Czechy nie mogą się zgadzać na przyjmowanie jakichkolwiek uchodźców - oświadczył w środę wicepremier i minister finansów Andrej Babisz. Odrzucił kwoty przyjmowane na poziomie unijnym i opowiedział się za podważeniem w sądzie kar za ich nieprzyjmowanie.

"Po tym, co się dzieje w Europie, mówię jasno, że nie chcę ani jednego uchodźcy w Czechach, nawet tymczasowo" - napisał na portalu www.expres.cz Babisz, który jest miliarderem i przywódcą najpopularniejszej partii w kraju ANO.

Przyjęte na unijnym forum kwoty migrantów, jakie każdy kraj członkowski miałby przyjąć, Babisz nazwał "bezsensownymi i absurdalnymi". Zaprotestował też przeciwko złożonej przez Komisję Europejską w maju propozycji, by kraj UE, który nie zechce przyjmować uchodźców, mógł wykupić się z tego obowiązku na pewien czas. KE zaproponowała sumę 250 tys. euro za jednego nieprzyjętego uchodźcę.

"Nawet jeśli to nastąpi, Czechy powinny walczyć z decyzją Komisji Europejskiej i pozwać ją za możliwe sankcje" - napisał Babisz w artykule. Dodał, że sprzeciwia się nawet decyzji premiera Bohuslava Sobotki, by przyjąć w Czechach 80 syryjskich uchodźców z któregoś z obozów w Turcji.

W osobnym wpisie na Twitterze Babisz oznajmił: "Nie będę szanował kwot. Sytuacja się zmieniła. W Turcji jest dyktator".

Czeski rząd od początku jest przeciwny przyjętym w UE kwotom podziału uchodźców, co miało być pomocą dla nieradzących sobie z napływem migrantów Włoch i Grecji. Rząd w Pradze nie poszedł jednak w ślady Węgier i Słowacji, które przyjęte przez większość krajów UE decyzje o kwotach zaskarżyły do Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu.

Według sondażu z maja 61 proc. Czechów jest przeciwnych przyjmowaniu uchodźców wojennych. To wzrost z 52 proc. w październiku ub. roku. 34 proc. Czechów zgadza się na pobyt uchodźców, ale tylko do czasu, aż sytuacja w ich krajach pozwoli na bezpieczny powrót. (PAP)