Szefowa MSW W. Brytanii Theresa May jest według sondaży najbardziej prawdopodobną kandydatką na stanowisko premiera. Media nazywają ją nową Margaret Thatcher; zwracają też uwagę, że nie chce ona zagwarantować imigrantom z UE prawa do pozostania na Wyspach.

„Stalowa i stabilna” – piszą o May brytyjskie media. „Financial Times” w 2014 roku nazwał ją „najbardziej wpływową konserwatystką od czasów Margaret Thatcher”. Szefowa MSW już wygrała pierwszą rundę głosowania, w którym deputowani torysów mają wyłonić następcę premiera Davida Camerona.

Choć podczas kampanii poprzedzającej referendum w sprawie Brexitu nie popierała ona wyjścia królestwa z Unii Europejskiej, w odróżnieniu od innych kandydatów do fotela premiera, którzy zapewniają, że europejscy imigranci mieszkający na Wyspach będą mieli prawo tam pozostać, May wielokrotnie powtarzała, że kwestia ta nie jest przesądzona.

Jej silna pozycja wśród torysów i w sondażach nie jest zaskoczeniem dla nikogo – utrzymała się ona na wyjątkowo trudnym stanowisku ministra spraw wewnętrznych dłużej niż wszyscy jej poprzednicy od ponad 50 lat – pisze francuski dziennik „Le Figaro”. Ale jej słabą stroną jest fakt, że w latach, jakie spędziła w tym resorcie, na Wyspy przybyło szczególnie dużo imigrantów, choć gabinet Camerona obiecywał powstrzymanie tej fali.

59-letnia May, która była pierwszą kobietą na stanowisku szefa Partii Konserwatywnej, bywa też porównywana do Angeli Merkel – tak jak ona jest córką pastora i, co ważniejsze, choć nie jest zbyt medialna, cieszy się opinią twardego i skutecznego polityka.

„New York Times” zwraca uwagę, że umiała się oprzeć naciskom Waszyngtonu i, powołując się na prawa człowieka, odmówiła ekstradycji do USA brytyjskiego hakera Gary’ego McKinnona, który oskarżony był o włamanie się do systemów Pentagonu. „Le Nouvel Obs” podkreśla, że May wygrała z Białym Domem, choć „posypały się z niego gromy”.

„Le Figaro” zwraca uwagę, że May trudno jest zaklasyfikować – jest zarazem przedstawicielką prawego skrzydła torysów, ale poparła prawo homoseksualistów do zawierania małżeństw, popiera walkę o prawa kobiet i krytykowała swe ugrupowanie za brak współczucia, które sprawiło, że torysów zaczęto nazywać „złośliwą partią”. Ale też nie zawahała się wysłać do londyńskiej dzielnicy imigrantów autobusów z napisami „Go Home!” (Wracajcie do domu).

Jednak nawet bliski laburzystom dziennik „Guardian”, choć ocenia ją surowo, uznał ją za najlepszą kandydatkę torysów na stanowisko premiera. Media w ogóle oceniają, że w większym stopniu niż inni liderzy Partii Konserwatywnej ma ona szansę pogodzić to ugrupowanie, w którym debata nad Brexitem uwidoczniła bardzo głębokie podziały.

Z jednej strony bowiem May nie poparła Brexitu, z drugiej uznawana była zawsze za członkinię frakcji eurosceptycznej, a przy tym za polityka chwilami bardziej surowego wobec imigrantów niż lider UKIP, głównej partii antyunijnej, Nigel Farage.

„Jej przeciwnicy uznają ją za osobę zimną, kalkulującą, autorytarną i pozbawioną empatii oraz poczucia humoru” – pisze francuski tygodnik „Le Nouvel Obs”.

We wtorkowym głosowaniu konserwatywnych deputowanych jej kandydaturę poparło jednak 165 spośród 330 posłów. Po następnym etapie tego głosowania, May będzie prawdopodobnie jedną z dwóch osób, które pozostaną w wyścigu do stanowiska premiera. A następnie 150 tys. członków jej partii przesądzi w kolejnym głosowaniu o tym, kto będzie następcą Camerona. Wyniki tego plebiscytu poznamy 9 września.

May ogłosiła już, że jeśli zostanie premierem, jej priorytetem będzie wynegocjowanie dobrych warunków, na jakich Zjednoczone Królestwo opuści UE. Podkreśliła też, że szczególnie ważna będzie dla niej ochrona brytyjskiego sektora finansowego.

„Czeka nas ciężka praca: zjednoczyć naszą partię i kraj, wynegocjować jak najlepsze porozumienie w sprawie wyjścia z UE i sprawić, by Zjednoczone Królestwo służyło wszystkim obywatelom (…). Jestem jedyną kandydatką, które jest w stanie zrealizować te trzy cele” – powiedziała May występując przed posłami torysów.

„W poniedziałek ponownie oznajmiła, że los 3 mln europejskich imigrantów na Wyspach nie jest przesądzony” – podkreśla „Le Nouvel Obs” i konstatuje: „bez wątpienia robi to przede wszystkim ze względu na swe aspiracje polityczne”.

Tymczasem jednak notowania funta spadają na łeb na szyję, a w środę osiągnęły najniższy poziom od 31 lat; na rynkach finansowych i w sektorze brytyjskich nieruchomości pojawiły się oznaki paniki.

Amerykański magazyn „Time” zwraca więc uwagę na fakt, że ze względu na przeświadczenie, iż kobiety cechuje większa empatia, sytuacje kryzysowe sprzyjają wybieraniu ich na stanowiska przywódcze – tak w polityce, jak i w biznesie, co dekadę temu skonstatowało dwoje amerykańskich profesorów psychologii Michelle Ryan i Alexander Haslam. Tygodnik porównuje May do Mary Barry z General Motors i Marissy Mayer z Yahoo, którym powierzono restrukturyzację tych firm, gdy popadły one w solidne tarapaty.

Media zgodnie podkreślają, że doświadczenie May czyni ją politykiem wszechstronnym i dobrze wykwalifikowanym. Była ona analitykiem Banku Anglii, pracowała też jako konsultantka w londyńskim City i bardzo wcześnie zainteresowała się polityką, a do Partii Konserwatywnej wstąpiła jako nastolatka. Przez jedenaście lat rządów laburzystów (1999-2010) zajmowała różne stanowiska w gabinecie cieni.

„Wall Street Journal” pisze jednak, że mimo poparcia większości konserwatywnych deputowanych jej zwycięstwo w walce o stanowisko szefa rządu nie jest przesądzone, ponieważ szeregowi członkowie partii w sondażu dla portalu torysów the ConservativeHome oddali więcej głosów - 38 proc. - na jej konkurentkę, wiceminister energii Andreę Leadsom, która była jedną z twarzy kampanii na rzecz Brexitu. May, która nie zaangażowała się w tę kampanię, poparło 37 proc. respondentów.

Być może dlatego właśnie – jak ocenia AFP i „NYT” – szefowa MSZ próbuje zdobyć szersze poparcie swą antyimigrancką retoryką. I nawet narzeka, że niestety „nie ma jednej srebrnej kuli”, która powstrzymałaby napływ ludzi na Wyspy.