Nie ma równie istotnego testu na prawdziwe przywództwo polityczne jak zdolność do podejmowania decyzji, czasami wbrew powszechnym oczekiwaniom - powiedział w piątek w Sejmie premier Donald Tusk podczas debaty nad wnioskiem "S" o referendum emerytalne.

"Nasza historia z ostatnich ponad 20 lat, historia ciągle świeżej demokracji i niepodległości, pokazuje, że od samego początku, od roku 1989, prawdziwe przywództwo polityczne testowane było przy trudnych decyzjach, w warunkach bardzo ostrego ataku ze strony większości sił politycznych, często także większości opinii publicznej" - podkreślił premier.

"Jeśli Polacy cieszą się dziś z wolności i niepodległości, (...) to one narodziły się i przetrwały dwadzieścia kilka lat dlatego, że w każdym kluczowym momencie naszej historii odnajdywali się ludzie, którzy potrafili powiedzieć głośno, patrząc innym w oczy, że nawet jeśli są dziś w mniejszości, to (będąc) przekonani do racji i istoty interesu narodowego, są gotowi wziąć na siebie odpowiedzialność za podjęcie trudnej decyzji - nawet jeśli przyjdzie potem zapłacić za to dużą cenę" - powiedział szef rządu.

Jak dodał, w każdej trudnej chwili w historii Polski - niezależnie do tego, czy są to rzeczy największe, czy tylko istotne - ci, którzy muszą podejmować decyzje, rzadko kiedy są w większości.

Twierdzenie, że tylko podnosimy wiek emerytalny - demagogią

Premier Donald Tusk podkreślał w piątek w Sejmie, że twierdzenie, iż celem rządzących jest tylko podniesienie wieku emerytalnego to demagogia.

"Istotą demagogii jest twierdzenie, że nasz projekt jest ot, po prostu podniesieniem wieku emerytalnego, to znaczy, że teraz w związku z tym projektem ludzie będą musieli dłużej pracować" - mówił premier podczas debaty nad wnioskiem o referendum w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego, który złożyła Solidarność.

"Dlaczego to jest demagogia? Bo kiedy rozmawiamy o systemie emerytalnym, to długość pracy w kontekście systemu emerytalnego ma sens wtedy, gdy opisujemy ją latami przepracowanymi i latami, które przeżywamy na emeryturze" - tłumaczył szef rządu. Według premiera gdy rozmowa dotyczy systemu emerytalnego, to "jedyny sens ma porównywanie tych dwóch wartości, a precyzyjniej rzecz ujmując - trzech".

Premier tłumaczył, że chodzi o liczbę lat, gdy nie pracujemy - bo przygotowujemy się do aktywności zawodowej - i tych, które przeżywamy po uzyskaniu wieku uprawniającego do uzyskania emerytury. Zwrócił uwagę, że z roku na rok ludzie coraz dłużej przygotowują się do podjęcia pierwszej pracy i ta tendencja jest wyraźna.

"Więc ta proporcja jest bezdyskusyjna. To nie jest proporcja Platformy, SLD, PiS, Solidarnej Polski czy Ruchu Palikota. To są fakty, o których wiedzą wszyscy" - mówił Tusk.

"Chcę powiedzieć bardzo otwarcie - we wszystkich rozmowach, które nie mają charakteru publicznego, kiedy nie ma kamer i nie ma manifestantów, wszyscy moi rozmówcy - z opozycji, rządzący, ze środowisk społecznych mówią mi, kiedy rozmawiamy w cztery oczy: +wiemy, że podniesienie wieku emerytalnego nie ma alternatywy" - oświadczył szef rządu.

W reakcji na te słowa na sali plenarnej rozległy się okrzyki: "Kłamstwo, kłamstwo!".

Tusk kontynuował: Nic dziwnego, bo gdyby mówili co innego, dawaliby świadectwo "kompletnej ślepoty na fakty".

istotą reformy - gwarancja emerytur umożliwających przeżycie

Premier Donald Tusk oświadczył w piątek w Sejmie, że istotą proponowanych przez rząd zmian jest umożliwienie wypłacania emerytur na poziomie, który umożliwia przeżycie. Jak zaznaczył, obecny system emerytalny nie zapewni nawet wypłat "emerytur głodowych".

"Istotą tej ustawy jest umożliwienie wypłacania emerytur na poziomie, który umożliwia przeżycie. Nie mówimy tego i każdy odpowiedzialny, kto będzie rekomendował nasz projekt, nie powinien używać argumentu, że naszym celem jest, żeby emerytury były wysokie" - oświadczył Tusk podczas debaty nad wnioskiem Solidarności o referendum emerytalne.

"Nie mamy złudzeń, ta reforma czy ta zmiana jak wolą niektórzy, nie da gwarancji bajecznie wysokich emerytur. Ona jest zaledwie wstępem, zaledwie krokiem na rzecz zagwarantowania emerytur w ogóle, dziś i w przyszłości" - powiedział szef rządu.

Jak zaznaczył, obecny system emerytalny w kontekście zmian demograficznych "nie jest w stanie funkcjonować i nie zapewni ludziom wypłat emerytur nawet tych głodowych".

Premier mówił, że choć ludziom w Polsce żyje się ciężej niż w wielu państwach UE", to nie można jednak z tego faktu wyciągać wniosku, że Polacy mogą w tej sytuacji pracować krócej. Dodał, że ma odwagę stwierdzić coś, co jest oczywiste: "nie jesteśmy tak bogaci jak większość państw UE; nadrabiamy ten dystans, ale o wiele za wolno, aby móc sobie dzisiaj powiedzieć: będziemy mieć taką opiekę socjalną, taki system emerytalny jak w Szwecji".

"Nie, dzisiaj to nie jest możliwe. Jeśli chcemy, żeby te marzenia stały się kiedyś faktem - i raczej mówimy o pokoleniu naszych dzieci - to my musimy dzisiaj więcej pracować, taka jest prawda" - oświadczył szef rządu.

W referendum nie pyta się ludzi, czy chcą mieć więcej pieniędzy

W referendum należy rozstrzygać kwestie ustrojowe, a nie pytać ludzi, czy chcą mieć więcej pieniędzy - ocenił premier Donald Tusk w piątkowej debacie nad wnioskiem Solidarności o referendum emerytalne.

"Sprawy, które w mojej ocenie powinniśmy rozstrzygać z maksymalnym udziałem ludzi, to są zmiany dotyczące ustroju. Nie powinno poddawać się pod głosowanie, czy ludzie chcą więcej pieniędzy. Bo wszyscy - ja też - zagłosujemy na +tak+" - podkreślił szef rządu.

"Przewodniczący Duda powiedział tutaj, że najlepszym sposobem na wyższą emeryturę są wyższe zarobki. Chłopie, nie krępuj się, wrzuć drugie pytanie: dwukrotność zarobków. Referendum, najprościej: podwoić zarobki w Polsce - będę pierwszym, który zagłosuje na +tak+. Ale przyzwoitość i elementarna kompetencja wskazuje nam, że nie powinniśmy poddawać tego pod werdykt głosowania, bo zamożność społeczna nie zależy od tego, jak często przegłosujemy ten postulat w referendum" - mówił szef rządu.

Tusk ocenił też, że przewodniczący NSZZ "Solidarność", ale też Jarosław Kaczyński i Leszek Miller "zagalopowali się trochę", twierdząc, że fakt sprzeciwiania się referendum świadczy o tym, że rządzący "boją się mądrości ludu".

"Pamiętam tutaj dyskusję wtedy, kiedy lewica domagała się referendum ws. aborcji. To wtedy jest mądrość ludu, czy nie ma mądrości ludu, bo słyszałem wtedy argumenty zarówno Solidarności, jak i prezesa Kaczyńskiego? (...) W tej sprawie również byłem przeciwny referendum, bo uważam, że istnieją kategorie spraw, które są sensownym tematem do poddania pod referendum i są takie, które - z różnych powodów - z daleko posuniętą ostrożnością - dedykujemy takiemu powszechnemu osądowi" - zaznaczył Tusk.

Tusk zapewnił też, że "nikt nie podnosi ręki" na renty. "Emerytury częściowe nie znoszą systemu rentowego. Nie wmawiajcie ludziom, że ktoś, kto nie jest zdolny do pracy z powodu utraty zdrowia, zostanie bez środków do życia, bo to jest kłamstwo" - oświadczył.

Odnosząc się do konsultacji prowadzonych w ramach Komisji Trójstronnej, Tusk ocenił, że o ile strona związkowa nie zmieniła swoich poglądów "ani na jotę", to rząd "szukał rozwiązań, które wychodzą naprzeciw ustaleniom w tych konsultacjach".

"My naprawdę poważnie potraktowaliśmy ludzi. Bo ja, panie przewodniczący, wtedy kiedy rozmawiamy o przyszłych emeryturach, idę do ludzi, żeby ich słuchać, a nie, żeby ich mobilizować do krzyku - to jest zasadnicza różnica między nami" - stwierdził premier.

Tusk o rozmowach z Pawlakiem: to nie była żadna gra, czy spektakl

Premier Donald Tusk przekonywał podczas piątkowej debaty nad wnioskiem "S" o referendum emerytalne, że jego rozmowy z szefem PSL Waldemarem Pawlakiem o reformie emerytalnej nie były żadną grą, czy politycznym spektaklem.

Szef rządu podkreślił, że nie jest prawdą, jakoby jego rozmowy z Pawlakiem o kompromisie w koalicji - dotyczącym reformy emerytalnej - były "z góry umówioną grą" i że "wszystko było ukartowane".

Nie powołujcie się na Solidarność w walce o władzę

Premier Donald Tusk zaapelował do polityków opozycji podczas piątkowej debaty w Sejmie o wniosku "S" ws. referendum emerytalnego, by w walce o władzę nie powoływali się na Solidarność rozumianą jako dziedzictwo narodowe.

Tusk podkreślił, że bardzo mu zależy na tym, aby politycy opozycji prowadzili "działania na rzecz swojego zwycięstwa na własną odpowiedzialność". Dodał, że chciałby, aby politycy "nie powoływali się na Solidarność rozumianą jako nazwa związku zawodowego, jako dziedzictwo narodowe" i używali jej jako oręża w partyjnej rozgrywce o władzę. "O władzę trzeba bić się na własną odpowiedzialność" - zaznaczył.

"Dajcie wy też spokój Solidarności. Niech każdy zajmie się swoją robotą. To są związki zawodowe, a wy jesteście partiami politycznymi" - powiedział.

Tusk wytknął też politykom opozycji "niekonsekwencję jeśli chodzi o kampanie wyborcze, a następnie decyzje rządowe". Podkreślił, że zafascynowała go wypowiedź lidera SLD Leszka Millera, który stwierdził w piątek w Sejmie, że PO podczas kampanii nie mówiła nic o podniesieniu wieku emerytalnego. "Tak jakby Leszek Miller w kampaniach wyborczych biegał ze sztandarem podatku liniowego albo wyprawy na Afganistan" - powiedział.

Nawiązał tak m.in. do słów szefa "S" Piotra Dudy, który na zakończenie swego wystąpienia w Sejmie, zwracając się do niego oraz wicepremiera Waldemara Pawlaka powiedział, że Polaków nie zmyli ich gra w złego i dobrego policjanta - strażnika finansów publicznych i wrażliwego społecznie.

"Przestrzegam przed bezrefleksyjnym powtarzaniem plotek. Równie powszechną plotką jest to, że Ruch Palikota jest po to, żeby dyskretnie wspierać Platformę, a Janusz Palikot jest pociągany przeze mnie za przeproszeniem za sznurki. To jest nieprawdą, tak samo to, że toczy się jakiś polityczny spektakl" - mówił premier.

Jego zdaniem jest normalne, że politycy mają swoje poglądy, przekonania i obawy i "ucierają" te poglądy po to, żeby znaleźć kompromisowe rozwiązanie - "najlepsze z możliwych dla Polski".

"Nie wstydzę się tego, że z Waldemarem Pawlakiem spieraliśmy się długi, długi czas, jaki ostateczny kształt przyjmie ustawa wydłużająca wiek emerytalny" - powiedział Tusk.

Dziś odwagi wymaga reforma emerytalna, a nie śpiewanie "Murów"

To podniesienie wieku emerytalnego wymaga odwagi, a nie podpisywanie się pod dziełem politycznym NSZZ "Solidarność", czy śpiewanie "Murów" wraz ze związkowcami - mówił w piątek w Sejmie premier Donald Tusk krytykując liderów PiS - Jarosława Kaczyńskiego i SLD - Leszka Millera.

Jak mówił premier, w czasie kiedy rządził PiS, rząd zdecydował się na obniżenie podatków, jednocześnie zwiększając wydatki budżetowe. "Te decyzje nie wymagały odwagi. Już nie będę używał mocnych słów, ale każdy potrafi obniżyć podatki i podwyższyć wydatki. Sztuką jest obniżyć podatki, jeśli się umie jeszcze w większym stopniu obniżyć wydatki tak, żeby bilans był mniej więcej na zero" - podkreślił Tusk.

"To rozumie każda matka i każdy ojciec, jeśli mają na utrzymaniu rodzinę i są odpowiedzialni za budżet rodzinny. I trzeba dokładnie w takich samych kategoriach myśleć o państwie" - dodał. Jego zdaniem odwagi wymaga właśnie decyzja o podniesieniu wieku emerytalnego, "a nie podpisywanie się pod polityczne dzieło Solidarności".

Tusk nawiązał też do wsparcia, jakiego w ostatni wtorek Miller udzielił protestującym przed kancelarią premiera związkowcom z Solidarności. "Mi na długie lata - jako ilustracja szczególnej metamorfozy - utkwi w pamięci jeden obrazek: pana premiera Millera, który śpiewał, chociaż +śpiewał+ to za dużo powiedziane, bo tam kłopot z tekstem był - +Mury+ wspólnie z działaczami Solidarności, pod sztandarami Solidarności" - mówił Tusk.

Panie premierze - zwrócił się do szefa SLD - "powiem panu tak: niektóre gesty wyglądające identycznie, w zależności od czasu, mogą być świadectwem zupełnie czego innego. Jakby pan 30 lat temu poszedł do robotnika ze sztandarem Solidarności i zaśpiewał z nim +Mury+, to byłoby to świadectwo odwagi. Dzisiaj to było świadectwo braku odwagi" - stwierdził szef rządu.

Jak podkreślił, on sam może zagwarantować Polakom, że "w tej trudnej decyzji" jego rządowi "odwagi nie zabraknie".