Co roku na stołach Europejczyków ląduje ponad 20 tys. ton polskich podgrzybków, maślaków, a przede wszystkim borowików. My jednak coraz częściej jemy grzyby z Chin.
– Polska jest w pierwszej lidze eksporterów grzybów leśnych, rzadko spadamy poza podium – chwali się Waldemar Bierbasz, prezes Daneksu i członek zarządu Ogólnopolskiej Izby Przetwórców i Eksporterów Runa Leśnego. Szacuje, że nawet 90 proc. podgrzybków w europejskich sklepach i restauracjach pochodzi znad Wisły. Ten gatunek jest tak specyficzny, że praktycznie nie mamy konkurencji.

Nieurodzaj od trzech lat

W eksporcie popularnych kurek rywalizujemy z Rosją, Ukrainą i Białorusią, która i tak sprzedaje cztery razy mniej grzybów. W sprzedaży borowików konkurujemy z Bałkanami i Rosją. Ale też z Chinami. Z Państwem Środka rywalizacja jednak nie odbywa się za granicą, a na naszym rodzimym rynku. Wszystko dlatego, że trwa nieurodzaj na te najszlachetniejsze leśne grzyby. I to już od trzech lat. Zapotrzebowanie jest duże, borowików mało, a tym samym są coraz droższe. Za to chińskie – tańsze. – Chińskie borowiki nie umywają się w smaku do tych naszych, ale są o połowę tańsze – przyznaje Stefan Skwierawski prowadzący firmę z tej branży w Borach Tucholskich. – Ponad 80 proc. suszonych paczkowanych grzybów w dużych sieciach handlowych pochodzi z tego kraju – przyznaje Bierbasz.
Z powodu innego i według znawców gorszego smaku chińskich borowików wiele polskich firm nie chce ich zamawiać. Szef kuchni w renomowanej restauracji nie odważyłby się zaserwować gościom chińskiej podróbki. Mniej wybredni są jednak klienci z bazarów czy supermarketów. Dla nich liczy się przede wszystkim cena. Przedsiębiorcy z tej branży są zgodni: jeśli w najbliższym czasie nie będzie borowikowego urodzaju, chińskie grzyby niezauważenie opanują nasz rynek. Prognozy ekspertów dotyczące tegorocznego sezonu napawają optymizmem. – Wszystko zależy od pogody, ale zaczął się on nieźle – mówi Marek Seweryn, właściciel FHU Seweryn z Krakowa. Żartuje, że łatwiej jest przewidzieć kursy akcji na nowojorskiej giełdzie niż to, jakie będą zbiory.

Suszone, mrożone

Firma Seweryna zajmuje się skupem i sprzedażą przede wszystkim suszonych borowików i podgrzybków. W sezonie zatrudnia 8 – 10 osób i współpracuje z prawie 50 punktami skupu. Rodzinny biznes działa od 60 lat. To jedna z niemal stu podobnych firm handlujących grzybami w Polsce. Większość z nich to niewielkie przedsiębiorstwa, które rocznie skupują od 3 do 6 ton kapeluszników. Ale w branży są też potentaci. To 5 – 6 przedsiębiorstw, które – jak Danex z Wielkopolski – rocznie wysyłają setki, a nawet tysiące ton grzybów do Europy i za ocean.
Większość firm stawia na mrożonki, susz i marynatę. – Żeby handlować świeżymi, trzeba mieć odpowiednie przechowalnie, a to kosztuje – tłumaczy Seweryn. Poza tym na krajowym rynku grzybowe żniwa są w grudniu, tuż przed Wigilią. Jesienią na świeżych grzybach zarabiają przede wszystkim drobni sprzedawcy, których można spotkać na bazarach. Wielu z nich, jak grzybiarze przy drogach, robi to bez wymaganego prawem atestu. Ten za niewielką opłatą można dostać w powiatowych stacjach sanitarno-epidemiologicznych. Ale od tego sezonu za jego brak nie grożą żadne kary. A efekty tej samowolki bywają tragiczne.