Wiceszef Parlamentu Europejskiego nie odpuści celnikom. Według dziennika "Bild", we wtorek Jacek Protasiewicz miał wyzywać obsługę lotniska we Frankfurcie nad Menem. Niemiecka bulwarówka twierdzi, że europoseł był pijany.

Protasiewicz uważa, że ci funkcjonariusze celni powinni być odsunięci od służby. Jak mówił, ma nagranie z zatrzymania na lotnisku i ma ono dowodzić, że doszło do nieprawidłowości. Poseł zamierza je upublicznić dziś w Parlamencie Europejskim. I dodaje, że niezależnie od konsekwencji politycznych, nie odpuści sprawy i nie pozwoli, by mundurowi posuwali się do takich praktyk wobec obcokrajowców. Tym bardziej, że jeden z nich miał się chwalić, że podobnie traktował Jurija Łucenkę - kandydata na premiera Ukrainy. O 9:00 Protasiewicz ma rozmawiać o sprawie z sekretarzem generalnym Parlamentu Europejskiego.

Jak relacjonuje w rozmowie z IAR, na lotnisku poszło o paszport dyplomatyczny. Protasiewicz twierdzi, że nie był pijany - jak sugerują media. Wypił jedynie "dwie porcje wina" na pokładzie samolotu, jednak nie zataczał się, ani nie "bełkotał". Przyznaje natomiast, że mógł być "rozemocjonowany".

Według relacji europosła, podczas przejścia przez kontrolę został zatrzymany z niewielkim bagażem. Po prośbie o pokazanie dokumentów pokazał paszport dyplomatyczny. To - jak relacjonuje - rozzłościło celnika, który był,zdaniem europosła, "ewidentnie źle nastawiony". Oddając mu paszport powiedział "raus". To z kolei zdenerwowało europosła, który zapytał czy zdaje sobie sprawę, że to słowo kojarzy się z określeniem "Heil Hitler!". Europoseł Protasiewicz relacjonuje, że został pchnięty. W odpowiedzi powiedział celnikowi, by jechał do Auschwitz i zobaczył jakie są skutki używania siły.

Zdaniem europosła, w dalszej kolejności celnik zaprowadził go w miejsce, gdzie nie było monitoringu i przekazał go funkcjonariuszowi policji. Europoseł znów pokazał paszport dyplomatyczny i zapowiedział, że będzie filmował interwencję. W odpowiedzi został skuty w kajdanki i poprowadzony do radiowozu. Wszystko nagrywał drugim telefonem, który miał w kieszeni. Protasiewicz mówił, że policjanci zachowywali się wobec niego "mało elegancko", szturchali go i popychali. Na pytanie europosła, czy mają zamiar go pobić, jeden miał odpowiedzieć: "Wystarczy, że pobiliśmy Łucenkę, ciebie nie będziemy".

W dalszej kolejności europoseł trafił na komisariat gdzie poprosił telefonicznie o pomoc konsula. Następnie wyszedł na wolność i - jak mówi - był przepraszany przez policję.

Jacek Protasiewicz powiadomił w tej sprawie sekretarza generalnego PO Pawła Grasia. Tymczasem rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska mówiła IAR, że europoseł będzie musiał wytłumaczyć się ze swojego zachowania. Dodała, że wyjaśnienia będą musiały być szybkie i złożone nie tylko w Polsce, ale także w Parlamencie Europejskim.