Zdaniem Aleksandra Kwaśniewskiego prezydent Lech Kaczyński ma rację, że ostrzega przed skutkami kryzysu gospodarczego. Kwaśniewski zaznaczył, że jego następca miał prawo do wygłoszenia w tej sprawie orędzia w Sejmie, ale - jak dodał - on sam raczej zwołałby Radę Gabinetową.

W wywiadzie dla TVP1 były prezydent ocenił, że w piątek w Sejmie starły się "dwie szkoły" jeśli chodzi o podejście do kryzysu. Stanowisko prezydenta Lecha Kaczyńskiego - zaznaczył - mówi: "mamy kryzys, konsekwencje będą poważne, jesteśmy umiarkowanymi pesymistami". Z kolei szkoła premiera Donalda Tuska - jego zdaniem - zakłada: "ten kryzys nie jest tak głęboki jak go opisujemy, wyjdziemy z niego szybciej, patrzymy na to bardziej optymistycznie".

Kwaśniewski dodał, że on sam jest z jednej strony optymistą, który "chciałby wierzyć w optymistyczne prognozy", a z drugiej - realistą, który "ostrzega przed niedocenianiem tego kryzysu".

"Czasami słuchając szczególnie ministra finansów sądzę, że on trochę zajmuje się zaklinaniem rzeczywistości" - powiedział były prezydent.

"I tu nie ma co nawet udawać, że jest inaczej (...); to wszystko ustawia się w kontekście wyborów do Parlamentu Europejskiego"

"W tym optymizmie radzę: więcej ostrożności, więcej powagi, i więcej skrupulatnego obserwowania procesów, który zachodzą, żebyśmy nie przegapili tego momentu, kiedy zacznie się (dziać) zdecydowanie gorzej. I tu prezydent ma rację, ostrzegając. On miał prawo do dzisiejszego orędzia, konstytucja to przewiduje, a pytania, które zadał są na tyle zasadnicze, że warto o nich rozmawiać" - podkreślił Kwaśniewski.

Zdaniem byłego prezydenta, "nie ulega wątpliwości", że zarówno orędzie prezydenta w Sejmie, jak i następujące po nim informacja rządu oraz debata, w której wypowiadali się posłowie-kandydaci w eurowyboach, np. Jacek Kurski (PiS), Wojciech Olejniczak (SLD), "wiążą się z kampanią europejską". "I tu nie ma co nawet udawać, że jest inaczej (...); to wszystko ustawia się w kontekście wyborów do Parlamentu Europejskiego" - ocenił.

Zgodnie z konstytucją nad orędziem prezydenta wygłoszonym w Sejmie nie przeprowadza się debaty

Jak jednak zastrzegł, tę kwestię trzeba odłożyć na bok, skoro mamy do czynienia z "zasadniczym pytaniem" o kryzys gospodarczy. "Ja bym nie odbierał prezydentowi prawa do zainteresowania się tą kwestią, niezależnie od kampanii, a także oczekiwałbym od rządu bardzo realistycznych odpowiedzi" - powiedział.

Kwaśniewski dodał, że on sam w obecnej sytuacji wybrałby raczej jako forum dyskusji o kryzysie Radę Gabinetową (rząd pod przewodnictwem prezydenta), której obrady byłby transmitowane przez telewizję. Posiedzenie Rady - argumentował - stworzyłoby okazję i do wystąpienia prezydenta, i do wysłuchania odpowiedzi rządu. Dzięki temu - jego zdaniem - można byłoby uniknąć wątpliwości konstytucyjnych związanych z dyskusją nad orędziem prezydenta.

Zgodnie z konstytucją nad orędziem prezydenta wygłoszonym w Sejmie nie przeprowadza się debaty. W piątek w Sejmie - po orędziu Lecha Kaczyńskiego - ogłoszono przerwę, następnie premier i minister finansów - już w kolejnym punkcie obrad - przedstawili informację w sprawie sytuacji Polski na tle światowego kryzysu gospodarczego; po tej informacji odbyła się debata przedstawicieli klubów sejmowych. Jednak prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił o złamaniu konstytucji, ponieważ w debacie nawiązywano do orędzia prezydenta.