Lech Poznań ma wielkie szanse, żeby być pierwszym polskim klubem, który w XXI wieku awansuje do Ligi Mistrzów. Właściciele nie mogą jednak żałować pieniędzy na wzmocnienia i liczyć na dużo szczęścia.
Od lat walką polskich zespołów w najważniejszych klubowych rozgrywkach pasjonujemy się głównie latem. Od 1997 r. to, co dzieje się w Lidze Mistrzów jesienią, już nas nie dotyczy. Nasze zespoły odpadają na wczesnych etapach eliminacji.
W najbliższych miesiącach zadaniem numer jeden działaczy z Poznania jest wzmocnienie składu. Tak jak zrobiły to Legia Warszawa w 1996 roku i Widzew Łódź rok później. Ich sukcesy to w dużej mierze zasługa sponsorów, którzy nie wahali się wydać dużych pieniędzy na wzmocnienia. W Lechu ma być podobnie. Z klubu odejdzie co prawda za 5 mln euro najlepszy piłkarz Robert Lewandowski, ale jego miejsce ma zająć aż czterech klasowych zawodników.

7 mln euro za sam awans

– Marzymy o Lidze Mistrzów, ale gdyby się nie udało, to musimy zrealizować cel minimum. Awansować do fazy grupowej Ligi Europejskiej – mówi „DGP” dyrektor sportowy Lecha Marek Pogorzelczyk.
Gwarancją udziału w tych europejskich rozgrywkach drugiej kategorii jest dotarcie do trzeciej rundy eliminacji Champions League.
Różnica między Ligą Mistrzów a Ligą Europejską jest jednak kolosalna. Za sam awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów UEFA płaci 7 mln euro, podczas gdy do Ligi Europejskiej ledwie 1 mln.
Od lat polskie drużyny nie grały w elitarnych rozgrywkach głównie dlatego, że nie sprzyjało im szczęście. Legia i Wisła zwykle trafiały w eliminacjach na takie kluby jak Real Madryt czy Barcelona. Kilka razy jednak przeciwnik był w zasięgu polskiego klubu – takimi rywalami byli Anderlecht Bruksela, Steaua Bukareszt czy Panathinaikos Ateny. Zadaniem Lecha jest właśnie podjęcie skutecznej walki z rywalem prezentującym podobny poziom. Że jest to możliwe, udowodniło już wiele skromniejszych i biedniejszych od Lecha klubów. W ostatnich latach do Champions League wchodziły kluby o budżetach na poziomie najbiedniejszych klubów polskiej ekstraklasy – białoruski BATE Borysow, węgierski Debreczyn czy rumuńska Unirea Urziceni. W decydujących momentach nie odpuszczały jednak faworytom, tylko podejmowały walkę.

Rywale w zasięgu Polaków

Lecha też na to stać. Droga mistrza Polski do Ligi Mistrzów wcale nie wydaje się taka trudna. Najlepszy polski klub zacznie walkę od II rundy eliminacji, gdzie może trafić na kluby takie, jak Metalurgs Lipawa z Łotwy, Hafnarfjordur z Islandii, NK Koper ze Słowenii czy ubiegłorocznych pogromców Wisły Kraków Levadię Tallin.
W III rundzie potencjalni rywale będą już dużo silniejsi. Mogą być nimi: Anderlecht Bruksela (Belgia), FC Kopenhaga (Dania), Rosenborg Trondheim (Norwegia), Liteks Łowecz (Bułgaria), Dianamo Zagrzeb (Chorwacja), BATE Borysow (Białoruś), Partizan Belgrad (Serbia), Red Bull Salzburg (Austria). Żaden z tych klubów nie jest jednak poza zasięgiem Lecha, który dwa sezony temu udowodnił, że umie radzić sobie z teoretycznie lepszymi rywalami, eliminując w Pucharze UEFA m.in. Austrię Wiedeń i Feyenoord Rotterdam. Lecha czeka jeszcze jednak IV runda eliminacji, a tam łatwo już nie będzie, bo do rywalizacji włączą się kluby z najsilniejszych lig: Auxerre, Tottenham czy Sampdoria Genua.
Od 14 sezonów Polska czeka na klub w elitarnych i przynoszących olbrzymie dochody europejskich rozgrywkach. Fot. East News / DGP