Prezydent USA Barack Obama złagodził sankcje wobec Birmy, zezwalając amerykańskim firmom na inwestowanie w tym kraju. Obama nazwał decyzję "silnym sygnałem" poparcia dla politycznych reform podejmowanych w tym kraju Azji Południowo-Wschodniej.

Amerykański prezydent zastrzegł jednak, że Waszyngton jest zaniepokojony zarówno brakiem przejrzystości inwestycji, jak i rolą wojska w gospodarce Birmy.

Obama zaznaczył, że amerykańskie firmy robiące interesy w Birmie będą musiały ujawnić szczegóły swoich transakcji. "Dzisiaj Stany Zjednoczone złagodziły restrykcje, żeby pozwolić amerykańskim firmom na odpowiedzialne prowadzenie interesów w Birmie" - powiedział. Prezydent USA pochwalił Birmę za "znaczący postęp na drodze do demokracji".

W zeszłym tygodniu birmańskie władze zgodziły się na przyjęcie Dereka Mitchella na stanowisku ambasadora USA w tym kraju (tzw. agrement).

Prezydent Obama mianował Mitchella w maju jako pierwszego od 22 lat ambasadora USA w Birmie w odpowiedzi na polityczne reformy rozpoczęte w tym rządzonym jeszcze do niedawna przez wojskową juntę kraju.

Pomimo zapoczątkowanych reform Waszyngton w dalszym ciągu jest zaniepokojony m.in. kwestią więźniów politycznych czy poważnymi naruszeniami praw człowieka, szczególnie w stosunku do mniejszości etnicznych.

Swego ostatniego ambasadora w Birmie Waszyngton odwołał po krwawym stłumieniu przez wojskową juntę prodemokratycznych wystąpień w 1988 roku.

W 2011 roku władzę w Birmie przejął nominalnie cywilny rząd. Prezydent Thein Sein rozpoczął dialog z demokratyczną opozycją i zapowiedział dalsze reformy. Osiągnięto pojednanie z mniejszościami etnicznymi, zwolniono setki więźniów politycznych i przywrócono legalność opozycyjnej partii Narodowa Liga na rzecz Demokracji, kierowanej przez przywódczynię birmańskiej opozycji Aung San Suu Kyi.

W kwietniowych wyborach uzupełniających partia Suu Kyi zdobyła 43 z 45 mandatów będących do obsadzenia - 37 w izbie niższej, cztery w izbie wyższej i dwa w zgromadzeniach regionalnych.