Toczący się od lipca ub.r. przed częstochowskim sądem proces w sprawie katastrofy kolejowej pod Szczekocinami zbliża się powoli do finału, przesłuchano już wszystkich świadków. Jeśli nie zdarzy się nic nieprzewidzianego, wyrok powinien zapaść w ciągu trzech miesięcy - ocenia prezes sądu.

W najbliższy czwartek miną cztery lata od tej katastrofy. W wyniku czołowego zderzenia dwóch pociągów zginęło 16 osób, a ponad 150 odniosło obrażenia.

Prokuratura Okręgowa w Częstochowie oskarżyła w tej sprawie dyżurnych ruchu Andrzeja N. i Jolantę S., którzy pełnili służbę w posterunkach kolejowych Starzyny i Sprowa i według oskarżenia doprowadzili do zderzenia pociągów, kierując je na ten sam tor. Za nieumyślne sprowadzenie katastrofy w ruchu lądowym może im grozić kara do ośmiu lat więzienia.

Zgodnie z decyzją sądu, proces toczy się z wyłączeniem jawności. Jak przekazał PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie Tomasz Ozimek, postępowanie jest już na końcowym etapie. Prezes Sądu Okręgowego w Częstochowie Adam Synakiewicz potwierdził, że sąd przesłuchał już wszystkich świadków zawnioskowanych przez prokuratora.

Prok. Ozimek zaznaczył, że prokuratura wnioskowała o przesłuchanie przed sądem jedynie kilkudziesięciu najważniejszych świadków. Za zgodą stron zrezygnowano z wzywania na rozprawę wszystkich pokrzywdzonych, co znacząco wydłużyłoby proces. Świadkowie przesłuchani przez sąd to m.in. przedstawiciele kolei, których zeznania mają istotne znaczenie dla oceny zachowania oskarżonych. W przypadku wielu innych świadków sąd poprzestanie na odczytaniu ich zeznań złożonych w śledztwie.

To jeszcze jednak nie zakończy postępowania. Na wniosek obrońcy Jolanty S. biegli mają przygotować uzupełniającą opinię dotyczącą przyczyn katastrofy. „Biegli mają sporządzić ją w ciągu miesiąca. Niewykluczone, że później sąd – z urzędu lub na wniosek stron – wezwie jeszcze autorów opinii na rozprawę” - wyjaśnił prezes Synakiewicz.

Inny wniosek dowodowy zapowiedział obrońca Andrzeja N. Chodzi uzupełniającą opinię lekarzy psychiatrów na temat oskarżonego. Właśnie ze względu na zdrowie N., który od czasu wypadku korzystał z pomocy psychiatrów, sąd utajnił proces. Biegli ze szpitala w Lublińcu, którzy rozpoznali u oskarżonego zaburzenia depresyjne reaktywne, uznali, że jest on mimo to zdolny do udziału w procesie. Zastrzegli jednak, że obecność na sali sądowej środków masowego przekazu może wpłynąć na pogorszenie się stanu zdrowia oskarżonego i jego zdolność do udziału w postępowaniu.

W szpitalu psychiatrycznym N. spędził kilka miesięcy po katastrofie i stan jego zdrowia długo nie pozwalał na przesłuchanie. Jednocześnie - według wcześniejszej opinii biegłych psychiatrów i psychologa, którzy badali go w trakcie śledztwa - w chwili katastrofy był poczytalny. Oznacza to, że może odpowiadać karnie.

Do wypadku doszło 3 marca 2012 r. we wsi Chałupki k. Szczekocin - na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa. Zderzyły się pociągi TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa-Kraków. Pociąg Warszawa-Kraków wjechał na tor, po którym z naprzeciwka jechał pociąg Przemyśl-Warszawa.

Śledztwo ws. katastrofy prowadziła Prokuratura Okręgowa w Częstochowie, która liczący ponad 100 stron akt oskarżenia wysłała do sądu w grudniu 2014 r. W śledztwie zgromadzono ok. 120 tomów akt. W sprawie status pokrzywdzonych ma 328 osób i instytucji, część z nich występuje w procesie w charakterze oskarżycieli posiłkowych.

Dyżurny ruchu ze Starzyn według prokuratury doprowadził do skierowania pociągu Warszawa-Kraków na niewłaściwy tor, co spowodowało czołowe zderzenie z drugim składem. Dyżurna ze Sprowy według śledztwa wydała zezwolenie na wjazd pociągu relacji Przemyśl-Warszawa na tor, po którym jechał już pociąg z Warszawy. Zdaniem prokuratury dyżurna nie sprawdziła, jaka jest przyczyna zajętości toru, co sygnalizował system kontroli ruchu.

Poza nieumyślnym sprowadzeniem katastrofy oskarżeni odpowiadają też za poświadczenie nieprawdy w dziennikach ruchu posterunków kolejowych. Andrzej N. i Jolanta S. przesłuchani w śledztwie nie przyznali się do zarzucanych przestępstw i odmówili złożenia wyjaśnień.

Z kompleksowej opinii specjalistów z zakresu kolejnictwa wynika, że zawinili nie tylko dyżurni, ale też maszyniści obu pociągów, którzy zginęli w katastrofie. Postępowanie w tym zakresie zostało umorzone. Tuż przed zderzeniem pociąg relacji Przemyśl-Warszawa jechał z prędkością 98 km/h, a pociąg Warszawa-Kraków z prędkością 40 km/h. Pierwszy ze składów rozpoczął hamowanie z prędkości 118 km/h w odległości 250 m od miejsca zderzenia, a pociąg relacji Warszawa-Kraków z prędkości 100 km/h w odległości 400 m od miejsca katastrofy.

Na podstawie opinii biegłych ds. transportu szynowego ustalono, że stan techniczny lokomotyw i wagonów, jak również infrastruktury kolejowej, nie miał wpływu na zaistnienie i przebieg katastrofy. Prokuratura wyliczyła, że zdarzenie skutkowało stratami materialnymi na ponad 19 mln zł. Na taką kwotę wyceniono wartość zniszczonych lokomotyw i wagonów, uszkodzonej nawierzchni, torów i sieci trakcyjnej.