Bank centralny w Pradze chwali się, że uratował kraj przed recesją. Ale przykład Słowacji pokazuje, że można się rozwijać także z silną walutą. Czescy ekonomiści są w większości przekonani, że dzięki decyzji o osłabieniu kursu korony, którą w listopadzie 2013 r. podjął bank centralny, ich kraj wyszedł z recesji. Polityka słabego kursu przyniosła efekty, co jeszcze bardziej utwierdza Czechów w przekonaniu o zaletach własnej waluty. Wątpliwości dotyczą dziś tylko tego, jakie skutki będzie miała słaba korona w dłuższym terminie.
Niedawno czeski bank centralny ogłosił, że polityka sztucznego osłabiania kursu korony będzie utrzymana przynajmniej do 2017 r. – Interwencja okazała się sukcesem, osłabienie kursu z 25 do 27 koron za euro pozwoliło zakończyć deflację i rozruszało gospodarkę. Nie spełniły się przy tym przepowiednie krytyków wieszczących drożyznę. Inflacja pozostała niska dzięki niskim cenom energii i surowców na światowych rynkach. Potwierdzeniem słuszności naszej decyzji jest czteroprocentowy wzrost gospodarczy, pojawienie się 150 tys. nowych miejsc pracy i wzrost wynagrodzeń – tłumaczył tę decyzję gubernator Czeskiego Banku Narodowego Miroslav Singer.
Czeska gospodarka dość poważnie ucierpiała wskutek globalnego kryzysu gospodarczego. W 2009 r. PKB spadł o 4,5 proc., w kolejnych dwóch latach gospodarka notowała niewielki wzrost, a w latach 2012 i 2013 znów znalazła się na minusie. Decyzja o osłabieniu waluty była kolejną próbą powstrzymania niekorzystnych trendów po tym, jak nie zadziałało obniżenie praktycznie do zera stóp procentowych. Interwencja spotkała się początkowo z krytyką – ekonomiści wątpili w jej powodzenie, a bulwarowa prasa nazywała operację „złodziejstwem stulecia”. Dziś ekonomiści są raczej zgodni, że czarny scenariusz się nie spełnił, a osłabienie korony pomogło wyjść z recesji. Gospodarka dawno nie miała się tak dobrze: w 2015 r. PKB wzrósł o 4,3 proc., rosną płace i inwestycje, spada bezrobocie.
O ile krótkoterminowych korzyści tej operacji nikt nie neguje, wciąż nie wiadomo, jak wpłynie ona na gospodarkę w dłuższej perspektywie. – Osłabienie kursu dało czeskiej gospodarce jednorazowy impuls, który już się skończył. Tym niemniej reżim interwencyjny utrzymuje gospodarkę w miękkim środowisku z ograniczonym ryzykiem kursowym. Najbardziej ryzykowną fazą będzie powrót do reżimu sprzed interwencji, dlatego na całościową ocenę jest jeszcze za wcześnie – mówi Pavel Sobíšek, główny ekonomista czeskiego UniCredit Banku.
Interwencja banku centralnego jeszcze bardziej oddaliła i tak mglistą perspektywę przystąpienia Czech do strefy euro. W przeszłości na przeszkodzie stał eurosceptyczny prezydent Václav Klaus, którego w 2013 r. zastąpił Miloš Zeman. Obecny prezydent opowiada się za przyjęciem euro, ale jest przeciwny głębszej integracji eurostrefy. Wymijająco do sprawy podchodzi socjaldemokratyczny rząd Bohuslava Sobotki („tak, ale nie teraz”), natomiast zdecydowanie przeciwna jest większość społeczeństwa i bank centralny.
Ten ostatni, chwaląc udaną operację osłabienia korony, podkreśla, że wyjście z kryzysu było możliwe właśnie dlatego, że Czechy zachowały własną walutę, którą w razie kłopotów można zdewaluować. Słaba korona jest przedstawiana jako atut, który służy eksporterom i zachęca do zakupu czeskich towarów. Tymczasem przykład sąsiedniej Słowacji pokazuje, że produkcja przemysłowa i eksport mogą rosnąć mimo posiadania mocnej waluty. Słowacka gospodarka w latach 2008–2015 rozwijała się o wiele szybciej niż czeska, a premier Robert Fico jako główną przyczynę tego faktu wymienia właśnie przyjęcie przez jego rząd euro w 2009 r.
Przyjęcie wspólnej waluty początkowo odbiło się jednak niekorzystnie na słowackiej gospodarce. – Przez mocne euro wyraźnie podrożały usługi turystyczne dla gości zagranicznych i skokowo wzrosły koszty pracy w porównaniu z sąsiadami. Właśnie euro spowodowało, że spadek wartości handlu detalicznego po wybuchu kryzysu był u nas najdramatyczniejszy ze wszystkich państw Unii Europejskiej – twierdzi Juraj Karpiš z INESS Slovakia. Przystąpienie do eurozony w momencie, gdy czeska korona, złoty i forint węgierski uległy gwałtownej dewaluacji, stało się dla Słowacji nieoczekiwaną terapią szokową. Zakończoną sukcesem – mocna waluta wymusiła transformację przedsiębiorstw, które wcześniej nie miały motywacji do zmian. To zwiększyło efektywność i innowacyjność gospodarki.
– Słowacja na przyjęciu euro skorzystała głównie tym, że przyjęła je jako pierwszy kraj regionu, czym przyciągnęła specyficzny typ inwestycji – centra serwisowe globalnych korporacji. Dzięki nim słowacka gospodarka jest bardziej oparta na usługach niż czeska, co zmniejsza jej wrażliwość na wstrząsy. Kolejne państwa regionu, które przyjmą euro, z tego atutu już nie skorzystają – komentuje Pavel Sobíšek. I to właśnie tłumaczy, dlaczego korona jeszcze długo pozostanie w czeskich portfelach. O ile już wcześniej Czesi byli sceptyczni wobec euro, to obecnie ten temat całkowicie wypadł z porządku dziennego. Podobnie jak w Polsce, która boryka się z odwrotnym problemem niż Czechy – złoty się osłabia, mimo że NBP wcale tego nie chce.