Największym zwycięzcą lokalnych wyborów w Niemczech będzie najpewniej radykalna partia AfD. Niedzielne wybory w trzech niemieckich landach będą najpoważniejszym politycznym testem dla Angeli Merkel od początku kryzysu migracyjnego. Słaby wynik jej CDU oraz spory wzrost poparcia dla antyimigranckiej Alternatywy dla Niemiec (AfD) – na co jasno wskazują sondaże – wzmocnią presję na niemiecką kanclerz, by zrezygnowała ze swego uporu w kwestii przyjmowania imigrantów.
Parlamenty krajowe wybiorą mieszkańcy dwóch południowo-zachodnich landów – Badenii-Wirtembergii, Nadrenii-Palatynatu – oraz znajdującej się na terenie byłej NRD Saksonii-Anhaltu. Łącznie w nich mieszka ok. 17 milionów osób, co stanowi jedną piątą całej populacji Niemiec, zatem wynik będzie istotnym wskaźnikiem nastrojów społecznych. A te nie są dobre. Wprawdzie w tak ustabilizowanym systemie politycznym jak niemiecki chadecja nie przestanie z dnia na dzień być czołową siłą polityczną, ale jej przywódcy o niedzieli myślą raczej z obawą.
W Badenii-Wirtembergii – jednym z najbogatszych niemieckich landów, którzy przez dekady był bastionem chadecji – CDU przed pięcioma laty niespodziewanie straciła władzę, bo głosowanie odbywało się dwa dni po katastrofie w japońskiej elektrowni w Fukushimie, co ewidentnie pomogło Zielonym. CDU zdobyła najwięcej głosów, ale władzę sprawuje koalicja Zielonych i socjaldemokratów. Jeszcze latem sondaże wskazywały, że wszystko wróci do normy i chadecja znów będzie rządzić. I to samodzielnie. Dziś chadecja ma poparcie o ponad 10 pkt proc. mniejsze niż przed pięcioma laty, a kilka dni temu po raz pierwszy w historii została wyprzedzona przez Zielonych. Jednak to nie oni zyskali najwięcej, lecz AfD, która będzie walczyć z SPD o trzecie miejsce. W Saksonii-Anhalcie, gdzie władzę sprawuje koalicja CDU-SPD, czyli taka jak w całych Niemczech, AfD już wyprzedza socjaldemokratów i ma realne szanse na drugie miejsce. Na antyimigranckie ugrupowanie, które przed pięcioma laty jeszcze nie istniało, dziś zamierza głosować niemal co piąty mieszkaniec landu. Najmniejsze zmiany nastąpią w Nadrenii-Palatynacie, gdzie dwie główne niemieckie partie cieszą się praktycznie takim samym poparciem jak w poprzednich wyborach, ale tam też AfD wysunęła się na mocną trzecią pozycję i może spowodować, że dotychczasowej koalicji SPD-Zieloni zabraknie mandatów do dalszego sprawowania władzy. – Jeśli AfD wypadnie naprawdę dobrze we wszystkich trzech wyborach, winą zostanie obarczona Merkel i jej polityka imigracyjna. Im wyższy wynik AfD, tym większa będzie presja na CDU – mówi Reutersowi Frank Decker, politolog z uniwersytetu w Bonn.
Zapowiedź tego, co czeka niemiecką kanclerz, miała miejsce w minioną niedzielę, gdy w Hesji odbyły się wybory komunalne, czyli szczebel administracyjny niżej. CDU wygrała, minimalnie wyprzedzając SPD, ale poparcie dla niej spadło o 5,5 pkt proc. Straciły także SPD i Zieloni, a Alternatywa dla Niemiec z wynikiem 13,2 proc. zajęła trzecie miejsce. Wyniki z Hesji obalają przy okazji kilka funkcjonujących i często powtarzanych mitów – że AfD jest popularna głównie we wschodniej, uboższej części Niemiec, a antyimigranckie ugrupowania mają największe poparcie na terenach, gdzie imigrantów jest najmniej. Hesja pod względem PKB na jednego mieszkańca zajmuje czwarte miejsce w kraju, zaś w miejscowości Buedingen, gdzie zlokalizowany jest największy w landzie ośrodek dla imigrantów, 14 proc. głosów dostała neonazistowska NPD, co oznacza siedmiokrotny wzrost w porównaniu z 2011 r.
Poza tym głosowanie na chadecję bynajmniej nie oznacza popierania migracyjnej polityki Merkel, bo wielu partyjnych polityków ze szczebla landowego otwarcie się od niej dystansuje. Najbardziej znanym przykładem jest premier Bawarii Horst Seehofer, który wręcz groził zaskarżeniem rządowej polityki migracyjnej w trybunale konstytucyjnym, ale jego śladem idą też inni. Guido Wolf, przywódca CDU w Badenii-Wirtembergii i jej kandydat na szefa rządu, kilka dni temu wezwał do przywrócenia kontroli granicznych i prowadzenia maksymalnego dziennego limitu uchodźców, a wraz ze swoją odpowiedniczką z Nadrenii-Palatynatu Julią Kloeckner wydał oświadczenie, w którym mówią, iż nikt bez podstaw do uzyskania statusu uchodźcy bądź ochrony nie powinien być wpuszczany do kraju. Z kolei Reiner Haseloff, chadecki premier Saksonii-Anhaltu, powiedział niedawno, że demonizowanie wyborców AfD jest błędem. – Musimy uznać, że ta partia wypłynęła na obawach, które są podzielane przez szerokie warstwy społeczeństwa – przekonywał. Haseloff też publicznie skrytykował starania Merkel o europejskie rozwiązanie kryzysu migracyjnego, czyli niezbyt owocne starania stworzenia mechanizmu automatycznej relokacji.
O tym, że polityka migracyjna Merkel staje się obciążeniem dla chadecji, świadczą też badania opinii publicznej. Wprawdzie według opublikowanego w zeszłym tygodniu sondażu aprobatę dla jej działań wyraża 54 proc. Niemców, co oznacza, że odbiła się ona od sondażowego dna sprzed miesiąca, ale zadowolenie z polityki migracyjnej deklarowało tylko 39 proc., wobec 59 proc. niezadowolonych.