Trafiłem na intrygujący internetowy test. Nazywa się „Which Famous Economist Are You Most Similar To?”. Czyli „Do którego słynnego ekonomisty jesteś najbardziej podobny?”. Z początku byłem nieco rozczarowany, że nie chodzi o badanie podobieństwa fizycznego (ja chciałbym przypominać Justina Wolfersa z Uniwersytetu w Michigan). Albo że nie wszyscy ekonomiści, których można przypominać, są aż tacy słynni. Ale w sumie to nie ma co narzekać. Test jest dobry. I proponuję się w wolnej chwili przebadać.
Pytań jest 30. Aby uzyskać reprezentatywną diagnozę, warto odpowiedzieć przynajmniej na 20. Pytania można opuszczać, a po każdym z nich oznaczająca nasze preferencje czerwona kropeczka wędruje sobie po uproszczonym diagramie. Pomiędzy kropeczkami owych ekonomistów, z którymi się mierzymy. Jak wyjaśnia autor wizualizacji, tym grafem nie należy się jednak aż tak bardzo sugerować, bo pokazuje on odpowiedzi tylko w dwóch wymiarach. Mówiąc z grubsza, czytelne jest tylko to, że dolna linia to jakby klasyczne podziały na „prawicę” i „lewicę”. Ale faktycznie tych wymiarów jest więcej. I bardziej reprezentatywne jest nazwisko ekonomisty, które system nam wypluwa po udzielaniu kolejnych odpowiedzi. Ostatecznie to do tego ekonomisty (lub ekonomistki) jesteśmy – zgodnie z tekstem – najbardziej podobni.
Zagadnienia są różnego typu. Kilka dziwacznych (na przykład dotyczących cen podręczników ekonomii w USA) można pominąć. Zaczynamy od nieśmiertelnego pytania o wpływ cen ropy na amerykańską gospodarkę. Potem jest już jednak bardziej swojsko. Pytania (5.), (6.) i (7.) dotyczą na przykład kwestii podatkowych. Na przykład tego, czy zmiany stawek albo progów podatkowych wpływają na zachowania podatników? Kryje się za tym pewien ważny ekonomiczny spór. W którym jedna ze stron (nazwijmy ją liberalną) straszy, że każdy ruch na podatkach (oczywiście chodzi im o ruch w górę) spowoduje spadek skłonności do pracy. Wedle zasady: po co mam pracować więcej, skoro nawet jak zarobię, i tak nic nie będę z tego miał. Antyliberałowie twierdzą z kolei, że to wcale nie tak działa. I ludzka ochota do pracy tylko w niewielkim stopniu uzależniona jest od obciążeń podatkowych. A częściej bywa wyrazem ambicji, statusu albo w ogóle nie jest brana pod uwagę. Zwłaszcza przez osoby o wysokich dochodach, które często nie wiedzą, ile dokładnie zarabiają. Wniosek z tego rozumowania jest więc taki, że krańcowe stawki podatkowe (te dla najbogatszych) można by spokojnie podwyższać. I nic złego by się nie wydarzyło.
Pytania (8.) i (19.) dotyczą Grecji. I są testem, którą opowieść o trwającym tam kryzysie kupiliśmy. Czy tę głoszącą, że gdyby rząd Syrizy przystał na pakiet „bolesnych, ale koniecznych” reform aplikowanych im przez trojkę, to już wkrótce byłoby po kryzysie. Czy może jest odwrotnie. A dotychczasowy przebieg kryzysu w strefie euro pokazuje, że lekarstwo w postaci pakietu oszczędnościowego już dawno przeistoczyło się w truciznę.
Pytania (20.), (21.) i (22.) to z kolei gorący temat rynku pracy. I wpływu płacy minimalnej na gospodarkę jako całość. Powiedzieć, że w tym temacie ekonomiści nie są zgodni, to właściwie jakby skłamać. Bo tam toczy się prawdziwa wojna. Jedni dowodzą, że płaca minimalna to prosty przepis na wzrost bezrobocia. Wedle doskonale znanej i powtarzanej w Polsce do znudzenia przez lobby pracodawców logiki, że jak będzie trzeba podzielić tę samą część pieniędzy na większe cząstki, to nieuchronnie tych cząstek będzie więcej. Ta teza ma jednak wielu wrogów. Powołujących się na szereg badań empirycznych (choćby słynnych Kruegera i Carda z 1993 r.), że tak się wcale nie dzieje. Albo argumentujących zgodnie z logiką popytową (pracownicy wydają tyle, ile zarabiają, a pracodawcy zarabiają tyle, ile wydają).
Mamy wreszcie również kilka pytań dotyczących podejścia do filozofii rozwoju ekonomicznego (24.), (25.). W którym chodzi o ustalenie, czy bliska nam jest teoria „skapywania” (najpierw wzrost gospodarczy, który pociągnie za sobą poprawę innych wskaźników, np. stanu zdrowia obywateli). Czy też dobrobyt społeczeństwa budowany jest raczej od dołu. A więc, że to poprawa warunków zdrowia publicznego pompuje PKB.
Zdaniem komputerowego algorytmu mnie najbliżej do belgijskiej ekonomistki Marianne Bernard zajmującej się głównie ekonomią społeczną i ekonomią pracy. Przyznam się szczerze, że jej dokonań dotąd nie znałem. Ale może to będzie właśnie początek pięknej intelektualnej przyjaźni. A jak to wygląda u państwa?
Antyliberałowie twierdzą, że ludzka ochota do pracy w niewielkim stopniu uzależniona jest od obciążeń podatkowych. A częściej bywa wyrazem ambicji, statusu albo w ogóle nie jest brana pod uwagę