Liczba emigrujących do Izraela w ciągu trzech lat zwiększyła się czterokrotnie. Wyjazd rozważa połowa z liczącej ćwierć miliona społeczności.
To już masowe zjawisko. W 2015 r. liczba tych, którzy wyjechali na stałe, wyniosła prawie 8 tys. Głównym powodem emigracji nie jest już obawa przed skrajną prawicą, lecz przed islamskim ekstremizmem.
Według Agencji Żydowskiej dla Izraela – pozarządowej organizacji zajmującej się pomocą w aliji, czyli powrocie do kraju pochodzenia – w zeszłym roku na taki krok zdecydowało się aż 7795 francuskich Żydów. Od początku lat 70. do roku 2012 włącznie liczba emigrujących z Francji do Izraela utrzymywała się na mniej więcej stałym poziomie – zwykle od 1000 do 2000 osób rocznie. W 2013 r. było to już prawie 3300, a w 2014 – ponad 7200. Zeszły rok jest więc kolejnym, w którym padł rekord. Dla porównania – w zeszłym roku aliję podjęło 774 Żydów brytyjskich i 150 niemieckich. Oczywiście trzeba pamiętać, że to we Francji mieszka najwięcej Żydów w Unii Europejskiej – ich liczbę szacuje się na 500 tys., co stanowi jedną trzecią wszystkich – ale to nie zmienia faktu, że problem w tym kraju realnie istnieje. We Francji liczba wyjeżdżających w przeliczeniu na każdy tysiąc Żydów wyniosła w zeszłym roku 16. W Wielkiej Brytanii było to 2,67, w Niemczech – 1,27. Francja stała się obecnie dla Izraela największym źródłem imigracji – wyprzedzając Stany Zjednoczone, gdzie mieszka ponad 5 mln osób pochodzenia żydowskiego, Rosję czy objętą konfliktem zbrojnym Ukrainę. Francuskie władze przyznają, że skala i powody wyjazdów są niepokojące. – Bez Żydów Francja nie będzie Francją. To najstarsza społeczność, są obywatelami Francji od czasów rewolucji – mówił niedawno premier Manuel Valls, zapewniając, że jego rząd zrobi wszystko, by zapewnić im bezpieczeństwo.
Rosnąca liczba wyjazdów jest bezpośrednio związana z coraz częstszymi atakami na Żydów lub żydowskie instytucje we Francji. Fala głośnych i krwawych ataków w ostatnich latach zaczęła się w marcu 2012 r. w Tuluzie, gdzie sprawca algierskiego pochodzenia zastrzelił w szkole żydowskiej cztery osoby, wprost motywując to nienawiścią do Żydów. Wydarzeniem, które dla wielu z nich stało się impulsem do wyjazdu, był atak na koszerny supermarket na przedmieściach Paryża w styczniu zeszłego roku, dwa dni po strzelaninie w redakcji „Charlie Hebdo”. Powiązany z Państwem Islamskim sprawca zastrzelił tam czterech Żydów. Trzy tygodnie temu zainspirowany działalnością tej organizacji 15-latek turecko-kurdyjskiego pochodzenia zaatakował na ulicy w Marsylii żydowskiego nauczyciela maczetą. Był to trzeci tego typu przypadek w tym mieście od października. – W związku z tego typu głośnymi atakami francuska społeczność żydowska od pewnego czasu żyje z głębokim poczuciem braku bezpieczeństwa – mówi Avi Mayer, rzecznik Agencji Żydowskiej. Jakkolwiek we Francji radykalizują się także nastroje wśród zwolenników skrajnej prawicy, zdecydowanej większości ataków na Żydów dokonują osoby pochodzenia arabskiego. Niektóre szacunki mówią, że odpowiadają one aż za 95 proc. antysemickich ataków we Francji, choć ta liczba może być trochę przesadzona.
Po ostatnim incydencie w Marsylii lider tamtejszej wspólnoty żydowskiej Zvi Ammar wezwał jej członków, by z obawy o własne życie zaprzestali noszenia jarmułek w miejscach publicznych. Zresztą ukrywanie pochodzenia trwa już od pewnego czasu. Według badania Unii Europejskiej z 2013 r. 74 proc. francuskich Żydów robi tak przynajmniej czasami, a jedna czwarta – stale. Z kolei opublikowane w zeszłym tygodniu badania francuskiego instytutu IFOP pokazują, że 68 proc. tamtejszych Żydów nie czuje się bezpiecznie w kraju, 43 proc. zostało przynajmniej raz fizycznie zaatakowane z powodu pochodzenia, 59 proc. zna osobiście kogoś, kto w ciągu ostatnich kilku lat wyjechał na stałe z Francji, zaś połowa, czyli ćwierć miliona osób – sama rozważa emigrację.
To jeszcze zwiększy liczby, które i tak są niedoszacowane. Statystyki Agencji Żydowskiej obejmują tylko osoby przesiedlające się do Izraela, a nie jest on jedynym kierunkiem wyjazdów. Część z nich wybiera np. Londyn, gdzie w żydowskich szkołach już prawie połowę dzieci stanowią te pochodzące z Francji.

Problemy nie tylko nad Sekwaną

We Francji, gdzie mieszka ponad jedna trzecia z 1,5 mln Żydów w Unii Europejskiej, problem antysemickich ataków jest najpoważniejszy, ale w innych państwach sytuacja też wygląda niepokojąco. Najgłośniejsze zamachy wymierzone w żydowskie instytucje w ostatnich latach – oprócz ataku na szkołę w Tuluzie w marcu 2012 r. i na koszerny supermarket na przedmieściach Paryża w styczniu 2015 r. – miały miejsce w Belgii, gdzie w maju 2014 r. ostrzelano żydowskie muzeum w Brukseli, i w Danii, gdzie w lutym 2015 r. podobnie potraktowano kopenhaską synagogę. We wszystkich czterech przypadkach sprawcami były osoby arabskiego pochodzenia, które deklarowały nienawiść do Żydów.
Tego typu głośne wydarzenia, w których użyta jest broń palna i są ofiary śmiertelne, choć zdarzają się coraz częściej, nadal należą do sporadycznych wypadków. Ale równocześnie w wielu krajach rośnie liczba antysemickich incydentów mniejszego kalibru, typu napaści, pobicia czy słowne znieważanie. W Niemczech w 2014 r. zanotowano 1596 incydentów o charakterze antysemickim, co było największą liczbą w całej Unii Europejskiej i prawie 25-proc. wzrostem w porównaniu z poprzednim rokiem. W Wielkiej Brytanii w 2014 r. tego typu incydentów odnotowano 1168, co było najgorszym wynikiem w historii i ponad dwukrotnym wzrostem w stosunku do 2013 r. Podobnie jest też w Belgii czy innych krajach.
Sytuacja różni się zaś, jeśli chodzi o motywacje. W Niemczech zdecydowaną większość sprawców stanowią osoby wywodzące się ze środowisk neonazistowskich – spośród zidentyfikowanych sprawców należały do nich 1342 osoby, podczas gdy siedem było związanych ze skrajną lewicą, a 176 z islamskim ekstremizmem. Ale rok wcześniej do tej ostatniej kategorii należało tylko 31 sprawców. W Wielkiej Brytanii niemal za cały wzrost antysemickich incydentów odpowiadają tereny, na których zamieszkują duże społeczności muzułmańskie, na pozostałych – ich liczba się praktycznie nie zmieniła. Wymowny jest też fakt, że połowa tych incydentów w 2014 r. miała miejsce w lipcu i sierpniu, gdy akurat trwał izraelsko-palestyński konflikt w Strefie Gazy.