PODATKI Atrakcyjnym kierunkiem optymalizacyjnym są Stany Zjednoczone. Wciąż odmawiają przystąpienia do Common Reporting Standard i wymiany informacji. „Panama Papers”, opublikowany w niedzielę zbiór dokumentów dotyczących działalności panamskiej kancelarii Mossack Fonseca, która pomagała bogatym ludziom z całego świata ukrywać majątki przed ich władzami podatkowymi, to największy wyciek informacji dotyczących rajów podatkowych w historii.
Dziennik Gazeta Prawna
11,5 mln zapisów datowanych na lata 1970–2015 przekazało ponad rok temu redakcji „Sueddeutsche Zeitung” anonimowe źródło. Wśród osób pojawiających się w dokumentach są nazwiska polityków, ich przyjaciół oraz członków rodzin, a także wysokich rangą urzędników. I to nie tylko z krajów takich jak Demokratyczna Republika Konga. Udziały w spółkach zarejestrowanych w rajach podatkowych miał obecny premier Islandii Sigmundur Gunnlaugsson, Ian Cameron, ojciec premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona, a nawet Kojo Annan – syn b. przewodniczącego ONZ Kofiego Annana. W dokumentach jest też ślad transakcji wartych 2 mld dol., których trop wiedzie do Władimira Putina.
Najważniejszą korzyścią, jaką uzyskali klienci panamskiej kancelarii, była dyskrecja. – Mówimy tu o środkach często zgromadzonych nielegalnie, z których korzystanie nie jest możliwe dla osoby piastującej wysokie stanowisko publiczne bądź po prostu dobrze znanej – wyjaśnia Józef Banach, radca prawny w InCorpore Banach Szczepanik Partnerzy. Pieniądze znajdujące się na koncie zabezpieczonym hasłem posiadanym przez spółkę, trust lub fundację są w praktyce niewidzialne dla urzędników państwa, z którego pochodzi właściciel. Mogą więc być wykorzystywane bez potrzeby ujawniania jego tożsamości.
Wyniki śledztwa Międzynarodowego Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych (ICIJ) wskazują, że ukrywanie pieniędzy w rajach wciąż się opłaca. Za relatywnie niewielką opłatą w wysokości kilku, kilkudziesięciu tysięcy dolarów klient panamskiej kancelarii był w stanie uchronić się przed zapłaceniem podatku od milionów euro.
Wysokość oszczędności zależy od przyjętej metody działania. Część osób do ukrywania pieniędzy wykorzystywała fundusze inwestycyjne bądź trusty. Przykładem jest ojciec Davida Camerona, który stanął na czele funduszu Blairmore Holdings Inc. Jak ustalił „The Guardian”, fundusz przez 30 lat istnienia nie zapłacił ani pensa podatku w Zjednoczonym Królestwie. A stawka CIT w tym kraju maleje (od 2006 r. spadła z 30 do 20 proc.). Dochody nieosiągnięte przez fundusz na terytorium Panamy nie podlegały tam daninie. Blairmore Holdings Inc. unikał więc płacenia podatku w obu krajach.
Właścicielami spółek na Karaibach były przede wszystkim osoby fizyczne. Często tak jak Jérôme Cahuzac, b. francuski minister do spraw budżetu, od dawna podejrzewany o unikanie rozliczeń z fiskusem. Francuz zaprzeczał oskarżeniom, ale w kwietniu 2013 r. przyznał się do winy, powodując kryzys polityczny w ojczyźnie. Poza granicami kraju przechowywał przynajmniej 600 tys. euro. Ile zaoszczędził? Obecnie dochód powyżej 151 tys. euro podlega nad Sekwaną 45-proc. stawce PIT. Niezależnie od tego od dochodu powyżej 250 tys. euro należy zapłacić dodatkową daninę według stawki 3 proc., a od zysku powyżej pół miliona euro – 4 proc. W 2013 r. osoby o rocznych dochodach przekraczających milion euro płaciły nawet 75 proc. podatku. Te przepisy zostały uchylone już po dwóch latach obowiązywania. Jérôme Cahuzac skutecznie unikał jednak PIT zarówno nad Sekwaną, jak i w Panamie.
Dla ukraińskiego biznesu zakładanie firm w rajach podatkowych to raczej reguła niż wyjątek. Także dlatego wśród czołowych inwestorów na Ukrainie pojawiają się od lat Brytyjskie Wyspy Dziewicze i Cypr – w rzeczywistości jest to reinwestowany kapitał ukraiński. Tamtejsi biznesmeni mają trzy powody rejestrowania spółek w tzw. off-shore’ach. Poza optymalizacją podatkową jest to też możliwość ukrycia prawdziwych właścicieli firm, co jest jednym z narzędzi wyprowadzania państwowych pieniędzy przez polityków i urzędników. Jest to też ochrona przed tzw. rejderstwem, czyli siłowym przejmowaniem firm przez konkurencję.
W przypadku prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki wiele wskazuje na to, że zakładając firmy na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, Cyprze i w Holandii, prezydent próbował uniknąć obiecywanego od miesięcy przekazania zarządu nad należącym do niego biznesem tzw. ślepemu funduszowi powierniczemu. Dochodzenie grupy Slidstwo.info, ukraińskiej części dziennikarskiego konsorcjum pracującego przy „Panama Papers”, wykazało, że żadne umowy powiernicze nie zostały jeszcze podpisane. Wczoraj Poroszenko zrzucił odpowiedzialność na prawników i doradców, wyrażając nadzieję, że wytłumaczą się oni przed ukraińską i zagraniczną prasą.
Walka z rajami podatkowymi jest trudniejsza, niż mogłoby się wydawać. Zupełnie niespodziewanie jedną z atrakcyjnych jurysdykcji podatkowych stały się Stany Zjednoczone. Oficjalnie Waszyngton w kwestii unikania podatków zajmuje twarde stanowisko i zmusza zagraniczne podmioty do donoszenia na amerykańskich obywateli trzymających pieniądze za granicą. Służy do tego specjalna ustawa Foreign Account Tax Compliance Act przyjęta w 2010 r.
Ta sama reguła nie działa jednak w drugą stronę, na razie USA odmawiają przystąpienia do Common Reporting Standard, inicjatywy mającej na celu wymianę informacji podatkowych między państwami powstającej pod auspicjami OECD – i która została zainspirowana zresztą amerykańską ustawą FATCA. Organizacja liczy na to, że już w 2018 r. informacje m.in. o zagranicznych kontach będzie wymieniać ponad 120 krajów. Polska zadeklarowała, że już w 2017 r. nasz fiskus będzie otrzymywał w ten sposób potrzebne mu informacje.
Polacy w rajach podatkowych
Afera Panama Papers zawiera również polskie wątki. Klientami kancelarii Mossac Fonseca byli m.in. Paweł Piskorski, b. poseł do europarlamentu i b. prezydent Warszawy, założyciele Grupy ITI Mariusz Walter i Bruno Valsangiacomo, oraz Marek Profus, wydawca tygodnika „Piłka Nożna”. Walter i Profus zdążyli już zapewnić, że od zawsze rozliczali się z fiskusem jako polscy rezydenci, a należące do nich spółki nie podjęły faktycznej działalności. Podobne argumenty przedstawił też wcześniej Paweł Piskorski.
Jednak, jak donosi RMF FM, Ministerstwo Finansów wszczęło już postępowanie analityczne i rozpoczęło zbieranie wszelkich dokumentów związanych z wyciekiem. Urzędnicy fiskusa mają m.in. wystąpić z odpowiednim wnioskiem do kancelarii Mossack Fonseca. Na wczorajszej konferencji prasowej wiceminister skarbu i główny inspektor informacji finansowej Wiesław Jasiński zapowiedział, że resort chce w swoich działaniach oprzeć się na ustawie o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu. – Ustawa pozwala nam sformułować podejrzenia dotyczące finansowania terroryzmu, prania pieniędzy, ale także przestępczości podatkowej – powiedział minister.
Polski trop istniał również w poprzednim wycieku tajnych dokumentów pod nazwą „Swiss Leaks”. Ujawniono wtedy nazwiska klientów szwajcarskiego banku inwestycyjnego HSBC, który pomagał unikać opodatkowania i zatajał istotne informacje przed fiskusem. Na liście przedstawionej przez ICIJ znalazło się 512 nazwisk związanych z naszym krajem, w tym 30 posiadających polskie obywatelstwo. Jak zapewniła pod koniec lipca 2015 r. Agnieszka Królikowska, ówczesna wiceminister finansów, resort znał te nazwiska i wnikliwie analizował wszystkie otrzymane dane. Zapytania do resortu w tej sprawie kierowali również parlamentarzyści. Do tej pory jednak lista Polaków korzystających z usług HSBC nie została upubliczniona.