Rekordowy udział obywateli w głosowaniu to niejedyne zaskoczenie tegorocznej elekcji
Niedzielne wybory już przeszły do historii. Najwyższa frekwencja od 1989 r., kolejne zwycięstwo rządzącego ugrupowania z perspektywą samodzielnej większości i mandaty dla ugrupowań, które – według niektóych ekspertów – miały nie przekroczyć wyborczego progu.

Jakościowa zmiana

Rekordowa frekwencja, wbrew oczekiwaniom wielu obserwatorów polskiej sceny politycznej, nie doprowadziła do jeszcze większej polaryzacji na PiS i anty-PiS. Wręcz przeciwnie: rzeczywistość sejmowa w nowej kadencji stanie się bardziej złożona, głównie dzięki temu, że po stronie opozycji pojawi się Lewica, a na prawo od PiS – Konfederacja.
– To, co cieszy w wyższej frekwencji, to fakt, że do Sejmu weszła Konfederacja. To oznacza, że oprócz PiS będziemy mieli jeszcze skrajną prawicę, która z pewnością będzie mocniej kontrolować PiS i pokazywać jego fałszywy obraz środowiska konserwatywnego czy chadeckiego. Z wielu zobowiązań wobec Kościoła katolickiego, który PiS politycznie zawłaszczył, PiS się nie wywiązał – zauważa Marek Sawicki z PSL. – Z drugiej strony mamy Lewicę, której przez cztery lata w Sejmie nie było. O ile programy socjalne PiS realizował nieźle, o tyle te społeczne, którymi Lewica będzie teraz targała parlament, będą dla PiS bardzo niewygodne. Czeka nas ciekawsza kadencja niż poprzednia – ocenia polityk PSL.
Dlaczego nie doszło do jeszcze większej polaryzacji w Sejmie? Frekwencja wzrosła o ok. 10 pkt proc., co oznacza, że do urn poszło ok. 3 mln wyborców więcej.
– Kluczowe było to, że komitety zdecydowały się startować oddzielnie. To dało wybór obywatelom, którym wcześniej trudno było poprzeć konglomerat w postaci Koalicji Europejskiej – tłumaczy dr Adam Gendźwiłł, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

Wyborczy sufit przebity

PiS – bez względu na wynik w mandatach – ma rekordowe poparcie. Zagłosowało na tę partię ponad 8 mln wyborców – najwięcej po 1989 r. To ponad 2,3 mln więcej niż w 2015 r. Partie opozycyjne popiera łącznie 10,2 mln wyborców, z czego prawie 9 mln zagłosowało na KO, Lewicę i PSL, a reszta na Konfederację. Stosowane w Polsce przeliczanie mandatów według metody d’Hondta spowodowało, że to PiS ma szanse formować rząd. Ale mimo tylu głosów na PiS liczba mandatów dla tego ugrupowania jest zbliżona do tego, co partia Jarosława Kaczyńskiego uzyskała cztery lata temu, mając 38 proc. poparcia. Stało się tak, bo tym razem było mało głosów „zmarnowanych”. Do Sejmu trafiły wszystkie ogólnopolskie komitety wyborcze. W 2015 r. dwa lewicowe: Razem i SLD oraz Korwin znalazły się poza Sejmem.

Sukces PSL

– Gdyby Paweł Kukiz tak nie hamletyzował i wcześniej do nas dołączył, moglibyśmy w exit poll wyciągnąć nawet z 15 proc. – twierdzi jeden z ludowców. Mimo to wynik PSL (8,55 proc.) powszechnie uznawany jest za osiągnięcie tej partii.
– Spodziewałem się niezłego wyniku PSL, ale to, że jest on tak duży, i to, jaki elektorat udało mu się przyciągnąć, należy uznać za ogromny sukces. Ludowcy mocno pracowali w terenie, Władysław Kosiniak-Kamysz stawał do debat telewizyjnych. Widać, że PSL jest ciągle dobrze zakorzeniony w lokalnych społecznościach. Struktury organizacyjne, wciąż niedoceniane w polskiej polityce, mogą się okazać kluczem do sukcesu w przypadku takich formacji jak PSL – komentuje dr Gendźwiłł.
Jego zdaniem PSL umiejętnie grał hasłami „umiaru” czy „chadeckości”, i to nawet mimo dość egzotycznego sojuszu z porywczym Pawłem Kukizem. – Kosiniakowi-Kamyszowi udało się powstrzymać odpływ wyborców z PSL do PiS. Według badania exit poll niecałe 9 proc. wyborców PSL sprzed czterech lat przerzuciło swoje głosy na PiS. Z kolei 90 proc. wyborców PiS z 2015 r. ponownie oddało głos na tę partię, a PSL jest na pierwszym miejscu wśród partii, które podebrały PiS wyborców, z wynikiem 3,6 proc. Procentowo to wydaje się niewiele, ale pamiętajmy, że to był bardzo liczny elektorat. To pozwala sądzić, że saldo wymiany wyborców między PiS a PSL jest na korzyść tej drugiej formacji – twierdzi dr Gendźwiłł.
– To trzeba jeszcze zbadać, ale na pewno widzimy duży przyrost w miastach – mówi Marek Sawicki z PSL. – To pokazuje, że wzorem Skandynawii i u nas partia ludowa powinna przekształcać się w partię centrum – dodaje.

Narodowcy i libertarianie

Konfederacja była ugrupowaniem, któremu eksperci dawali najmniejsze szanse na wejście do Sejmu. Okazało się, że nie tylko przekroczyła wyborczy próg, ale jest jednym z beneficjentów wyższej frekwencji. Konfederacja wzięła 1,26 mln głosów, czyli ponad pół miliona więcej niż partia KORWiN w 2015 r.
– Zakładałem, że Konfederacja może spaść pod próg, ale elektorat protestu musi mieć swoją emanację – zauważa Antoni Dudek. Wejście Konfederacji może oznaczać fiasko strategii PiS „na prawo od nas tylko ściana”. Lider PiS Jarosław Kaczyński trzymał się tej zasady, dzięki czemu udało mu się wyeliminować Ligę Polskich Rodzin, co umożliwiło mu zbudowanie szerokiego prawicowego obozu. Wprawdzie w ostatnich wyborach część narodowców weszła do Sejmu na listach Kukiz’15, ale to ugrupowanie było konglomeratem bardzo różnych ruchów. Konfederacja jest jednoznacznie na prawo od PiS, który będzie więc musiał prowadzić teraz walkę na dwóch politycznych frontach: przeciwko dotychczasowej opozycji anty-PiS i prawicy. To może mieć wpływ na wiele działań rządzącej partii, np. na kształt polityki migracyjnej czy podatkowej.
Wiele będzie zależało od spoistości nowej formacji. Politolog Antoni Dudek jest w tej kwestii sceptyczny. – Nie wierzę, że z Konfederacji wyrośnie coś trwałego. Tam są libertarianie od Korwina i nacjonaliści od Winnickiego – podkreśla rozmówca DGP. Na pewno tak silna osobowość jak Janusz Korwin-Mikke będzie powodowała napięcia wewnątrz tego ugrupowania. Politycy PiS, z którymi rozmawialiśmy, liczą, że w razie kłopotów z większością będzie się można dogadać przynajmniej z niektórymi posłami Konfederacji.

Trafiony exit poll

Jeśli czym jeszcze zadziwiła ta kampania, to bardzo dobrym oszacowaniem przez IPSOS, odpowiedzialny za badania exit poll i late poll, wyników wyborów.
Te pierwsze to rodzaj sondażu na osobach, które wychodzą z lokali wyborczych po głosowaniu. Te drugie to prognoza na podstawie danych z protokołów z wybranych lokali wyborczych. W przeszłości było z tym bardzo różnie. Tymczasem w niedzielę opublikowany o godz. 21 exit poll pokrył się z podanymi 17 godzin później wynikami z 99 proc. komisji wyborczych. Według wieczornej prognozy PiS miał otrzymać 43,6 proc., KO – 27,4 proc., Lewica – 11,9 proc., PSL – 9,6 proc., a Konfederacja – 6,4 proc. Największa różnica dotyczyła PSL, które w danych PKW miało wynik niższy o punkt procentowy. Z kolei Konfederacja miała wynik nieco wyższy niż w prognozie z niedzielnego wieczoru wyborczego.