Polska w sojuszu z Komisją Europejską kontra koalicja płatników netto – tak będą wyglądały kolejne miesiące ciężkiej batalii o nowy unijny budżet na lata 2014 – 2020.
W nowej perspektywie finansowej, dzięki polityce spójności, możemy otrzymać z Brukseli nawet 80 mld euro. To jednak raczej górny pułap. Bo energiczną kontrakcję w tej sprawie zaczynają płatnicy netto. W tym największy z nich – Niemcy. Najgorsze dla nas jest to, że pierwszą ofiarą ewentualnych korekt padnie polityka spójności, na której korzystamy najwięcej.

Ile dostaniemy

W obecnie obowiązującej perspektywie dostaniemy 68 mld euro, w następnej możemy więc dostać 12 mld więcej. A mamy jeszcze szanse na kolejne miliardy euro ze specjalnego funduszu, który jest pod kuratelą Komisji Europejskiej. Ma się w nim znaleźć 50 mld euro na paneuropejskie projekty infrastrukturalne. Pieniądze będą rozdzielane na zasadzie konkursu, ale już widać, że możemy ubiegać się o dofinansowanie np. części dróg czy możliwego gazowego połączenia z Litwą.
Tak czy inaczej podstawowym zadaniem Polski jest obrona budżetu w wersji przedstawionej przedwczoraj przez Komisję albo przynajmniej niedopuszczenie do jego znacznego okrojenia. Polityka spójności, która ma kosztować 376 mld euro wobec całego budżetu, który ma wynieść 972 mld euro, jest najbardziej oczywistym celem do ataku ze strony płatników netto. Pierwsza odsłona już nastąpiła. Tuż po tym jak Komisja Europejska zakończyła prezentację projektu, Londyn jako pierwszy powiedział „nie”. Potem dołączyły Sztokholm i Berlin. Ze strony państw, które płacą Unii więcej niż od niej dostają, padają zarzuty, że 5-procentowy wzrost budżetu Unii Europejskiej to zdecydowanie za wiele. Dla Brytyjczyków projekt Komisji jest nierealistyczny, dla Szwedów zbyt duży, a dla Niemców za mało oszczędny. A do tego chóru z chęcią dołączą Holendrzy, Finowie czy Francuzi.
Polska odpowiada, że bez pieniędzy nie da się realizować wszystkich zadań. – Budżet to także odpowiedź na cele, jakie stawia Unii Rada Europejska, czyli państwa członkowskie. Nie może być tak, że Unia Europejska ma finansować politykę rolną, angażować się w krajach Trzeciego Świata, budować własną dyplomację. Albo trzeba z czegoś zrezygnować, albo dać pieniądze – mówi europosłanka Sidonia Jędrzejewska, sprawozdawca unijnego budżetu.

Na start w Sopocie

Polska ma już rozpisany na dni plan negocjacji. Do pierwszego starcia dojdzie w Sopocie pod koniec lipca na spotkaniu ministrów do spraw europejskich. Ustaleniu stanowiska ma także służyć zorganizowane przez polską prezydencję spotkanie z przedstawicielami parlamentów narodowych.
Po wakacjach dyskusja zejdzie na bardziej szczegółowy poziom, bo Komisja zacznie publikować projekty poszczególnych rozporządzeń do budżetu określające sposoby wydawania pieniędzy, np. zasady konkursów na pieniądze z funduszu infrastrukturalnego.

Wsłuchać się w głosy

Na razie pozycja Polski jest o tyle wygodna, że Komisja przedstawiła projekt w sumie dla nas korzystny. A my, jako prezydencja, możemy poprzestać na roli moderatora dyskusji wsłuchującego się w głosy różnych stron.
Dlatego naszym głównym celem będzie w tym półroczu pilnowanie tego, aby nie doszło do podważenia zasadniczych założeń budżetu. Mamy sporą szansę, że przyniesie to powodzenie. – Komisja wykonała sporo pracy, aby wcelować w sam środek różnych interesów krajów członkowskich, ale kompromis polega na tym, że wszyscy na końcu są niezadowoleni – ocenia projekt jeden z naszych dyplomatów. Oficjalnie polskie władze nie wychodzą poza komentarze o tym, że czekają nas długie i żmudne negocjacje.