Niemiecka propozycja rozwadnia mechanizm wiążący praworządność z funduszami europejskimi. Dla Warszawy to nadal za mało.
To ma być kompromis, który pogodzi wszystkich w UE. Nowa propozycja nadal jednak nie wyjaśnia, co ma robić Rada Europejska i czy Polska będzie miała możliwość zablokowania niekorzystnej decyzji.
Rząd PiS jest krytyczny wobec niemieckiego projektu. – Nie realizuje ona postanowień Rady Europejskiej – komentuje propozycję źródło w rządzie. Chodzi o ustalenia lipcowego szczytu, na którym przywódcy krajów członkowskich zgodzili się co do tego, że mechanizm powstanie. To, co dokładnie ustalono, było jednak niejasne. Kluczowa dla Polski i Węgier była rola, jaką ma odgrywać w procedurze blokowania środków Rada Europejska. W ocenie Warszawy i Budapesztu przywódcy zgodzili się, że będzie ona podejmować decyzję w tej sprawie jednomyślnie, co obie stolice interpretowały jako możliwość weta.
Inny rozmówca zbliżony do rządu podkreśla, że nowa propozycja jest podstawą do dalszych rozmów. – Ten projekt, który Niemcy złożyli w poniedziałek, nie jest jeszcze projektem domkniętym. W kilku miejscach widzimy potrzebę uzupełnienia go dodatkowymi zapisami – słyszymy. Czy propozycja przesądza o jednomyślności w Radzie Europejskiej? – Musimy dopytać – podkreśla rozmówca.
Przekucie niejasnych uzgodnień Rady Europejskiej z lipca w propozycję legislacyjną po lipcowym szczycie było zadaniem dla sprawujących prezydencję Niemiec. Berlin proponuje, by Rada Europejska odgrywała rolę „koła ratunkowego” dla kraju, wobec którego Komisja Europejska rozpocznie blokowanie wypłat z europejskiej kasy. Jeśli państwo to będzie miało zastrzeżenia, będzie mogło na koniec odwołać się do Rady Europejskiej. Nie ma jednak mowy w niemieckim projekcie o jednomyślności, lecz jedynie o „przedyskutowaniu” sprawy przez przywódców i to w czasie nie dłuższym niż trzy miesiące od momentu wniesienia o to.
Sprawozdawca budżetu w europarlamencie Jan Olbrycht również uznaje zapis o Radzie Europejskiej za nieprecyzyjny, chociaż jak podkreśla, przyjęte jest, że Rada Europejska działa jednomyślnie. Europoseł PO uważa, że Berlin próbuje usilnie uniknąć katastrofy w rozmowach o całym pakiecie budżetowym, na który składa się łącznie 1,8 bln euro. Stąd rozwodniona wersja mechanizmu praworządnościowego. Olbrycht przestrzega, że jeśli rozmowy nie zakończą się szybko, trzeba będzie szykować na przyszły rok budżet awaryjny bez funduszu odbudowy po koronawirusie. – To może nie jest ukłon w kierunku Polski, ale na pewno próba pójścia dalej. W pierwotnych założeniach mechanizm praworządnościowy miał działać szybko. Prezydencja niemiecka robi z niego procedurę polityczną, kalkulowania, rozwleka go w czasie – podkreśla.
Pytanie jednak, czy na tak rozwodnioną propozycję zgodzi się Parlament Europejski, który będzie współdecydował w tej sprawie. – Na pewno końcowa wersja będzie kompromisem innym niż to, co pokazał Berlin – przewiduje eurodeputowany.
Polska i Węgry to za mało, by powstrzymać niemiecką propozycję. Ta będzie głosowana przez państwa UE większością kwalifikowaną, co oznacza, że powstrzymanie jej będzie wymagało szerszego sojuszu krajów. Państwa członkowskie muszą również ratyfikować budżet w parlamentach, co stanowi dodatkowe narzędzie polityczne w negocjacjach. – Mało kto mówi, że Warszawa i Budapeszt mogą zablokować w ten sposób pieniądze, które właśnie pan premier ogłosił, że przywiózł do Polski. To jest 60 mld euro – dodaje Jan Olbrycht. Ale w rządzie słyszymy zapewnienia, że o blokowaniu na razie nie ma mowy. – Jesteśmy gotowi, by rozmowy zakończyć szybko – podkreśla rozmówca. Warunek jest jeden: mechanizm wiążący eurofundusze z praworządnością ma nie być „arbitralny”.
Propozycję Berlina najpierw przedyskutują ambasadorowie państw członkowskich na dzisiejszym posiedzeniu. W czwartek i piątek w Brukseli odbędzie się szczyt, którego głównym tematem mają być sprawy zagraniczne. Na agendzie ma się znaleźć również nowa propozycja mechanizmu.
Dzisiaj Komisja Europejska ma też pokazać swój pierwszy raport na temat stanu praworządności we wszystkich krajach członkowskich. Wiceprzewodnicząca KE Vera Jourova powiedziała w wywiadzie dla niemieckiego czasopisma „Der Spiegel”, że wnioski są „alarmujące”.