą wystąpić w chórkach.ⒸⓅ
Mam bardzo długie przerwy w paleniu. Ale wyczuwam od razu, jeśli ktoś pali. W Sejmie kilka razy czułem zapach trawy i w Domu Poselskim też. Zresztą, gdyby oni tu tylko palili