Celem ofensywy separatystów jest pozbawienie Kijowa dostępu do mórz Azowskiego i Czarnego. Wówczas kraj straci jakiekolwiek znaczenie strategiczne.
Po kilku tygodniach ofensywy Ukraińcy stracili – jak mówią wojskowi – moment strategiczny. Ich próba odbicia Zagłębia Donieckiego została zahamowana na przedmieściach Doniecka i Ługańska. Kijów wysłał do tego regionu większość sił zdolnych do walki. Ryzykując, że Rosjanie w ramach odpowiedzi dopuszczą się mniej lub bardziej otwartej inwazji na Ukrainę.
Ten scenariusz właśnie się spełnia. Ofensywa separatystów, najpewniej wspartych przez siły rosyjskie, idzie na południu. Jej celem jest pozbawienie sąsiada dostępu do morza. Najpierw Azowskiego. Później, w rejonie Odessy, także Czarnego. Bez Odessy i Mikołajowa Ukraina stanie się krajem kadłubowym. Z zerowym znaczeniem strategicznym w rejonie czarnomorskim. Nawet jeśli nie uzna wykrojonych przez Rosjan korytarzy, skaże się na wieloletni, bezproduktywny spór na forum międzynarodowym o to, kto jest suwerenem na tym terenie.
Już wiosną, po aneksji Krymu, pojawiły się obawy przed utworzeniem kolejnego frontu od strony separatystycznego Naddniestrza, by przejąć kontrolę nad Odessą. Scenariusz nie wypalił. Zakończył się wielogodzinnymi starciami na ulicach Odessy, zakończonymi spektakularnym i niewyjaśnionym do dziś spaleniem domu związków zawodowych, w którym zginęło 40 osób o orientacji prorosyjskiej. Równolegle trwały niepokoje w obwodach donieckim i ługańskim. Jak mówili nam wtedy doradcy rozbitej po ucieczce Wiktora Janukowycza Partii Regionów, cała para Zachodu szła jednak w zablokowanie rosyjskich ambicji wobec ukraińskiego wybrzeża – Odessy i Mariupola – a nie w Zagłębie Donieckie.
– Amerykanie liczyli się z rebelią w Doniecku i Ługańsku. To było oczywiste, że tam wejdą. Równolegle całą siłę skupili na spacyfikowaniu separatystycznych nastrojów w Odessie. Ukraina bez portów miałaby dla nich nieporównywalnie mniejsze znaczenie. Brak Odessy to koniec marzeń o porcie LNG i uniezależnieniu się od dostaw gazu z Rosji – mówił w rozmowie z nami doradca PR. W tym czasie w amerykańskiej ambasadzie powstał zespół zajmujący się sprawami wybrzeża. – Amerykanie grozili zamrożeniem kont osób z Partii Regionów, które poprą rebelię w Mariupolu i Odessie. Wszystkie ich wysiłki były ukierunkowane na utrzymanie tych miast – komentował przedstawiciel regionałów.
Sami Ukraińcy szykowali się na powstrzymanie marszu Rosjan z Krymu, Naddniestrza i Rostowa nad Donem. W Mariupolu powstały uzbrojone milicje wierne wówczas najbogatszemu oligarsze Rinatowi Achmetowowi. Oficjalnie miały strzec jego majątku. Nieoficjalnie – spełnić rolę ochotniczych batalionów. Do Mariupola przeniesiono również z Doniecka ukraińskie władze obwodowe z gubernatorem Serhijem Tarutą na czele. Przesmyk Perekopski graniczący z Krymem obsadzono regularnym wojskiem. Oddziałami z zachodniej Ukrainy, co do których była pewność, że nie złożą broni i nie przejdą na stronę Rosjan.

Rosjanie zaprzeczają, by ich żołnierze uczestniczyli w ataku na Morze Azowskie

Na początku lipca Kijów rozpoczął robiącą wrażenie ofensywę wymierzoną w okopanych w Zagłębiu Donieckim separatystów. W poprzednich tygodniach starano się wzmocnić armię. Początkowo, po upadku Janukowycza, Ukraińcy dysponowali kilkoma tysiącami żołnierzy gotowych do walki. Do lipca ta liczba zbliżyła się do 40 tys. To już była konkretna siła, która pozwoliła najpierw zająć Słowiańsk, będący pierwszą twierdzą samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej, a następnie także Kramatorsk.
Ukraińcom udało się odciąć DRL od bliźniaczej Ługańskiej Republiki Ludowej i granicy z Rosją. Na przełomie lipca i sierpnia ta ofensywa najwyraźniej się jednak zatrzymała, a w połowie miesiąca oddziały DRL i ŁRL przeszły do kontrofensywy. Padły Szachtarsk, Krasnyj Łucz i Sniżne. Donieck odzyskał połączenie z rosyjską granicą, dzięki czemu Ukrainę mogli opuścić dwaj wysoko postawieni w ruchu separatystycznym obywatele Rosji – były premier DRL Aleksandr Borodaj i były minister obrony DRL Igor Striełkow vel Girkin.
Kilka tysięcy Ukraińców zostało otoczonych w pobliżu Amwrosijiwki na południe od Doniecka. W kotle amwrosijiwskim znaleźli się zarówno regularni żołnierze sił zbrojnych, jak i ochotnicy z batalionów Ajdar, Donbas i Szachtarsk. 24 sierpnia stało się jasne, że celem wspieranych przez Rosję oddziałów Noworosji, będącej oficjalnie konfederacją DRL i ŁRL, jest przebicie się do Morza Azowskiego. W nocy z czwartku na piątek zajęto Nowoazowsk – ważne strategicznie, 12-tysięczne miasto na granicy z Rosją.
– Podjąłem decyzję o odwołaniu roboczej wizyty w Republice Tureckiej w związku z poważnym zaostrzeniem sytuacji w obwodzie donieckim, zwłaszcza w Amwrosijiwce i Starobeszewie, ponieważ faktycznie doszło do wprowadzenia wojsk rosyjskich na Ukrainę – ogłosił prezydent Ukrainy. Petro Poroszenko miał pojechać do Turcji na inaugurację nowo wybranego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana. Jeszcze we wtorek, gdy w Mińsku trwało spotkanie Poroszenki z jego rosyjskim odpowiednikiem Władimirem Putinem, spekulowano, że w Ankarze dojdzie do kolejnej rundy rozmów.
Rosjanie tradycyjnie zaprzeczają, by ich żołnierze uczestniczyli w ataku na Morze Azowskie. – Naszych partnerów interesuje nie sytuacja humanitarna na południowym wschodzie Ukrainy, ale jakieś mityczne rosyjskie kolumny wojskowe, które rzekomo idą właśnie na Nowoazowsk. Żadnych kolumn oczywiście nie ma – tłumaczył wczoraj stały przedstawiciel Rosji przy OBWE Andriej Kielin.
– W przypadku agresji ze strony Federacji Rosyjskiej i przyjaznych jej terrorystów z obwodu donieckiego do Rosji pojadą tysiące „ładunków 200”. Oby wszyscy Rosjanie nareszcie trzeźwo spojrzeli na kierownictwo swojego państwa – mówił wczoraj Hennadij Korban, wicegubernator obwodu dniepropetrowskiego, będącego dla strony ukraińskiej bezpośrednim zapleczem wojny w Zagłębiu Donieckim. „Ładunek 200” to tradycyjna nazwa trumien z ciałami zabitych żołnierzy. Rosjanie na razie próbują ukryć, że takie ładunki już do nich płyną. Opozycyjni rosyjscy dziennikarze przedstawili dowody na potajemne pochówki rosyjskich desantników, m.in. w Pskowie.
Z kolei jeden z ochotniczych batalionów przedstawił w ubiegłym tygodniu nagrania przesłuchań rosyjskich poborowych pojmanych na terenie Ukrainy. Rosja stwierdziła, że „zabłądzili podczas patrolu granicznego”. Według prężnie działającego ruchu matek żołnierzy liczba poległych i rannych obywateli Rosji przekroczyła już 400 osób. Takie informacje, jeśli przedostaną się do opinii publicznej, mogą znacząco obniżyć poparcie dla działań Putina. Na razie prezydenta Rosji popiera 84 proc. społeczeństwa. Jednak jedynie 5 proc. wprowadzenie wojsk na tereny Zagłębia Donieckiego.
Udziału rosyjskich żołnierzy nie ukrywają już jednak nawet sami separatyści. – W Kijowie i na Zachodzie mówią o rosyjskiej interwencji wojskowej, żeby uzasadnić jakoś te masowe porażki, jakich ukraińska armia doznaje nie pierwszy miesiąc. Nigdy nie ukrywaliśmy, że wśród nas jest wielu Rosjan, bez których pomocy byłoby nam bardzo trudno walczyć. Powiem jeszcze bardziej otwarcie. Wśród nas walczą i obecni wojskowi, którzy zdecydowali się spędzić przepustki nie na morskich plażach, a wśród braci walczących o swoją wolność – mówił obecny premier DRL Aleksandr Zacharczenko. Według niego po stronie separatystów walczy 4 tys. takich „ochotników”.
Teraz ci „ochotnicy” próbują odciąć obwód doniecki od morza. Mapy kolportowane przez zwolenników Noworosji przedstawiają ją jako obszar ciągnący się od Charkowa przez Ługańsk, Donieck, Mikołajów, Chersoń aż po Odessę i Naddniestrze. Do jej utworzenia jest jednak bardzo daleka droga. Rebelia w Zagłębiu Donieckim wybuchła, bo jej inspiratorzy mogli liczyć na umiarkowane poparcie lokalnej ludności, spośród której jedna trzecia popierała zjednoczenie z Rosją. Pozostała część południowo-wschodniej Ukrainy jest zdecydowanie bardziej proukraińska, a liczba potencjalnych stronników separatystów nie przekracza tam 10 proc.