Polska utraciła cenne dobro kultury. Chodzi o wartą nawet milion dolarów XVII-wieczną rzeźbę „Śpiąca Nimfa i Satyr”. Sprawę bada prokuratura. W materiałach przewija się nazwisko słynnego mecenasa sztuki - informuje "Newsweek".

XVII-wieczna rzeźba „Śpiąca Nimfa i Satyr” siedem lat temu zniknęła ze zbiorów bazującej na warszawskim Zamku Królewskim w Warszawie fundacji im. Ciechanowieckich. W grudniu wszczęto śledztwo. W sprawie przewija się nazwisko prof. Andrzeja Stanisława Ciechanowieckiego, jednego z najsłynniejszych w Polsce mecenasów sztuki.

Według dokumentów, do których dotarł „Newsweek” Andrzej Ciechanowiecki podarował rzeźbę fundacji im. Ciechanowieckich w 2002 r. Jest ona odpowiedzialna za gromadzenie i przechowywanie dzieł sztuki. Przekazywane dobra stawały się majątkiem fundacji. Część przekazanej kolekcji, w tym właśnie cenna rzeźba, nigdy nie zjechała na warszawski Zamek.

"Na podstawie umowy, sporządzonej tuż po formalnym przekazaniu, pozostawała w mieszkaniu Ciechanowieckiego w Londynie. Do czasu. W 2008 r. Ciechanowiecki powiadomił zarząd fundacji, że rzeźba Susiniego należała do zrabowanej przez nazistów kolekcji Maxa Heilbronera, żydowskiego antykwariusza i marszanda, którego spadkobiercom ją przekazał. Nie miał do tego prawa, bo Nimfa była własnością Fundacji. Nie przedstawił też zarządowi niezbędnych dokumentów ani protokołu kwitującego przekazanie rzeźby" - czytamy w "Newsweeku".