Dziennik Gazeta Prawna
Kiedy 47 republikańskich senatorów za plecami prezydenta Baraka Obamy i Departamentu Stanu skierowało do rządu Iranu pismo podważające stanowisko władz swego państwa wobec rokowań z Iranem, to dopuścili się oni naruszenia obowiązującego prawa. W Stanach Zjednoczonych obowiązuje bowiem ustawa Logana z 1799 r. zakazująca osobom nieupoważnionym prowadzenia rozmów z władzami tych państw, które znajdują się w konflikcie z USA.
Mieszkaniec Pensylwanii George Logan w 1798 r. – z własnej inicjatywy i na własny koszt – przybył do Paryża, aby ustanowić pokój pomiędzy USA a Francją. Wiceprezydent Jefferson dał mu list polecający, co spowodowało, że Logan został przyjęty przez przewodniczącego Dyrektoriatu. Natomiast prezydent John Adams był zdania, że osoby prywatne nie powinny zajmować się rozwiązywaniem konfliktów międzypaństwowych. Stanowisko prezydenta znalazło poparcie w Kongresie, który przyjął wspomnianą ustawę. Na jej mocy osoba nieupoważniona, która ją naruszyła, podlegała karze grzywny do 5 tys. dolarów lub trzech lat więzienia.
Nie sądzę, aby senatorowie obawiali się ustawowych kar. Swoistą karę poniosły jednak – w opinii międzynarodowej – Stany Zjednoczone jako mocarstwo, w którym grupa ustawodawców samowolnie usiłowała zastępować władzę wykonawczą.
Dla obserwatorów międzynarodowych wystąpienie kongresmenów było przejawem zdumiewającej arogancji. Z władzami Iranu negocjują przedstawiciele pięciu wielkich mocarstw – stałych członków Rady Bezpieczeństwa: USA, Chin, Francji, Rosji i Wielkiej Brytanii – oraz Niemiec. Każde z tych państw dysponuje wybitnymi specjalistami w zakresie techniki jądrowej i wytrawnymi negocjatorami. Żadne nie jest natomiast zainteresowane tym, by Iran znalazł się w posiadaniu broni jądrowej. Tymczasem amerykańscy senatorzy i popierany przez nich premier Izraela uznali, że wiedzą lepiej.
Władze Iranu trafnie uznały, że wystąpienie senatorów było próbą storpedowania pokojowych rokowań. Niepowodzenie rokowań byłoby argumentem na rzecz opcji militarnej, czyli zbombardowania irańskich elektrowni jądrowych przez izraelskie samoloty. Tego rodzaju napaść na elektrownie irackie w czasach Saddama Husajna była usprawiedliwiana przez amerykańskie władze i media, co spowodowało kolejny spadek zaufania do Zachodu w świecie islamskim. W świecie współczesnym opcja militarna mogłaby przerodzić się w szerszy konflikt międzynarodowy w warunkach pogorszenia się stosunków amerykańsko-izraelskich.
W okresie radzieckiej inwazji w Afganistanie amerykańscy parlamentarzyści równolegle z rządem podejmowali działania, których celem było zbrojenie mudżahedinów. Otrzymywali oni nowoczesną broń zwiększającą straty wojsk inwazyjnych. Amerykańska broń trafiała do rąk radykalnych fanatyków islamskich – wrogów demokracji i przestrzegania praw człowieka – dla których USA i cały Zachód to wielki szatan. Nic też dziwnego, że po wycofaniu przez Michaiła Gorbaczowa wojsk radzieckich z Afganistanu broń ta była i jest używana przeciwko USA – byłemu fundatorowi i sojusznikowi.
Z sytuacji tej swoje wnioski wyciągnęli Rosjanie. Doszli oni do przekonania, że Zachód traktuje jako sojuszników wszystkich, którzy strzelają do Rosjan. Stąd już tylko krok do konstatacji, że wrogość wobec Rosji to naczelna cecha Zachodu zasłaniającego się hasłami o demokracji, wolności i obronie praw człowieka.
Należy podkreślić, że starania indywidualnych Amerykanów na rzecz zbrojenia mudżahedinów były komplementarne w stosunku do polityki rządu. Stąd też nie było protestów.
Komplementarne były też działania podejmowane w innych okolicznościach przez znane osobistości, które nie sprawowały już funkcji państwowych. Kiedy były prezydent Richard Nixon podróżował do Chin, to sprawozdanie z przeprowadzonych rozmów było przekazywane Departamentowi Stanu. Były prezydent Jimmy Carter podróżował do Korei Północnej, aby uzyskać zwolnienie obywateli amerykańskich z więzienia i powrócić z nimi do USA. Carter osiągnął to, co było trudne do załatwienia oficjalnymi kanałami dyplomatycznymi.
Posunięcia polityków, którzy we własnym mniemaniu wiedzą lepiej i działają za plecami własnego rządu, podważają autorytet państwa. Skłaniają do pytań w rodzaju: Kto tam rządzi?, czy warto z nimi rozmawiać?. Natomiast korzystne jest dla państwa posiadanie osobistości szanowanych przez przeciwników, które to osobistości mogą pomagać w sytuacjach trudnych lub też niezręcznych dla władz.