Piotr Szumlewicz stwierdził w tekście opublikowanym w DGP w prima aprilis, że Polska transformacja się nie udała. Winą za rzekomą porażkę obarcza profesora Leszka Balcerowicza. By uzasadnić swoją tezę o klęsce transformacji i wolnorynkowego podejścia, wybiera tendencyjnie krótkie epizody, całkowicie milcząc na temat ewidentnych sukcesów widocznych w dłuższej perspektywie.
Dobrze to widać już na wstępie, gdy autor przytacza załamanie dochodu per capita w Polsce na początku transformacji. Rzeczywiście, w latach 1989–1991 spadek PKB per capita w naszym kraju wyniósł prawie 17 proc., plasując Polskę za czterema z dziesięciu innych krajów regionu. Jednak już w latach 1989–1993 spadek wyniósł mniej, bo niecałe 12 proc. PKB per capita, a mniejszy był jedynie w Czechach, o czym Szumlewicz zapomina wspomnieć.
Tak samo jak o tym, że jeżeli przyjąć perspektywę lat 1989–2015, to Polska osiągnęła wzrost 120 proc. PKB per capita, zdecydowanie największy w regionie. Poza tym należy pamiętać, że spadek dochodu na początku transformacji wynikał z ujawnienia nieefektywności nagromadzonych w czasach realnego socjalizmu. Do dziś poprawna analiza gospodarek o bardzo dużym udziale państwa stwarza trudności. Na papierze Białoruś po 1989 r. szybko się rozwijała, a jednak nie obserwujemy Polaków wyjeżdżających tam do pracy, lecz w drugą stronę.
Wybiórcza analiza wypacza również inne oceny felietonisty. Nie można oceniać wprowadzonej w 1999 r. reformy emerytalnej, pomijając, że dzięki niej nie grozi nam krach systemu emerytalnego, za który musieliby płacić pracujący, a według Komisji Europejskiej mamy obecnie jeden z najbardziej zrównoważonych systemów emerytalnych w Unii Europejskiej. Nie można oceniać wprowadzenia gimnazjów, jeśli się pomija, że obecnie polskie piętnastolatki zajmują czołowe miejsca w Europie i na świecie w międzynarodowych testach kompetencji PISA przeprowadzanych przez OECD.
Nie można robić zarzutu z pochwały irlandzkich sukcesów gospodarczych, wskazując na krótki epizod krachu napędzanego kredytem boomu w Irlandii z lat 2005–2008, zapominając o 30 latach sukcesów. W połowie lat 80. ubiegłego stulecia naprawa finansów publicznych, oparta na redukcji wydatków, pozwoliła obudzić irlandzkiego tygrysa, w efekcie czego dochód per capita jego obywateli wzrósł z 66 proc. odpowiedniej wartości w Wielkiej Brytanii do 102 proc. pod koniec lat 90. I to do tego wzorca odwołuje się prof. Balcerowicz – do sukcesów Irlandii z lat 80. i 90.
Nie można wreszcie z pochwały wolnorynkowego podejścia państw bałtyckich po 2000 r. robić zarzutu, wskazując wyłącznie na krótki epizod, w którym ich błędy pozwoliły na zakończony krachem boom z lat 2005–2008. Można jednak pochwalić późniejszą korektę wcześniejszych błędów – ostre cięcia wydatków, które zapewniły krajom bałtyckim szybki powrót wzrostu już w 2010 r., podczas gdy gospodarki Europy Południowej dopiero teraz wychodzą ze stagnacji, a w przypadku Grecji ciągle jeszcze nie. Reasumując, nawet w najlepiej radzących sobie krajach można wybrać krótkie epizody czy błędy, aby uzasadnić naciągane tezy o ich ruinie. Rzetelna ocena wymaga spojrzenia na problem w długim okresie. W przypadku transformacji warto też zapytać, czy w jakimkolwiek kraju udała się lepiej?