Sąd Okręgowy w Warszawie bada od strony formalnej pozew Radosława Sikorskiego przeciw Jarosławowi Kaczyńskiemu za wywiady prasowe o katastrofie smoleńskiej, w których prezes PiS przypisał b. szefowi MSZ m.in. "zdradę dyplomatyczną". Sikorski żąda przeprosin i 30 tys. zł na cel społeczny.

Pozew wpłynął do sądu 8 grudnia - poinformowała PAP w poniedziałek Sekcja Prasowa Sądu Okręgowego w Warszawie. Obecnie - jak dowiedział się dziennikarz PAP - trwa sprawdzanie strony formalnej pozwu: czy spełnia on wymogi z Kodeksu postępowania cywilnego, czy w prawidłowy sposób oznaczono stronę powodową i pozwaną oraz czy zostały uiszczone właściwe opłaty sądowe. Gdy sąd nie stwierdzi tu nieprawidłowości, wyśle pozew pozwanemu, który będzie mógł odpowiedzieć na powództwo. Później sąd doręcza powodowi odpowiedź na pozew i wyznacza termin procesu. Zwykle wszystko to zajmuje co najmniej kilka miesięcy.

O złożeniu cywilnego pozwu przeciw Kaczyńskiemu Sikorski poinformował w niedzielę na Twitterze. "Domagam się od Prezesa Kaczyńskiego, aby stanął w prawdzie smoleńskiej, tej wielkiej i tutaj w tej mniejszej" - napisał i załączył link do treści pozwu sporządzonego przez mec. Jacka Dubois, wysłanego 5 grudnia Sądowi Okręgowemu w Warszawie. Domaga się w nim od Kaczyńskiego przeprosin w Polskiej Agencji Prasowej oraz portalu onet.pl za słowa z wywiadów dla tych mediów, które - według pozwu - naruszają dobre imię, cześć i godność Sikorskiego.

"W związku z udzielonymi przeze mnie wywiadami dla www.onet.pl oraz Polskiej Agencji Prasowej, przepraszam Pana Radosława Sikorskiego za podanie nieprawdziwych informacji, jakoby pełniąc funkcję Ministra Spraw Zagranicznych cofnął notę dyplomatyczną w sprawie uznania miejsca katastrofy smoleńskiej za eksterytorialne i dopuścił się zdrady dyplomatycznej. Swoją wypowiedzią naruszyłem dobra osobiste Pana Radosława Sikorskiego w postaci dobrego imienia, czci oraz godności. Jarosław Kaczyński" - brzmi treść żądanych przeprosin, które na stronie internetowej PAP miałyby pozostawać przez 2 dni od uprawomocnienia się wyroku, a na stronie onet.pl - 7 dni.

Oprócz przeprosin powód domaga się od pozwanego wpłaty 30 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz Fundacji dla Polski.

W pozwie podkreślono, że "tezy stawiane przez pozwanego są nieprawdziwe, a formułowany wobec pana Radosława Sikorskiego zarzut dopuszczenia się zdrady dyplomatycznej bezprawny i szkalujący". Wskazano w nim też, że zarzut popełnienia przestępstwa działania na szkodę państwa polskiego - zagrożonego karą do 10 lat więzienia - godzi w dobra osobiste Sikorskiego, ma charakter uwłaczający jego czci, godności i dobrego imienia.

"Pomówienie powoda o takie postępowanie niewątpliwie naraziło go na utratę zaufania społecznego niezbędnego do wykonywania swoich czynności zawodowych na arenie krajowej i międzynarodowej. (...). Nie sposób nie zwrócić uwagi na to, iż powód w swej karierze politycznej i zawodowej zajmuje się w szczególności sprawami międzynarodowymi. W tym kontekście, zarzucenie przez kogokolwiek zdrady dyplomatycznej ma niepodważalny wpływ na postrzeganie powoda w obszarach jego działalności zawodowej" - dodano.

Autor pozwu zauważa też, że jeszcze w listopadzie 2013 r. wiceminister spraw zagranicznych Artur Nowak-Far odpowiadał w Sejmie na dotyczące tego pytania zadane przez posłankę PiS Jolantę Szczypińską - a Jarosław Kaczyński był obecny na tym posiedzeniu Sejmu. "Całkowicie nieprawdopodobną jest teza, iż pozwany Jarosław Kaczyński będący posłem na Sejm RP, żywo zainteresowanym wszelkimi wątkami tzw. katastrofy smoleńskiej, nie miał wiedzy na temat zapytań poselskich i udzielonych na nie odpowiedzi" - czytamy w pozwie.

W wywiadzie z 16 października PAP pytała Kaczyńskiego o jego wypowiedzi na temat działań poprzednich władz, które mogły doprowadzić do katastrofy smoleńskiej. "Czy ma Pan wiedzę, która uwiarygadnia tę tezę. Czy zgadza się Pan z opinią szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego, że była prowadzona gra przeciwko prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu?" - zapytał dziennikarz PAP.

"Wedle wiedzy, która do mnie dotarła, ale to nie jest wiedza pełna, nie mam dostępu do wiedzy zdobywanej w trakcie śledztwa, to rzeczywiście pewne dokumenty w tej sprawie odnaleziono. To, że różne rozmowy, telefony w sprawie przygotowania wizyty to była gra, a decyzja (o rozdzieleniu wizyt prezydenta Kaczyńskiego i premiera Tuska) była podjęta dużo wcześniej, wydaje się całkowicie udowodnione. To już jest politycznie i moralnie, a być może także prawno-karnie bardzo ciężki zarzut. Ale jest też sprawa wystąpienia zgodnie z prawem międzynarodowym zastępcy ambasadora Piotra Marciniaka do władz rosyjskich o eksterytorialność terenu, gdzie nastąpiła katastrofa. To rutynowa rzecz, a minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zdecydował się wycofać z tej decyzji. To bardzo poważna sprawa. Trudno sądzić, żeby została podjęta bez wiedzy i zgody premiera Donalda Tuska. Jest mnóstwo rzeczy, o których do tej pory nie wiedzieliśmy" - odpowiedział prezes PiS.

15 października w wywiadzie dla onet.pl Kaczyński kontynuował temat działań polskiej dyplomacji po 10 kwietnia 2010 r. "Żadne śledztwo smoleńskie nie jest na razie przeciwko komukolwiek. Zresztą moja wiedza nie pochodzi ze śledztw. Wiem więcej choćby na temat tego, jak działała komisja Millera — co częściowo pokazała podkomisja ekspertów Antoniego Macierewicza, publikując nagrania, pokazujące, że poprzedni rząd działał pod dyktando Rosjan. Takich niebywałych działań było więcej. Wiceambasador w Moskwie Piotr Marciniak złożył notę w sprawie eksterytorialności miejsca katastrofy. Następnie polecono mu ją wycofać. To było posunięcie wykonane na polecenie Radosława Sikorskiego, ale czy bez wiedzy Tuska? Tu już jest bardzo poważny przepis kodeksu karnego — zdrada dyplomatyczna" - mówił szef PiS.