Sąd w Piotrkowie Tryb. nie uwzględnił wniosku prokuratury o areszt dla dróżnika, który we wtorek na strzeżonym przejeździe kolejowym nie opuścił zapór, wskutek czego doszło do śmiertelnego wypadku. Prokuratura zarzuca mu sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym.

Decyzję piotrkowskiego sądu o niezwłoczym zwolnieniu podjerzanego dróżnika Andrzeja G. przekazała w czwartek PAP rzeczniczka prasowa Agnieszka Leżańska. Wyjaśniła, że sąd uznał, iż "w tym wypadku nie zostały spełnione przesłanki z art. 258 kodeksu karnego, czyli areszt nie jest środkiem niezbędnym dla zabezpieczenia toku postępowania".

"Nie można w tym wypadku traktować aresztu jak kary zastosowanej wobec podejrzanego. Zobowiązał się on stawić na każde wezwanie. Nie ma obawy matactwa, ponieważ stan faktyczny jest oczywisty, a śledztwo będzie dotyczyło, dlaczego zapory nie zostały opuszczone na czas. Nie było potrzeby, żeby stosować wobec podejrzanego najcięższy ze środów zapobiegawczych" - tłumaczyła rzeczniczka.

Do zdarzenia doszło we wtorek rano. Na strzeżonym przejeździe kolejowym w Piotrkowie Tryb. samochód osobowy wjechał pod pociąg relacji Łódź - Kraków; zginął 35-letni kierowca auta.

Śledczy po przesłuchaniu dróżnika oraz analizie zebranych na miejscu wypadku materiałów postawili 60-letniemu Andrzejowi G. zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, w następstwie której doszło do wypadku i śmierci.

Jak powiedział PAP rzecznik prasowy piotrkowskiej prokuratury Sławomir Mamrot "mężczyzna zatrudniony na stanowisku dróżnika był poinformowany telefonicznie przez dyżurnego stacji PKP w Piotrkowie Tryb. o odprawieniu kursującego codziennie oraz zgodnie z miesięcznym harmonogramem pociągu relacji Łódź Kaliska - Kraków i zaniechał opuszczenia zapór na przejeździe kolejowym".

Dodał, że przez to dróżnik stworzył zagrożenie dla poruszających się jezdnią pojazdów, w wyniku czego doszło do śmiertelnego wypadku. Według prokuratury Andrzej G. na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia naraził także dwóch innych kierowców znajdujących się w pobliżu torowiska.

"Dróżnik w momencie wypadku był trzeźwy. Podczas przesłuchania złożył wyjaśnienia i tłumaczył swoje zachowanie, ale dla dobra postępowania na razie nie możemy nic ujawnić. Nie przyznał się do zarzucanego mu czynu i popełnienia przestępstwa" - powiedział rzecznik.

Sprawę, oprócz prokuratury, bada też specjalna komisja powołana przez kolej.

Podejrzanemu grozi kara do 8 lat pozbawienia wolności. (PAP)