Koszty generowane przez latający cyrk Parlamentu Europejskiego, krążący między Brukselą a Strasburgiem, były podnoszone przez zwolenników Brexitu podczas ostatniej kampanii referendalnej w Wielkiej Brytanii jako jeden z 20 powodów, dla których obywatele tego kraju powinni głosować za opuszczeniem Unii Europejskiej. I chociaż wiele argumentów wysuwanych przez obóz „Leave” przeciwko Unii było mocno przesadzonych, a niektóre otwarcie kłamliwe, pozostałe 27 państw członkowskich Wspólnoty powinno wziąć do siebie szczególnie tę konkretną krytykę i skorzystać z okazji, by ograniczyć oczywiste przepłacanie za to, że Parlament Europejski ma więcej niż jedną siedzibę.



Od lat każdego miesiąca PE przenosi się o 400 km na południe. Niemal 4 tys. ludzi czasowo przeprowadza się z Brukseli do Strasburga do budynków używanych raptem przez cztery dni w miesiącu. Ta sytuacja jest trudna do usprawiedliwienia w oczach europejskich obywateli, którzy od początku kryzysu finansowego muszą zaciskać pasa. Ten obwoźny cyrk dostarcza paliwa eurosceptykom z całego kontynentu. Na prośbę większości europarlamentarzystów, opowiadających się za tym, by przestać marnować czas i pieniądze podatników, Europejski Trybunał Obrachunkowy w 2014 r. oszacował, że komfort utrzymywania drugiej siedziby Parlamentu Europejskiego kosztuje dodatkowe 114 mln euro rocznie.
Nadszedł już czas, by jedyną siedzibą europarlamentu stała się Bruksela. Oczywiście zakończenie obecnej absurdalnej sytuacji nie będzie proste. Przez lata podejmowano liczne, nieudane próby. Strasburg zgodnie z protokołem dołączonym do traktatu o UE jest oficjalną siedzibą Parlamentu Europejskiego, w rezultacie czego musi się tam odbyć dwanaście czterodniowych sesji plenarnych rocznie, wliczając w to głosowania nad budżetem. Zmiana protokołu będzie wymagać zmian w traktatach. Ten proces zakłada jednomyślność wśród państw członkowskich, a więc może być zablokowany przez francuski rząd.
Aby tego uniknąć, Francji należy zaoferować jakąś rekompensatę. Najważniejsze, by położyć na stół pozytywny, pożyteczny i przyszłościowy projekt dla Unii Europejskiej, Francji i Strasburga. Miasto to zostało wybrane przez ojców założycieli Unii ze względu na jego perspektywę historyczną i polityczną oraz jako symbol pojednania francusko-niemieckiego. Francja musi jednak zrozumieć, że w obecnych czasach nie ma absolutnie żadnego interesu, by zachować u siebie coś, co pełni rolę wyłącznie symbolicznej siedziby unijnej instytucji. Nikt nie ma przecież złudzeń, że Strasburg jest główną czy choćby równoważną siedzibą Parlamentu Europejskiego. Zamiast niego Francja powinna przyjąć na swojej ziemi coś bardziej wartościowego.
Dlatego nadszedł czas, by ożywić propozycję sformułowaną przed dziesięcioma laty przez Bronisława Geremka i Jeana-Didiera Vincenta, by otworzyć w budynkach Parlamentu Europejskiego w Strasburgu Uniwersytet Europejski z prawdziwego zdarzenia. Na ten rok przypada 40. rocznica otwarcia we Florencji Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (EUI). Instytucja, oferująca europejskie studia podyplomowe specjalistom w zakresie nauk społecznych, została otwarta 15 listopada 1976 r. po długich negocjacjach między państwami członkowskimi. Te rozmowy nie były proste i trwały niemal 20 lat, ale ostatecznie przyniosły owoc w postaci jednego z widocznych success stories integracji europejskiej. Corocznie mury EUI opuszcza 120 doktorów prawa, historii, nauk politycznych i ekonomicznych, starannie wybranych spośród studentów ze wszystkich krańców Unii Europejskiej, pokazujących wartość dodaną europejskich programów edukacyjnych i naukowych.
Rozwiązaniem dla Strasburga mogłoby być założenie tam Uniwersytetu Europejskiego, ukształtowanego na wzór EUI. Uczelnia wypełniłaby budynki europarlamentu studentami, profesorami i badaczami z całej Europy i byłaby finansowana z budżetu UE. Pieniądze zaoszczędzone na centralizacji Parlamentu Europejskiego wystarczyłyby, żeby niemal w całości pokryć roczny budżet uniwersytetu porównywalnego z paryską Sorboną, który skupiłby ponad 20 tys. studentów oraz 1300 profesorów i naukowców. Program przyniósłby wymierne korzyści młodym Europejczykom i byłby zgodny z priorytetami postawionymi z inicjatywy francusko-niemiecko-włoskiej po głosowaniu nad Brexitem. Chodzi o próbę naprawy Unii Europejskiej poprzez skupienie się na ambitnych programach skierowanych do młodzieży, zgodnie z tezą z deklaracji, że „Europa odniesie sukces tylko wówczas, gdy da nadzieję młodym”.
Ten nowy europejski uniwersytet powinien nosić imię Bronisława Geremka. Człowieka, który przeszedł europejskie okropności XX wieku i stał się symbolem zjednoczenia naszego kontynentu po upadku żelaznej kurtyny. Wyrósł i przetrwał warszawskie getto, stał się uznanym historykiem, członkiem założycielem Solidarności, politycznych dysydentem w czasach reżimu komunistycznego, wreszcie ministrem spraw zagranicznych Polski po upadku dyktatury i europosłem od 2004 r. do swojej śmierci w roku 2008. Na kilka miesięcy przed tragiczną śmiercią napisał, że „po stworzeniu Europy musimy stworzyć Europejczyków; w przeciwnym razie ją stracimy”. Otwarcie noszącego jego imię Uniwersytetu Europejskiego w Strasburgu pokazałoby, że Unia potrafi wsłuchać się w usprawiedliwioną krytykę swoich obywateli i podjąć konkretne działania, by lepiej korzystać z własnych zasobów. To byłby fantastyczny pierwszy krok właśnie w stronę stworzenia Europejczyków.