Rośnie liczba obcokrajowców dostających zgody na pobyt czasowy. Najczęściej są to Ukraińcy, którzy stają się prawdziwą, zinstytucjonalizowaną mniejszością. Ale też mieszkańcy innych krajów chętniej tu pracują i żyją.
Z 37-letnią Witą z Doniecka DGP rozmawiał rok temu. Wtedy czekała w Warszawie na decyzję w sprawie przyznania statusu uchodźcy. Po kilku tygodniach i dokładniejszym sprawdzeniu przepisów stwierdziła, że jednak nie ma szans na to, by dostać u nas azyl.
– Poprosiłam o unieważnienie mojego wniosku i wróciłam na Ukrainę, ale tylko po to, by wystąpić o wizę – opowiada nam kobieta, która znowu mieszka w Warszawie. – Rok temu udało mi się tu znaleźć pracodawcę, który chciał mnie zatrudnić, i to nawet na umowę. Do tego trzeba mieć wszystko w urzędach załatwione. Na razie jestem tu na podstawie wizy ze zgodą na roczny pobyt i pracę, ale planuję wystąpić o zgodę na pobyt czasowy. Podobno jeżeli ma się stałe zatrudnienie, to urzędnicy są bardziej przychylni – opowiada Wita.

Polska jak Kazimierz – atrakcyjna

Takich jak ona obcokrajowców, którzy decydują się usankcjonować swój pobyt w naszym kraju, jest coraz więcej. Jak wynika z najnowszych danych Urzędu ds. Cudzoziemców, w 2015 r. wydano 65 tys. zgód na pobyt czasowy dla obcokrajowców, podczas gdy w 2014 r. było ich 42 tys., a w 2013 r. zaledwie 31,7 tys.
Tak wielu chętnych do zamieszkania i pracy w Polsce nie było nigdy wcześniej. To oczywiście głównie efekt migracji obywateli ukraińskich (ich dotyczy aż 33,5 tys. ubiegłorocznych pozytywnych decyzji władz, podczas gdy w 2012 r. było ich ledwie 9,8 tys.), ale także wejścia w życie nowej ustawy o cudzoziemcach, która ułatwiła pracodawcom staranie się o pracowników czasowych z zagranicy (liczba takich wniosków wzrosła w ciągu trzech lat aż trzykrotnie).
– Nie mamy do czynienia z jednorazowym skokiem, jakimś krótkotrwałym trendem. Wręcz przeciwnie, to zjawisko, które powinno u nas trwać jeszcze wiele lat, bo stoją za nim czynniki ekonomiczne – mówi nam Jakub Bińkowski, analityk Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Jego zdaniem można znaleźć na to dwa argumenty. – Po pierwsze stoi za tym nierównomierny rozwój gospodarczy Polski i Ukrainy. To wręcz przepaść. Nasz sąsiad 25 lat po upadku ZSRR pod względem rozwoju gospodarki, wysokości średniej płacy, PKB per capita w porównaniu z Polską oferuje ludziom tak słabe warunki życia, że w sposób naturalny ich ogromna część wybiera emigrację – tłumaczy ekspert. – To po prostu czysta ekonomiczna kalkulacja – dodaje. – Drugi powód przemawiający za tym, że nie jest to tylko ruch związany z sytuacją geopolityczną na Ukrainie – coraz więcej Ukraińców decyduje się swój pobyt legalizować, a więc myśli długoterminowo o sprowadzaniu rodzin, dzieci i zamieszkaniu w Polsce, a nie tylko zarabianiu tutaj – dodaje Bińkowski.
Rzeczywiście z roku na rok rośnie liczba Ukraińców legalizujących swój pobyt. Łącznie od 2007 r. na taki krok zdecydowało się już ponad 150 tys. Ukraińców, a zgody dostało ponad 111 tys. Coraz więcej jest też takich osób z Ukrainy, które mieszkają w Polsce na tyle długo i na tyle mocno zapuściły korzenie, że decydują się wręcz na wniosek o zezwolenie na pobyt stały. W 2015 r. na 8,7 tys. takich wniosków zgody dostało ponad 6,3 tys. osób, gdy dla porównania w 2011 r. wniosków było zaledwie 2 tys., a zgody dostało niecałe 1,7 tys. Ukraińców. Oczywiście w stosunku do ogólnej liczby Ukraińców przebywających i pracujących w Polsce (oficjalnie jest ich 650 tys., a do tego, jak szacuje się, około 270 tys. pracuje nielegalnie) nie są to jeszcze zawrotne liczby. Ale ich wzrost pokazuje nową tendencję.

Plaster na nasze emigracyjne rany

– Ewidentnie widać zmianę patrzenia na Polskę jako nie tylko na kraj, w którym można zarobić i wrócić do domu, ale jako na miejsce nawet jeżeli nie docelowe do życia, to przynajmniej na dłuższe zamieszkanie – potwierdza Karolina Zawiasa, analityk z Agencji EWL zajmującej się poszukiwaniem obcokrajowców do pracy w Polsce. – Większe zainteresowanie Polską jest też wśród mieszkańców innych części Europy, także Zachodniej, ale to głównie migranci ze Wschodu chcą zostać dłużej – dodaje.
– W efekcie emigracja ze Wschodu, szczególnie Ukraińców, staje się bardzo podobna do tej będącej udziałem Polaków do Wielkiej Brytanii, Irlandii czy Niemiec. Z czasowych „saksów” zamienia się w życie na miejscu, zapuszczanie korzeni i ściąganie całych rodzin – tłumaczy Bińkowski.
– Ewidentnie widać, że zaczynają się u nas tworzyć zalążki migranckich społeczności. A to dla Polski i naszej gospodarki bardzo dobry sygnał – przekonuje ekspert. Nie tylko dlatego, że naprawdę potrzebujemy pracowników. Również dlatego, że to pokazuje, iż jednak warto u nas mieszkać, no i że warunki życia zaczynają być konkurencyjne w stosunku do Europy Zachodniej.