55 lat temu, 15 grudnia 1961 r., sąd w Jerozolimie skazał na karę śmierci Adolfa Eichmanna, szefa wydziału żydowskiego w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy, "mordercy zza biurka", odpowiedzialnego za śmierć milionów Żydów.

SS-obersturmbannfuehrer Adolf Eichmann jako szef wydziału żydowskiego w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) odpowiadał za realizację "ostatecznego rozwiązania" - gromadzenie Żydów i ich wysyłkę do niemieckich obozów zagłady w okupowanej Polsce.

Choć w 1945 r. Eichmann przebywał w amerykańskich obozach jenieckich, nie odkryto jego prawdziwej tożsamości. W 1950 r. uciekł z Niemiec do Argentyny dzięki pomocy siatki dawnych nazistów. Pod nazwiskiem Klement pozostawał na wolności do maja 1960 r., gdy agenci izraelskiego Mosadu porwali go spod domu w Buenos Aires.

W przebraniu pracownika linii lotniczych El-Al i pod wpływem narkotyków przewieziono Eichmanna specjalnym samolotem do Izraela, gdzie stanął przed sądem odpowiadając za zbrodnie dokonane na narodzie żydowskim podczas II wojny światowej.

Proces Eichmanna rozpoczął się 11 kwietnia 1961 r. w Jerozolimie. Ze względu na zainteresowanie mediów na jego miejsce wybrano nowo wybudowany Dom Ludowy (Beit Ha`am), mogący pomieścić 750 widzów. W czasie procesu budynek strzeżony był przez policję i wojsko, a teren wokół niego otoczono wysokim ogrodzeniem.

W akcie oskarżenia, odczytanym przez przewodniczącego składu sędziowskiego Mosze Landaua, Eichmannowi zarzucono zbrodnie przeciwko narodowi żydowskiemu. Oskarżono go o to, że w latach 1939-1945 wraz z innymi spowodował śmierć milionów Żydów. "Sprawcy ci - stwierdzał akt oskarżenia - odpowiadali za realizację faszystowskiego planu fizycznej eksterminacji Żydów, programu znanego pod nazwą +ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej+".

"Stojąc tu przed wami, sędziowie Izraela, by przewodniczyć oskarżeniu Adolfa Eichmanna, nie stoję sam. Wraz ze mną stoi sześciomilionowa rzesza oskarżycieli. Ale nie mogą oni wstać i oskarżycielskim palcem wskazać tego, który zasiada na ławie oskarżonych, i powiedzieć: +Oskarżam+. Bo ich popioły piętrzą się na wzgórzach Auschwitz i na polach Treblinki, bo rozsypano je w polskich lasach. Ich groby są rozrzucone jak Europa długa i szeroka. Ich krew woła, ale ich głosu nie słychać. Dlatego będę mówił w ich imieniu" - tymi słowami rozpoczął swoje wystąpienie na procesie Gideon Hausner, prokurator generalny Izraela.

Akt oskarżenia mówił o odpowiedzialności Eichmanna za zbrodnie dokonywane w obozach zagłady w Auschwitz, Treblince, Bełżcu, Sobiborze, Chełmnie i Majdanku. Podkreślał, że Eichmann winny jest śmierci tysięcy Żydów w obozach pracy niewolniczej, gettach i obozach przejściowych, a szczególnie "mniej więcej połowy miliona Żydów węgierskich". W oskarżeniu znalazły się także zarzuty dotyczące odpowiedzialności Eichmanna za działania Einsatzgruppen na terenach Związku Sowieckiego w 1941 r.

Jeden z punktów oskarżenia obejmował krzywdy wyrządzone milionom Żydów w czasie nazistowskich rządów: masowe aresztowania, głodzenie, bicie, niewolnictwo, akcje bojkotu gospodarczego oraz rabunek żydowskiej własności.

Wśród zarzutów znalazły się również oskarżenia o zbrodnie popełnione przeciwko ludności nieżydowskiej, dotyczące m.in. masowych deportacji Polaków, Romów, Słoweńców, a także bezpośrednią odpowiedzialność za deportację i śmierć setki dzieci z czeskich Lidic.

Ostatnie punkty aktu oskarżenia dotyczyły przynależności Eichmanna do zbrodniczych organizacji SS, SD i Gestapo.

Na każdy z przedstawionych zarzutów Eichmann odpowiadał w czasie procesu: "W rozumieniu aktu oskarżenia - niewinny".

Przez dwa miesiące prokurator Hausner oskarżał Eichmanna przedstawiając mu kolejne dowody, dotyczące jego zasadniczej roli w przeprowadzeniu zagłady Żydów. Wysłuchano ponad stu świadków, zaprezentowano setki dokumentów, a także wypowiedzi byłych współpracowników Eichmanna, m.in. Rudolfa Hoessa, komendanta KL Auschwitz. Wśród materiałów przedłożonych sądowi znalazły się również zapisy wywiadów, których udzielił Eichmann w Argentynie Willemowi Sassenowi, pracującemu w czasie wojny w Urzędzie do spraw Propagandy NSDAP.

Odpowiadając na zarzuty stawiane mu w akcie oskarżenia Eichmann wypowiadał się w sposób rozwlekły i często trudny do zrozumienia.

Neal Bascomb, autor książki "Wytropić Eichmanna", pisał: "Biorąc pod uwagę jego urywany, wojskowy sposób mówienia, można by się spodziewać prostolinijnych odpowiedzi, Eichmann jednak używał długich, eliptycznych fraz, których początek i koniec często były zdumiewająco sprzeczne. Sam wydawał się przekonany nie tylko o sensowności swoich argumentów, lecz i długich, pełnych esesmańskiego żargonu dygresji na temat zawiłości nazistowskiej hierarchii".

14 sierpnia 1961 r., po mowach końcowych, ogłoszona została przerwa w posiedzeniach sądu. Cztery miesiące później sąd w Jerozolimie wznowił obrady.

Wyrok, liczący 211 stron, przez 15 godzin odczytywali na zmianę trzej sędziowie. Adolf Eichmann uznany został winnym zbrodni przeciwko narodowi żydowskiemu, zbrodni przeciwko ludzkości, zbrodni wojennych i przynależności do organizacji zbrodniczych.

W trakcie odczytywania orzeczenia sądu "Twarz Eichmanna zdradzała całkowite zaskoczenie i silne emocje. Prawie nie mógł zapanować nad mięśniami twarzy. Gdy powiedziano mu, że może usiąść, jeszcze przez dwadzieścia minut widać było drżenie i nerwowe tiki. Jak wprost później powiedział, nie takiego wyroku się spodziewał". (D. Cesarini "Eichmann, jego życie i zbrodnie")

Odnosząc się do wyroku sądu Eichmann stwierdził, że winę za popełnione zbrodnie ponoszą polityczni przywódcy. Jego uchybieniem było bezwarunkowe posłuszeństwo i lojalność, które wykorzystano. Nigdy nikogo nie zabił, zawsze starał się postępować według norm etyki, ale "państwo - mówił - uniemożliwiło mi życie zgodnie z tą zasadą".

15 grudnia 1961 r. sędzia Landau odczytał wyrok: "Wysyłanie przez oskarżonego każdego pociągu wiozącego tysiąc istnień ludzkich do Auschwitz lub jakiegokolwiek innego obozu koncentracyjnego oznaczało, że oskarżony ma bezpośredni udział w tysiącu zabójstw z premedytacją(…). Nawet gdyby się okazało, że oskarżony w swoim działaniu kierował się, jak przekonywał, ślepym posłuszeństwem, to nadal twierdzilibyśmy, że człowiek przez tyle lat uczestniczący w tak ogromnej zbrodni musi ponieść karę w najwyższym znanym prawu wymiarze".

"Przekonaliśmy się jednak - kontynuował sędzia Landau - że oskarżony w swoim działaniu wewnętrznie identyfikował się z rozkazami, które otrzymywał, i z nieugięta wolą dążył do zrealizowania zbrodniczych zamiarów. (…) Sąd skazuje Adolfa Eichmanna na śmierć". (N. Bascomb "Wytropić Eichmanna")

Był to pierwszy wyrok śmierci wydany przez izraelski sąd. Po ogłoszeniu wyroku Eichmann złożył apelację. W oczekiwaniu na decyzję sądu w więzieniu w Ramli napisał autobiografię.

Apelację rozpatrywano od 22 do 29 marca 1962 r. 29 maja 1962 r. została ona odrzucona. Tego samego dnia Eichmann zwrócił się do prezydenta Izraela z prośbą o ułaskawienie. Dwa dni później poinformowano go, że została ona odrzucona.

Wyrok przez powieszenie wykonano tuż przed północą 31 maja 1962 r. w więzieniu w Ramli. Ciało Eichmanna zostało spalone, a jego prochy rozsypane na morzu, poza wodami terytorialnymi Izraela.

Proces Adolfa Eichmanna miał olbrzymie znaczenie dla Izraela.

Premier Dawid Ben Gurion w opublikowanym w izraelskiej prasie artykule wyjaśniał, że musi odbyć się on w Izraelu, "aby młodsze pokolenie, wzrastające i uczące się w Izraelu, mające słabe wyobrażenie o niewyobrażalnych zbrodniach, jakich się dopuszczono, mogło się dowiedzieć, co naprawdę się wydarzyło".

Jednocześnie jednak Dawid Ben Gurion nie chciał, by proces zaszkodził rozwijającym się stosunkom Izraela z Republiką Federalną Niemiec. Premier osobiście redagował w ostatniej chwili mowę oskarżycielską prokuratora Gideona Hausnera.

Władze Izraela od początku zastanawiały się nad skutkami politycznymi procesu Eichmanna. Jednym z celów było wykorzystanie Holokaustu w publicznej dyplomacji i polityce historycznej. Ben Gurion podkreślał, że zwłaszcza młode pokolenie musi się przy tej okazji więcej dowiedzieć o Zagładzie.

Szymon Wiesenthal, oceniając znaczenie procesu, pisał: "Od tego czasu świat zna określenie +mordercy zza biurka+. Stało się wiadome, że wymordowanie milionów nie wymagało fanatycznego, graniczącego z obłędem sadyzmu; wystarczyło gorliwe posłuszeństwo wobec +wodza+. Okazało się, że wielokrotni mordercy nie muszą być bynajmniej osobnikami aspołecznymi, a nawet, że nimi być nie powinni, że masowych mordów na wielką skalę dokonują raczej mordercy społecznie przystosowani". (Sz. Wiesenthal "Prawo, nie zemsta")

Na początku 2011 r. niemiecka prasa ujawniła, że wywiad RFN znał miejsce pobytu Eichmanna już osiem lat przed jego schwytaniem w 1960 r., lecz zataił tę informację.

Mariusz Jarosiński (PAP)