Każdy z nas chyba zna dobrze to uczucie. Biurowe zebranie, na którym szef zaraz spyta nas o postępy oraz nowe pomysły. Nagle jeden z kolegów przedstawia projekt, który brzmi dziwnie znajomo.
Zaraz, zaraz... przecież to ten sam plan, który omawialiśmy razem kilka dni temu podczas niezobowiązującej rozmowy w przerwie obiadowej. Problem polega na tym, że to był od początku NASZ pomysł, a już na pewno nie tego, który teraz sprzedaje go jako swój. Niestety, na twarzy szefa widać już rodzące się zaciekawienie i delikatny uśmiech aprobaty. To tylko jeden z przykładów najbardziej irytujących sytuacji biurowych, które przeszkadzają w pracy menedżerom z 10 krajów (rozwiniętych i rozwijających się) – wynika z raportu „Workplace Survey” opublikowanego właśnie przez czołową globalną firmę doradztwa personalnego Robert Half International. Dokument daje znakomity obraz tego, co nas denerwuje w kolegach z pracy i to pod każdą szerokością geograficzną.
Podkradanie pomysłów to wręcz uniwersalny sposób, by narobić sobie wrogów. Denerwuje tak samo Niemców czy Austriaków jak menedżerów z Dubaju. Nie lubią go też sami szefowie, bo całkowicie rozkłada atmosferę w pracy i blokuje zdrowy przepływ informacji. Efekt z tego taki, że wszyscy trzymają język za zębami i nie udoskonalają swoich pomysłów w prywatnych dyskusjach i zgłaszają je nieprzygotowane. Jeszcze gorzej, gdy zebrania zamieniają się w małe wojenki podjazdowe i dowodzenie niekompetencji. Inną niezawodną metodą na wkurzenie kolegów jest nadmierna paplanina. Irytuje zarówno co trzeciego Luksemburczyka, jak i co czwartego Brazylijczyka. Wysoko na liście są też zbyt częste chodzenie na chorobowe (najbardziej wścieka Belgów) oraz niedokładność w pracy (oburza się na to 40 proc. Niemców). Co ciekawe, w biurach z roku na rok zwiększa się przyzwolenie na takie zachowania jak spóźnienia czy nieprzemyślane działanie. Wybacza się je kolegom w imię rosnącego znaczenia takich wartości jak spontaniczność i wolność w globalnej zawodowej etyce.
Na ewolucję biurowej kindersztuby mają też wpływ zawłaszczające ją coraz bardziej nowe technologie. Raport Robert Half International wymienia aż pięć typów „nowych wkurzających osobników”, którym rewolucja komórkowo-internetowa dała nowe, nieznane wcześniej narzędzia do denerwowania współpracownika.
Pierwszy z nich to znany doskonale, niezależnie od kraju i branży, tzw. biurowy narzekacz. Ten, co to chodzi, powtarzając w kółko, że „wszystkich zaraz zwolnią i przeniosą biuro do Chin albo Wietnamu, bo tam jest taniej”. Kiedyś jego siła rażenia była ograniczona: można było go po prostu unikać. Teraz dzięki nowym technologiom zyskał on jednak niespotykane wcześniej możliwości rażenia i sieje negatywną propagandę na Facebooku, Twitterze i osobistym blogu. A morale współpracowników leci w dół.
Drugi jeszcze groźniejszy typ to zatruwacz ciszy. Patrząc na niego, mamy wrażenie, że w jego telefonie komórkowym zapomniano wmontować guzika wyciszającego dźwięk. A ponieważ aparat dzwoni, więc on go odbiera i rozmawia długo i głośno. Oczywiście na oczach (i uszach) współpracowników, pozbawiając ich szans na skoncentrowanie się na jakiejkolwiek pracy.
Kolejna denerwująca postać to kryptograf. Jest odwrotnością poprzednich. Nowe technologie i zmiana natury korespondencji dała mu możliwość wejścia na nowy nieznany dotąd stopień lakoniczności. Używa właściwie wyłącznie skrótów typu „asap” (tak szybko jak to możliwe), „btw” (przy okazji), „ztcw” (z tego co wiem), „eot” (koniec dyskusji), „lol” albo „rotfl” (oba znaczą po prostu „kupa śmiechu”). Do tego dochodzi niezawracanie sobie głowy interpunkcją i ortografią. Strzeż się, jeśli musisz współpracować i wymieniać korespondencję z kimś takim.
Pozostają jeszcze przeszkadzacze, czyli osobnicy którzy bez przerwy atakują cię SMS-ami, krótkimi wiadomościami na komunikatorach, e-mailami itd. I na koniec ci najgorsi z najgorszych: tzw. książęta podzielnej uwagi. Na konferencjach pojawiają się obstawieni laptopami, smartfonami oraz iPadami i iPodami. A potem robią wszystko, byle tylko nie skupić się na meritum spotkania. Sprawdzają e-maile, piszę SMS-y, wchodzą na Facebooka, twittują. A potem i tak trzeba im wszystko tłumaczyć od początku. Niestety, ich szeregi stale rosną: według raportu Robert Half International robi tak już 45 proc. menedżerów na całym świecie. I będzie ich pewnie jeszcze więcej.