Pomysł Dudy na zwiększenie kwoty wolnej od podatku nie spowoduje żadnego tam deficytu, bo zaoszczędzone pieniądze trafią z powrotem na rynek i nakręcą koniunkturę, łatając dziurę.

Ekonomia Keynesowska w dwóch punktach? Raz: Y = C + I + G. Po ludzku mówiąc, na PKB (Y) składają się konsumpcja (C), inwestycje (I) i wydatki rządowe (G) (dodatkowo też eksport netto, ale to drobiazg). Jak zwiększymy któryś ze składników, np. konsumpcję, to zwiększa się Y, a potem także I (jak jest więcej konsumpcji, to firmy więcej inwestują) i koło się kręci.
Dwa: w czasie dekoniunktury zwiększamy deficyt (czyli C lub G), by rozbujać gospodarkę, i spłacamy go w czasie koniunktury. Tak mniej więcej broni swojej koncepcji podwyższenia kwoty wolnej od podatku Andrzej Duda. Przecież jego pomysł zwiększenia jej ponad dwukrotnie nie spowoduje żadnego tam deficytu, bo zaoszczędzone pieniądze trafią z powrotem na rynek (C) i nakręcą koniunkturę, łatając dziurę.
Kluczowe jest tutaj to, że aby ten efekt zadziałał, deficyt musi powstać, przynajmniej czasowo. Jeśli za każdą złotówkę wzrostu w C miał nastąpić równy spadek G, to nasze Y by nie drgnęło. Ciekawe jest w tym to, że gdy ostatnio PiS zabierał twardo głos w sprawie długu publicznego, brzmiał jednak bardziej konserwatywnie. W 2013 r., w dyskusji o zawieszeniu progu ostrożnościowego przy zadłużaniu państwa, to m.in. PiS, w tym rzeczniczka Andrzeja Dudy Beata Szydło, ostro atakowało Platformę. A rok 2013 był najgorszy dla gospodarki i rynku pracy w ciągu ostatnich kilku lat, jak popuszczać rządowego pasa, to właśnie wtedy. Ale w owym czasie PiS jakoś nie wierzył, że wzrost deficytu pomoże gospodarce i dzięki napędzaniu konsumpcji sam siebie spłaci w przyszłości.
W czasie kampanii PiS ustami Dudy brzmi za to bardziej keynesowsko niż sam Keynes. W 2015 r. czeka nas niezły, ponad 3-proc., wzrost i nic nie zapowiada, aby nie trwało to w 2016 r. Chciałoby się, żeby ci sami ludzie, który w 2013 r. straszyli nas, że zawieszenie progu ostrożnościowego spowoduje utratę kontroli nad finansami publicznymi, skorzystali z okazji i właśnie ten deficyt może nieco przycięli, póki gospodarka jest na fali. Ale niestety, może i dziura budżetowa sama się nie załata, ale wybory też same się nie wygrają.