W obliczu sprzeciwu części posłów lewicy socjalistyczny rząd Francji potwierdził we wtorek, że chce wprowadzić kontrowersyjne reformy prawa pracy z pominięciem parlamentu. Projekt od czterech miesięcy wywołuje gwałtowne protesty uliczne w całym kraju.

Premier Manuel Valls tłumaczył w Zgromadzeniu Narodowym, że reforma prawa pracy jest niezbędna w zglobalizowanym świecie, i podkreślał, że przyczyni się ona do "postępu społecznego". Dlatego potwierdził, że rząd postanowił ponownie skorzystać z możliwości przewidzianej w art. 49 ust. 3 konstytucji, który stanowi, że rząd może wprowadzić ustawy bez poddawania ich pod głosowanie w parlamencie.

Ponieważ przepis ten prowadzi do wyraźnej przewagi władzy wykonawczej nad ustawodawczą, bywa we Francji krytykowany jako niedemokratyczny, bo pozwala pominąć zdanie parlamentarnej większości. Mimo to zachowano go, wprowadzając niewielkie obostrzenia, przy okazji zmian w konstytucji V Republiki w 2008 roku.

Na znak oburzenia część posłów wyszła we wtorek z sali obrad podczas wystąpienia Vallsa.

Zgodnie z konstytucją projekt przepisów uważa się za przyjęty bez poprawek, jeśli w ślad za decyzją rządu parlament nie przyjmie w głosowaniu wotum nieufności dla rady ministrów. Prawicowa opozycja już zapowiedziała, że nie złoży takiego wniosku, z kolei posłom lewicy nie udało się zebrać wymaganych 58 podpisów. To oznacza, że projekt, który podzielił lewicę i wywołał ogromne protesty społeczne, zostanie przyjęty w drugim czytaniu i będzie ponownie skierowany do Senatu.

Wniosek o wotum nieufności został złożony, gdy rząd w ten sam sposób przeprowadził projekt przez Zgromadzenie Narodowe w pierwszym czytaniu. Rząd przetrwał wówczas to głosowanie. Ustawa wróciła na drugie czytanie w izbie niższej, ponieważ odrzucił ją za pierwszym razem Senat, gdzie większość mają opozycyjni Republikanie z prawicy. Z tego powodu izba wyższa odrzuci zapewne ustawę po raz drugi i trafi ona na trzecie, ostateczne czytanie do Zgromadzenia Narodowego 22 lipca.

Reforma przygotowana przez rządzących socjalistów ma uelastycznić rynek pracy i pomóc walczyć z bezrobociem, które przekracza 10 proc. Jego redukcja to teraz główny cel prezydentury Francois Hollande'a. Ale lewe skrzydło Partii Socjalistycznej uważa projekt za zbyt radykalny, podobnie jak związkowcy, studenci i licealiści, którzy niemal co tydzień wychodzili z protestami na ulice. Szczyt protestów przypadł 31 marca, kiedy to w różnych miastach kraju demonstrowało ok. 390 tys. osób.

Zmiany w ustawodawstwie, które chce przeforsować rząd, otwierają drogę do przedłużenia tygodnia pracy z obecnych 35 do 48 godzin, a dnia pracy w różnych przypadkach do 12 godzin. Rząd uzasadnia potrzebę liberalizacji kodeksu pracy koniecznością przystosowania francuskich przedsiębiorstw do międzynarodowej konkurencji. Projekt zmian w ustawodawstwie przewiduje też pewne ułatwienia dla pracodawców dotyczące zwolnień i związanych z nimi odszkodowań, a także osłabienie praw związkowych.

Art 49 ust. 3 znalazł już zastosowanie w 2015 roku, kiedy to dzięki niemu uchwalono niepopularne reformy autorstwa ministra gospodarki Emmanuela Macrona. Przyczyniło się to do spadku popularności rządzących. Prezydent Hollande bije teraz kolejne rekordy niskiego poparcia - pozytywne zdanie ma o nim zaledwie 12 proc. Francuzów. (PAP)